Kategoria: 'Ukraina'

Przed chwilą wróciłem z piekarni z jednym z naszych chłopaków, którzy schronili się w klasztorze. Znów udało się kupić 250 bochenków świeżutkiego chleba. Jazda z takim towarem to prawdziwa przyjemność. W czasie wojny chleb, taki prosty, zwyczajny, bez żadnych dodatków pachnie cudownie! Trochę zostanie u nas, a większość trafi przez wolontariuszy do potrzebujących mieszkańców Kijowa.
Poprosił mnie o. Misza Romaniw, by koniecznie Wam napisać, że wczoraj wieczorem był bardzo mocno podłamany sytuacją. Walki toczyły się o miejscowości znajdujące się niedaleko Fastowa. Między innymi o Makarów i Borodyankę – często tamtędy przejeżdżałem z nim i wolontariuszami z Fastowa w drodze do Warszawy. Miasteczko zbombardowane – serce pęka oglądając zdjęcia z miejsc, które znasz. Ale właśnie wtedy, w tym trudnym psychicznym momencie, lekarstwem dla duszy stały się słowa braci. „To mnie podniosło na duchu, przełamało smutek i zniechęcenie” – stwierdził Misza.
Chciałbym dziś napisać słowo o niezwykłych kobietach, jakimi są siostry zakonne. Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Dominikanek w Żółkwi na zachodzie Ukrainy przez kilka dni karmiły uchodźców wojennych na polsko-ukraińskim przejściu graniczny w Rawie Ruskiej. Pierwsze momenty ewakuacji, to kolejki mające 25 km. długości. Bezkres ludzkich dramatów, łez, niepewności, rozdzielonych rodzin… Dzielne kobiety w białych habitach były przy tych ludziach.
Prosimy o wsparcie finansowe dla mieszkańców Ukrainy. Pomoc zostanie przekazana przez naszych braci dominikanów pracujących na tym terenie. W ten sposób będziemy pewni, że pieniądze będą trafiać bezpośrednio do najbardziej potrzebujących.
Chciałbym dziś napisać Wam, że dla mnie ta ostatnia niedziela lutego i pierwsza niedziela wojny, jest dniem wdzięczności. Radosną wiadomością podzielił się z nami o. Misza Romaniw. Wspominałem wczoraj, że najmłodszy mieszkaniec Domu św. Marcina to teraz Dawid, który ma dzisiaj „osiemnastkę”. Osiemnaście dni temu przyszedł na świat w obwodzie donieckim. Myślę o nim jak o Dawidzie od św. Marcina.
Część z nas, w tym ja, spędziliśmy noc w piwnicy. Nasz klasztor ma dwie piwnice, które są równocześnie pomieszczeniami duszpasterskimi, więc standard jest niezły. W tym momencie jedna z piwnic jest dla kobiet, które się u nas zatrzymały, a druga dla nas i innych mężczyzn. Kilkanaście osób z nami związanych poprosiło bowiem o możliwość czasowego zatrzymania się u nas, bo mieszkają w niebezpiecznych rejonach miasta, albo samemu, albo w byle jakich budynkach, bez dostępu do piwnic czy schronów. Nasza „wojenna wspólnota” radykalnie się więc powiększyła.