Zakon
zobacz prezentację o Zakonie
Zakon na każde czasy
Dominikanie powstali z potrzeby nowego duszpasterstwa. W początku XIII wieku, kiedy Europa była uniwersalną społecznością chrześcijańską, Kościół miał silną pozycję i mógł wywierać duży wpływ na władzę świecką, paradoksalnie okazało się, że w pełnieniu swojej misji jest on słaby i wymaga radykalnej odnowy. Jednym z jej elementów była duchowa rewolucja, jaką przyniosło powstanie zakonów żebraczych, w tym dominikanów. Pieszo, w sandałach, z Pismem Świętym w ręce ubodzy kaznodzieje przemierzali świat, rozmawiając nieustannie z Bogiem i o Bogu, czyli modląc się i głosząc Ewangelię. Zakon ten błyskawicznie rozprzestrzenił się po świecie, co wskazuje jak trafna była ta odpowiedź na potrzeby czasu. Co kilkadziesiąt lat wraz z całym Kościołem przechodził kryzysy, zawsze jednak odnawiając się, a zarazem dając impuls odnowy Kościołowi powszechnemu. Skrót OP (od łacińskiej nazwy Ordo Praedicatorum – Zakon Kaznodziejów) tłumaczy się nieraz złośliwie jako “Ogromnie Pyszni”, co oczywiście jest nieprawdą, choć niektórzy dominikanie mówią, że gdyby w odpowiednim czasie dominikanie dobrze działali, jezuici byliby niepotrzebni.
Założyciel
Jest nim św. Dominik Guzman (1170-1221). Przez blisko dziesięć lat był on kanonikiem kapituły katedralnej w Osmie, w Hiszpanii. Biskup tej diecezji, Diego z polecenia króla wyruszył do Danii w celu prowadzenia układów o małżeństwo syna królewskiego. Dominik został wybrany na towarzysza tej wyprawy. W drodze napotkali oni heretyckie grupy albigensów działające w południowej Francji. Dominik przez całą noc dyskutował z właścicielem gospody, który był członkiem sekty, próbując ukazać mu błędy tej drogi. Wtedy też poczęła w nim kiełkować idea wędrownego teologa-kaznodziei. Po zakończeniu misji królewskiej oraz wizycie u papieża obaj, Dominik i biskup, powrócili na tereny opanowane przez herezję. W drodze napotkali niepocieszonych legatów papieskich, którzy z całym orszakiem wracali po nieudanej próbie nawracania albigensów. Wysłuchawszy narzekań legatów mieli im poradzić: “Trzeba ogniem odpowiedzieć na ogień. Przywódcy heretyków żyją surowym życiem, praktykują długie posty, podróżują pieszo i głoszą słowo Boże z prostotą Apostołów”. Tak też uczynili, a biskup Diego i Dominik przyłączyli się do nich. Wkrótce przekonali się o skuteczności takiego działania.
Oprócz ruchów heretyckich przyczyną powstania dominikanów była potrzeba nowego duszpasterstwa, którą wywołały przemiany społeczne. Między innymi chodziło o gwałtowny rozwój miast, gdzie wielkie skupiska ludzkie często były pozbawione opieki duchowej. Równocześnie powstawały coraz większe i silniejsze ośrodki uniwersyteckie, w których teologia odgrywała fundamentalną rolę, ale także stawiała wciąż nowe pytania będące dla Kościoła wyzwaniem. Intensywnie rozwijał się handel, a z nim migracje ludności i konfrontacja ze światem niechrześcijańskim, głównie z islamem. Do tego koniecznie trzeba dodać wewnętrzne trudności Kościoła takie jak nadmierna instytucjonalizacja, zbyt daleko idące powiązania z władzą świecką oraz niski poziom życia duchowego i intelektualnego kleru, idący w parze z brakiem ewangelicznego świadectwa życia i opieszałością w głoszeniu Ewangelii.
Stopniowo św. Dominik dochodził do wniosku, że tym wyzwaniom sprostać może tylko zakon, który będzie dawał Kościołowi stały dopływ odpowiednio przygotowanych kaznodziejów. Wcześniej jednak niż bracia dominikanie powstała żeńska gałąź zakonu. Dominikowi udało się bowiem nawrócić pewną liczbę kobiet należących do sekty albigensów, dla których właśnie założył klasztor w Prouille.
Z dnia na dzień wokół Dominika gromadzili się kaznodzieje, którzy utworzyli pierwszą wspólnotę i w grudniu 1216 roku zakon oparty na regule św. Augustyna został zatwierdzony przez papieża Honoriusza III. Papież nawet miał stwierdzić, że we śnie widział walący się gmach Kościoła, który jednak zachował się, dzięki oparciu na dwóch filarach, którymi były zakon franciszkanów (założony w 1215 r.) i właśnie dominikanie. Mając zaledwie kilkunastu braci Święty niemal natychmiast rozesłał ich do różnych części Europy: Francji, Hiszpanii, Włoch aby nieustannie głosząc zakładali nowe konwenty. Przyjaciele Dominika oraz niektórzy bracia protestowali, mówiąc, że jest zbyt wcześnie by się rozpraszać, że nie są jeszcze uformowani, nie mają doświadczenia, odpowiednich struktur itd. Na to Dominik podobno odpowiedział: “Ziarno rozsiane wydaje owoc, ale gdy je zgromadzić w jednym miejscu – gnije”.
W 1220 i 1221 r. odbyły się kolejne kapituły generalne, na których powstały Konstytucje zakonu. Kiedy już istniały struktury zakonu, przybywało powołań i bracia umieli odnajdować swoje miejsce w Kościele i świecie – św. Dominik zmarł w Bolonii, w święto Przemienienia 1221 roku. Dopiero po śmierci okazało się jak bardzo ubogi był założyciel zakonu, nie miał bowiem nawet własnej celi. Trzynaście lat później był już kanonizowany.
Początki
Bezpośrednio po Dominiku generałem zakonu został bł. Jordan z Saksonii, który obejmując urząd miał zaledwie 30 lat. Miał on wielki dar wzbudzania powołań, dlatego gdy przybywał do jakiegoś miasta, zwłaszcza uniwersyteckiego, by głosić rekolekcje, natychmiast kazał szyć wielką ilość habitów. Znana jest historia o paryskim studencie, który biegnąc na ulicy zderzył się ze swoim przyjacielem a zapytany dokąd tak się spieszy, odpowiedział: “biegnę do dominikanów, bo tam mistrz Jordan przyjmuje do zakonu”. Pisząc listy do swej duchowej przyjaciółki, dominikanki bł. Diany Andalo (wydane po polsku przez dominikańskie wydawnictwo W Drodze) zawsze podkreślał ilu nowicjuszy przyjął do zakonu. Wstępowali zaś zarówno studenci jak też wybitni profesorowie. Zapytany kiedyś dlaczego do zakonu wstępują raczej humaniści niż teologowie (rozróżnienie wynikające ze średniowiecznego podziału nauk) odpowiedział:
“Humaniści przez cały tydzień piją wodę Arystotelesa i innych filozofów, dlatego jeśli łykną na niedzielnym czy świątecznym kazaniu słów Chrystusa i Jego sług, od razu są upici winem Ducha Świętego i nie tylko swój majątek, ale samych siebie Bogu ofiarują. Teologowie zaś często takich słów słuchają, toteż są czasem jak nieokrzesany kościelny, który bez szacunku zachowuje się przy ołtarzu i odwraca się do niego tyłem, gdyż często przebywa w kościele”.
Pełniąc funkcję generała w latach 1222 – 1237 Jordan sam przyjął do zakonu ponad tysiąc braci i przygotował ich do służby kaznodziejskiej. W pierwszych latach zakon rozwijał się i rozprzestrzeniał błyskawicznie w całej Europie. Już w 1256 r. liczył ok. 13 tysięcy braci mieszkających w blisko 400 konwentach.
Duchowość
W pamięci zakonu postać jego założyciela, św. Dominika Guzmana jest obecna w sposób bardzo dyskretny. Nie narzucił on jakiegoś ścisłego schematu osobowości dominikańskiej. Jeden ze starszych dominikanów opowiada, że szukając w młodości swojego powołania odwiedził wiele zakonów i wszędzie – jak twierdzi – widział w pobożnych mnichach odciśnięty jeden wzór. U kaznodziejów natomiast, gdy patrzył na kilkudziesięciu braci śpiewających nieszpory, uderzyło go – jak mówi – że co jeden, to inny. Dlatego właśnie – mówi zwykle ze śmiechem – do tego zakonu wstąpił. Z powodu tej różnorodności oraz indywidualności duchowość dominikańską trudno jest zdefiniować. Mówi się nieraz, że jej specyfiką jest brak wszelkiej specyfiki. A jednak ci, którzy mają kontakt z dominikanami często podkreślają, że ten zakon ma w sobie coś charakterystycznego i wyróżniającego, choć jest to trudne do nazwania.
Dominikanów wyróżnia wspólnota. Rano przed jutrznią i wieczorem w porze nieszporów po kolei otwierają się drzwi cel zakonnych i słychać jak z grzechotaniem różańców bracia jeden po drugim podążają do kaplicy klasztornej. Po wspólnym obiedzie i kolacji zakonnicy gromadzą się na rekreacji, w czasie której dzielą się wrażeniami z zakończonych właśnie rekolekcji czy wykładów, a relacje te przeplatają się z dowcipami lub wspomnieniami, z dyskusją na tematy duszpasterskie a nieraz także sportowe czy polityczne, czasami do rozmowy zakradnie się jakaś złośliwość. Kapituły, czyli spotkania całego klasztoru, na których omawia się, dyskutuje i w razie potrzeby głosuje wszystko, co dotyczy duszpasterstwa, dyscypliny, finansów – to jeszcze inny wymiar wspólnoty. Wszystko u dominikanów, poczynając od ustroju, poprzez modlitwę aż do odpoczynku nastawione jest na wspólnotę.
Ducha zakonu kształtuje też szukanie prawdy, któremu ma służyć zarówno kontemplacja jak i studium. Veritas czyli Prawda to hasło zakonu, które jednak z założenia nie jest ideologią lecz autentyczną, przemyślaną i wierną doktryną katolicką. Dlatego duży nacisk położony jest na studia. W pierwszych wiekach praktycznie każdy klasztor był szkołą i to reprezentującą wysoki poziom.
Ponadto dominikanów cechuje żywy kult maryjny, o którym wiele mówią dawne przekazy. Legenda o widzeniu św. Dominika mówi, że ukazała mu się Matka Boża chroniąc swoim płaszczem wszystkich braci i siostry jego zakonu. W zamyśle św. Dominika duchowość kaznodziejów miała być uniwersalna, po prostu apostolska, zgodnie z Chrystusowym rozesłaniem: “Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”.
Ta uniwersalność dominikańskiej duchowości sprawia też – tak utrzymuje znawca duchowości dominikańskiej, irlandzki dominikanin Paul Murray – że świetnie się w niej mogą odnaleźć ludzie świeccy. Otwartość wobec świata, nastawienie na dialog, dążenie do prawdy, wspólnota – to cechy, które zachęcają wielu ludzi do życia duchem św. Dominika. (Niebawem nakładem wydawnictwa “W drodze” ukaże się książka Paula Murraya OP o duchowości dominikańskiej)
Śluby
Śluby zakonne są – mówiąc w ogromnym skrócie – rezygnacją z rzeczy dobrych na rzecz jeszcze lepszych. Mają one prowadzić do pełniejszego oddania się na służbę Chrystusowi i Kościołowi. U dominikanów, jak w większości zakonów, składa się trzy śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Młody (zazwyczaj) zakonnik po rocznym nowicjacie wkładając swoje dłonie w dłonie prowincjała oparte na konstytucjach zakonnych mówi: ” Ja, brat NN, składam profesję i ślubuję posłuszeństwo Bogu, Najświętszej Maryi Pannie, św. Dominikowi i tobie, bratu …. że będę posłuszny tobie i twoim następcom według reguły św. Augustyna i ustaw Braci Kaznodziejów”. Takie śluby składa się w prowincji polskiej najpierw na dwa lata, potem na rok, i znowu na dwa lata. Po tym okresie ślubów czasowych składa się śluby wieczyste usque ad mortem (aż do śmierci).
Składając śluby przyrzeka się właściwie tylko posłuszeństwo; natomiast ubóstwo i czystość są jakby w posłuszeństwie zawarte. Istotą tego ślubu jest dobrowolne poddanie swojej woli przełożonym. Ślub ten opiera się na wierze, że przez pośrednictwo przełożonych działa Pan Bóg, objawiając w ten sposób swoją wolę względem poszczególnych braci i całych wspólnot. Każdy przełożony jest również zobowiązany do posłuszeństwa: Ewangelii, Kościołowi, Prawu zakonnemu i wyższym przełożonym. Trzeba dodać, że posłuszeństwo ma być ochocze i pełne zaufania, natomiast nie ślepe – nie wyklucza dialogu i wspólnego z przełożonym rozpoznawania Bożego zamysłu. Dwie cechy dominikańskiego posłuszeństwa warto jeszcze zaznaczyć. Po pierwsze: prawo zakonne nie obowiązuje pod grzechem i “bracia mają je przyjmować z mądrością: nie jako niewolnicy postawieni pod prawem, lecz jako wolni obdarzeni łaską” (z Konstytucji zakonu). Po drugie natomiast: bardzo istotna jest w zakonie instytucja dyspensy: “Dla skutecznej realizacji celu zakonu, przełożony ma władzę dyspensowania, gdy uzna to za pożyteczne, zwłaszcza w wypadku, gdyby coś stało na przeszkodzie studiowaniu, głoszeniu słowa Bożego lub pożytkowi dusz” (z Konstytucji zakonu).
Ślub ubóstwa i czystości jest zawarty w posłuszeństwie, dlatego też w przyrzeczeniu nie wymienia się ich osobno. Ubóstwo u kaznodziejów, którzy zaliczają się do zakonów żebraczych, czyli mendykanckich, ma w sobie coś szczególnego, albowiem jest ściśle związane z jego apostolskim powołaniem, jest ono narzędziem dla głoszenia. Ma dawać większą wolność w głoszeniu oraz przypominać, że ważniejsze niż bogactwa ziemskie są skarby gromadzone w niebie. Przed ślubami wieczystymi (“aż do śmierci”) każdy z braci pisze testament, w którym wskazuje komu miałyby przypaść wszelkie dobra, gdyby na przykład otrzymał je w spadku.
W pierwszych latach zakon rzeczywiście opierał swoje istnienie na jałmużnie. W klasztorach nie wolno było gromadzić zapasów na więcej niż jeden dzień. Obecnie każdy klasztor posiada jakieś zabezpieczenie materialne. Bracia jednak mają zachowywać ubóstwo, choć nie należy w zakonie żałować środków na to, co służy studiowaniu i apostolstwu.
Modlitwa
Dominikański sposób życia, podobnie jak i franciszkański, był wielkim novum w odniesieniu do wcześniej istniejących zakonów, które cechowało stabilitas loci czyli stałość miejsca oraz – mówiąc w znacznym uproszczeniu – ukrycie lub zamknięcie. Nowość zakonów mendykanckich polegała głównie na aktywności i wyjściu do świata, w przypadku dominikanów na kaznodziejstwie realizowanym zwłaszcza w miastach. Natychmiast jednak powstała konieczność określenia jakiejś zdrowej relacji między tą aktywnością a życiem modlitwy. Dewizą św. Dominika było: “Mówić nieustannie z Bogiem lub o Bogu” co oznacza być ciągle zajętym modlitwą i kaznodziejstwem. To znalazło odbicie w charakteryzującej zwięźle dominikanów łacińskiej sentencji streszczającej sens ich powołania: contemplare et contemplata aliis tradere (kontemplować i dzielić się z innymi owocami tej kontemplacji). Ważna zatem jest w duchowości dominikańskiej równowaga pomiędzy aktywnością a życiem modlitwy, która zresztą jest bardzo trudna do osiągnięcia.
Modlitwa wspólnotowa to najpierw Msza święta zwana konwentualną, ponieważ ma gromadzić cały konwent (czyli wspólnotę danego klasztoru). Cechą charakterystyczną niemal wszystkich polskich klasztorów dominikańskich jest codzienna Msza święta z kazaniem odprawiana w samo południe. Podobnie Liturgia Godzin od początku jest wspólnie odmawiana lub śpiewana w tradycyjny, gregoriański sposób. Zwolnieni z tej wspólnej modlitwy są bracia, którzy w tym czasie mają zajęcia duszpasterskie, są na wykładach, wyjechali na rekolekcje lub prowadzą jakieś spotkanie. Dopełnieniem modlitwy wspólnej jest osobiste rozmyślanie, czytanie duchowe, a także ściśle z dominikanami związany różaniec. Przez bardzo długi czas nawet powstanie różańca przypisywano św. Dominikowi, co jednak nie jest ścisłe, bowiem różaniec jest starszy niż dominikanie, powstawał przez długi czas i stopniowo zmieniał swoje formy. Natomiast niewątpliwie wędrowni kaznodzieje ogromnie przyczynili się do popularyzacji tej modlitwy, albowiem będąc często w drodze zastępowali różańcem psałterz a przy tym zaszczepiali go w tych miejscach, gdzie głosili kazania.
Równowaga pomiędzy kontemplacją i aktywnością w zakonie dominikańskim jest zapewniona jeszcze w inny sposób: oprócz dominikanów istnieją też mniszki żyjące za klauzurą, które właśnie przez wytrwałą modlitwę w pełni uczestniczą w kaznodziejskim duchu Dominikowym. W polskiej prowincji istnieje dawny zwyczaj, że za każdego spośród braci wstępujących do zakonu od początku modli się któraś z dominikanek – mniszek, co zgodnie z katolicką wiarą w wymianę dóbr duchowych między wierzącymi, jest bardzo ważnym wsparciem w posłudze kaznodziejskiej. Nieraz bracia wyjeżdżający na rekolekcje proszą o modlitwę całą wspólnotę sióstr.
Kaznodziejstwo
“Głosić wszystkim, zawsze, wszędzie i na wszystkie możliwe sposoby” – to wezwanie jest bardzo istotne dla dominikanów, bo podkreśla, że głoszenie dokonuje się nie tylko przez homilie, kazania czy rekolekcje. Kaznodzieją był oczywiście św. Tomasz z Akwinu, który niewątpliwie większą część swojego twórczego życia spędził nie na ambonie lecz na pisaniu lub dyktowaniu swoich dzieł. Wielkim kaznodzieją był nauczyciel Akwinaty, św. Albert Wielki, wybitny teolog, ale też przyrodnik i matematyk, który wiele czasu spędził zapewne w zaciszu bibliotek i ówczesnych laboratoriów. Dla wielu do dziś wybitnymi głosicielami Boga są mistycy nadreńscy: Mistrz Eckhart, Henryk Suzo i Jan Tauler. Kaznodziejską posługę pełniła dominikańska tercjarka – św. Katarzyna ze Sieny. Ta ledwo piśmienna mistyczka korespondowała z najwybitniejszymi osobistościami swojej epoki, bez zahamowań wzywając do nawrócenia papieża, biskupów i monarchów. Bł. Bartłomiej de Las Casas potrafił przeciwstawić się nieludzkiej zachłanności hiszpańskich konkwistadorów stając się obrońcą Indian w Ameryce Środkowej. Św. Marcin de Porres zwiastował Chrystusa przez opiekę nad chorymi, bezdomnymi i nędzarzami. Raczej nie głosił im kazań, lecz dawał coś do zjedzenia, udostępniał nieraz własne łóżko choremu lub bezdomnemu – i to było jego głoszenie. Podobnie przez służbę ubogim, w sposób bardzo dyskretny, ale skuteczny, uczestniczył w kaznodziejstwie jeden z ostatnio wyniesionych na ołtarze członków rodziny dominikańskiej – bł. Pier Giorgio Frassati, student i tercjarz dominikański. Błogosławiony Jan z Fiesole nazywany powszechnie Fra Angelico, przemawiał swoimi freskami, poprzez które do dziś uczy ludzi wrażliwości na piękno i na Boga.
Od samego początku dominikanie podkreślają, że ich posługa kaznodziejska jest dziełem wspólnotowym. Pierwsze wspólnoty klasztorne nazywały się nawet “świętym kaznodziejstwem”. Oznacza to nie tylko, że na rekolekcje lub misje wyjeżdżają oni po dwóch lub trzech. Nie chodzi również tylko o spotykane dziś w kościołach dominikańskich tzw. kazania dialogowane, mówione przez dwóch czy kilku braci. Święte kaznodziejstwo oznacza, że cała wspólnota, każdy jej członek, obojętnie jaką w klasztorze pełni funkcję, ma udział w pracy każdego brata głoszącego słowo Boże. Ten udział mają także, choć w różnym stopniu członkowie rodziny dominikańskiej.
Ostatni generałowie zakonu podkreślają także, że skoro dominikanie mają głosić “wszystkim na wszelkie możliwe sposoby”, to niewątpliwie w ich powołaniu zawarte jest także wezwanie do pracy w mediach, które są skutecznym narzędziem docierania do milionów ludzi. Dlatego, jeśli to tylko możliwe, zakon posyła tych braci, którzy mają ku temu zdolności do pracy w telewizji, radiu, internecie czy w prasie.
Studium
Jeden z dawnych dominikanów zostawił po sobie dość przerażające przesłanie: “Aby być dobrym dominikaninem trzeba studiować przynajmniej 15 godzin dziennie”. W naszym stuleciu ta zasada została na szczęście sprostowana przez zmarłego w 1995 r. ojca Bocheńskiego, który powiedział, że 15 godzin to przesada – wystarczy 12. Jeszcze inaczej sprawę postawił wieloletni rektor dominikańskiego kolegium filozoficzno-teologicznego o. Jan Andrzej Kłoczowski. Jego zdaniem ludzie dzielą się na samouków i na nieuków, dlatego też charakterystyczne dla dominikanów jest, że program ich studiów nie jest zbytnio przeciążony ilością obowiązkowych wykładów, natomiast dużo czasu przeznacza się na studium indywidualne.
Podstawowe studia trwają u dominikanów 6 lat, obejmują 5 semestrów filozofii oraz 7 teologii i kończą się uzyskaniem tytułu magistra teologii. Po ukończeniu formacji podstawowej dominikanie jeszcze przez kilka lat zdają egzaminy z różnych dziedzin teologii: z biblistyki, teologii moralnej, prawa kanonicznego. Znaczna część braci podejmuje jednak dalszą naukę na którejś z uczelni w Polsce albo za granicą, łącząc nieraz studia z pracą duszpasterską. Ponadto poszczególne klasztory powinny troszczyć się o ciągłe pogłębianie przez braci wiedzy. W tym celu w każdej wspólnocie istnieje oficjum (czyli funkcja, posługa) lektora, którego obowiązkiem jest organizować wykłady, spotkania czy dyskusje zwłaszcza dotyczące najbardziej palących tematów duszpasterskich czy teologicznych. Wreszcie nad życiem intelektualnym w całej prowincji zakonnej czuwa regens i promotor formacji stałej, a dla całego zakonu ustanawiany jest asystent ds. życia intelektualnego.
Mimo że zakon kładzie duży nacisk na studia, ma stosunkowo niewielu typowych naukowców. Wynika to z faktu, że studia są wyraźnie podporządkowane duszpasterstwu. Często nawet ci, którzy są posłani przez przełożonych na dodatkowe studia, ulegają pokusie podejmowania jakichś zajęć duszpasterskich, co utrudnia im zdobywanie stopni naukowych.
Święty Tomasz z Akwinu
Przewodnikiem i patronem dominikanów zarówno w dziedzinie życia intelektualnego jak również pod względem łączenia intelektu z wiarą i modlitwą jest św. Tomasz z Akwinu (1224-1274), wielki filozof, doktor Kościoła i najwybitniejszy teolog chrześcijański. Kiedy św. Tomasz studiował pod kierunkiem Alberta Wielkiego, współbracia nazywali go “milczącym Wołem”. Św. Albert, który poznał już potęgę Tomaszowego intelektu, słysząc kiedyś to przezwisko powiedział: “jeszcze usłyszycie jak ten Wół zaryczy!”. Opierając się na Objawieniu i Tradycji kościelnej, stojąc mocno na gruncie rzeczywistości a zarazem odważnie korzystając z osiągnięć współczesnej mu filozofii stworzył on system filozoficzno-teologiczny, którego trafność, jasność i mądrość jest aktualna do dziś, choć oczywiście w wielu kwestiach szczegółowych, zwłaszcza dotyczących zagadnień z zakresu nauk przyrodniczych jest anachroniczna. Mało przystępny dla współczesnego człowieka może być również Tomaszowy sposób prowadzenia wykładu dostosowany do średniowiecznych standardów uprawiania nauki. Natomiast imponująca jest jego rzetelność i pokora w dociekaniu prawdy. Zgodnie ze scholastycznym schematem jego dzieła mają postać dysputy, w których św. Tomasz zawsze gromadzi najtrudniejsze zarzuty przeciw własnym tezom i przedstawia najpełniejszą ich listę – i dopiero wtedy, krok po kroku zarzuty te zbija.
Charakterystyczny dla Tomasza jest głęboki chrześcijański optymizm w spojrzeniu na naturę ludzką. Dlatego też jego teologia moralna opiera się na cnotach, a więc na pozytywnych, dobrych sprawnościach duchowych, które człowiek z Bożą pomocą może w sobie wypracować, a nie koncentruje się na przykazaniach i grzechach.
W ciągu wieków myśl św. Tomasza była na różne sposoby eksploatowana i często przy tym wypaczana a tomizm w wydaniu komentatorów różnych stuleci stał się bardzo skostniały. Jednakże w XX stuleciu – dzięki takim wybitnym postaciom jak Jacques Maritain, Etien Gilson czy dominikanie Marie-Dominique Chenu i Yves Congar, a także zawiązanej na KUL Szkole Lubelskiej – dokonało się odnowienie, czy raczej odkrycie autentycznej myśli Tomaszowej i przeniesienie jej we współczesność. Autentyczny tomizm był i jest od czasów średniowiecza podstawą katolickiej teologii, o czym przypomniał Jan Paweł II w encyklice “Fides et ratio”, w której pisze o “nieprzemijającej nowości myśli św. Tomasza z Akwinu”.
Inkwizycja
Inkwizycja jest prawdziwym garbem dla Kościoła, szczególnie zaś dla zakonu dominikańskiego. Nie da się go zdjąć, jednakże wiele rzeczy można i trzeba wyprostować. Najpierw jednak zdecydowanie trzeba podkreślić, że zakon nie powstał dla inkwizycji i nie należy ona do jego posłannictwa. Zresztą zaangażowani w nią byli nie tylko dominikanie, ale także franciszkanie i duchowni diecezjalni. Jeśli na urząd inkwizytora często powoływano właśnie dominikanina, to z tej prostej przyczyny, że w tym zakonie można było w średniowieczu znaleźć najlepiej przygotowanych teologów, co było tym istotniejsze, że oskarżenia o herezje (składane czasami przez zawistnych sąsiadów np. w celu przejęcia majątku) dotyczyły nieraz subtelności teologicznych, w których tamta epoka celowała.
Zakon dominikański długo bronił się przed obciążeniami go tym niewdzięcznym zadaniem. Poza tym nigdy dość przypominać, że to władzy świeckiej bardziej na inkwizycji zależało niż Kościołowi, a błąd Kościoła polegał na tym, że dał się tu wykorzystać jako narzędzie. Zresztą niektóre kraje, nawet zwalczające papiestwo, karały śmiercią heretyków znacznie wcześniej niż powstała inkwizycja. Osobno należy też traktować inkwizycję hiszpańską, która nie miała nic wspólnego z kościelną a pełniła rolę państwowych organów ścigania wrogów władzy królewskiej. Państwo popierało inkwizycję zwalczającą herezje dlatego, że ruchy heretyckie, także te, których członków nawracał św. Dominik, były z ducha rewolucyjne i to w takim sensie w jakim my współcześnie rozumiemy rewolucyjność, przez co stanowiły poważne zagrożenie dla porządku społecznego. Niejednokrotnie np. waldensi przynaglani “duchem ubóstwa” grabili i mordowali właścicieli ziemskich a także z “pogardy dla ciała” uprawiali rozpustę.
Co do wyroków inkwizycyjnych, zwłaszcza zaś kary śmierci, zawsze wykonywała je władza świecka a nie kościelna, co na przykład nieprawdziwie ukazane jest w głośnej powieści Umberto Eco “Imię róży” a jeszcze bardziej w powstałym na jej podstawie filmie. Ukazany tam jeden z najbardziej aktywnych inkwizytorów Bernard Gui wydał 930 wyroków, przez co często rozumiano, że skazał 930 osób na stos. Tymczasem spośród tej liczby w 42 przypadkach orzekł on przekazanie władzom świeckim, która miała prawo wykonać wyrok śmierci. Inne sprawy kończyły się takimi wyrokami, jak pielgrzymka, modlitwa, ofiara, post a czasami uniewinnienie i oczyszczenie z zarzutów. Oczywiście 42 wyroki śmiertelne to coś strasznego. Niemniej jest różnica między tą liczbą, a 930. Oprócz takich jak Bernard istnieli także święci inkwizytorzy. Jednym z nich jest św. Piotr z Werony, który został zamordowany przez heretyków. Konając napisał on na ziemi palcem umoczonym we własnej krwi: “Credo”, czyli wierzę. Poza tym niejednokrotnie także sami dominikanie i to wybitni, jak choćby Hieronim Savonarola, padli ofiarą inkwizycji.
Struktura i ustrój
Strukturalnie Zakon Dominikański dzieli się na prowincje, a te z kolei na klasztory (konwenty) i domy zakonne (małe, kilkuosobowe placówki, nie spełniające wymogów klasztoru). W niektórych regionach wspólnoty nie spełniają wymagań, aby być prowincją, wówczas, o ile istnieją perspektywy rozwoju, mogą być wiceprowincją lub wikariatem. Przełożonym klasztoru jest przeor, prowincją kieruje prowincjał, natomiast na czele całego zakonu stoi generał. Na każdym poziomie przełożonego wspiera, a zarazem kontroluje jego władzę, kilkuosobowa rada. Prawo zakonne określa precyzyjnie, jaki jest zakres decyzji, które może podejmować samodzielnie przeor, prowincjał lub generał, a które decyzje wymagają dodatkowo zgody jego rady. Najwyższą władzą zakonu jest kapituła generalna, czyli zgromadzenie prowincjałów i delegatów z poszczególnych prowincji. Zakon kieruje się powszechnym prawem kościelnym oraz własnym prawem zakonu, którym jest starożytna Reguła św. Augustyna i Konstytucje zakonne.
Ustrój zakonu na każdym poziomie jest demokratyczny. Oznacza to, ze wszyscy przełożeni są wybierani przez zainteresowaną wspólnotę lub jej delegatów, a władza sprawowana jest kadencyjnie. Przeora wybiera co trzy lata dana wspólnota klasztorna, a zatwierdza prowincjał, prowincjała wybierają na cztery lata przełożeni i delegaci wszystkich klasztorów w prowincji, a następnie wybór wymaga akceptacji generała, natomiast generał pełni swój urząd przez 9 lat, a jego elekcji dokonują poszczególni prowincjałowie i delegaci z prowincji. Poza tym ogromna część decyzji “codziennych”, dotyczących życia i pracy poszczególnych wspólnot podejmowanych jest drogą głosowania, dzięki czemu można mówić, że to, co dzieje się w Zakonie jest dziełem wspólnoty.
Oczywiście, tak jak wszędzie, ustrój demokratyczny nie jest idealny, ma swoje zalety i posiada też wady. Niemniej byś może właśnie takiemu ustrojowi zawdzięcza zakon to, że jest jeden, że nie ma żadnych dominikanów reformowanych lub bosych – są po prostu dominikanie.
Aktualnie zakon liczy ok. 7,5 tysiąca braci, a tworzy go 50 prowincji, wice- prowincji i wikariatów. Na czele zakonu od 2010 r. stoi Francuz, ojciec Bruno Cadore, który jest 87 z kolei generałem zakonu.
Zakon dominikański to nie tylko dominikanie kapłani i bracia współpracownicy, ale to również cały szereg innych wspólnot i stowarzyszeń, które tworzą razem Rodzinę Dominikańską. Należą do niej mniszki (których w Polsce w trzech klasztorach żyje ok. 70), siostry ze zgromadzeń czynnych, członkowie instytutów świeckich i fraterni zrzeszających kapłanów bądź świeckich. Łącznie świeckich dominikanek i dominikanów jest w Polsce około 500 zrzeszonych w 18 fraterniach. Czasami rodzinę dominikańską porównuje się do drzewa, którego gałęzie wprawdzie rozrastają się we wszystkich kierunkach, ale wszystkie tkwią w jednym pniu i mają wspólne korzenie. Podobnie poszczególne wspólnoty dominikańskie posiadają swój własny charakter, specyficzny stan i autonomię, jednakże wszystkie uczestniczą, na swój sposób, w charyzmacie św. Dominika wspólnie dzieląc to samo powołanie do kaznodziejstwa.
W Polsce dawniej
Powstanie polskiej prowincji sięga niemal początku całego zakonu, a więc pierwszej połowy XIII w. i jest ściśle związane z postacią św. Jacka. Na początku XVI w. dominikanie byli najliczniejszym zakonem. Przez długi czas w Polsce istniały cztery prowincje, które łącznie liczyły ponad 2 tysiące braci. Niestety w różnych epokach zakon zaniedbywał też swoje powołanie zakładając swoje klasztory na wsiach, bardziej nieraz dbając o folwarki niż o apostolstwo, nierzadko dając upust szlacheckiej fantazji bardziej, niż zakonnej ascezie. W jednym z klasztorów generała przybywającego na wizytację przywitano kanonadą armatnią i w końcu nie wpuszczono go do klasztoru. Zdarzało się, że zakonnicy zamiast różańca nosili szabelkę u pasa, posiadali własne dochody, a klasztor traktowali jak zajazd. Takie fale kryzysu powtarzały się co jakiś czas.
Równocześnie jednak to właśnie zakonowi dominikańskiemu w znacznym stopniu powierzono organizowanie szkolnictwa, co było najbardziej widoczne na Litwie. Mimo trudności finansowych dbali o wyposażenie bibliotek i gabinetów w szkołach. Dominikanie też mocno zjednoczyli ziemie polskie, nawet w najtrudniejszych czasach zaborów czy okupacji.
Odnowa polskiej prowincji w naszym stuleciu jest w znacznym stopniu zasługą o. Jacka Woronieckiego (którego proces beatyfikacyjny jest w toku). Dążył on do zakładania nowych i umacniania dawnych klasztorów w wielkich ośrodkach miejskich. Sprzedaż majątków ziemskich na kresach wschodnich była sposobem zdobycia środków na budowę nowych klasztorów, m.in. centrum studiów prowincji słowiańskich, którym miał być (i w pewnym stopniu faktycznie dziś jest) klasztor św. Józefa na Służewie w Warszawie. On też zadbał o odnowę poziomu intelektualnego wysyłając braci na studia do Francji, Belgii czy Włoch. Sam bardzo skutecznie działał jako rektor KUL, wykładowca oraz autor wielu ważnych dzieł z zakresu teologii i etyki.
I dziś
Obecnie prowincja liczy 13 konwentów, 5 domów zakonnych w Polsce i 3 poza granicami Polski. Klasztory, zgodnie z tradycją i powołaniem dominikańskim, znajdują się głównie w dużych miastach i ośrodkach akademickich. Polskich dominikanów jest obecnie ok. 450, w tym ok. 100 braci jeszcze studiujących a także 22 nowicjuszy. Od lutego 2006 r. prowincjałem polskiej prowincji dominikanów jest o. Krzysztof Popławski. 1 lutego 2014 roku zastąpił go o. Paweł Kozacki OP.
Aktualnie 60 braci przebywa za granicą. Większość z nich pracuje na misjach: na Ukrainie, w Rosji (jest to jeden wikariat generalny), na Łotwie, Litwie i w Estonii (kraje bałtyckie również tworzą jeden wikariat), a także na Białorusi, która jest wikariatem polskiej prowincji. Bracia, którzy rodem pochodzą z tych krajów w większości odbywają w Polsce nowicjat oraz studia filozoficzno-teologiczne. Ponadto polscy dominikanie pracują w Afryce, Australii, Japonii, USA, Niemczech, Francji, Szwajcarii i Włoszech, Irlandii, a także na Węgrzech i w Czechach. Kilkunastu braci pełni ważne funkcje poza granicami kraju, np. o. Wojciech Giertych jest Teologiem Domu Papieskiego, trzej są wykładowcami na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza w Rzymie, jeden w Szkole Biblijnej w Jerozolimie, dwaj pracują w instytucie Commissio Leonina, który zajmuje się badaniem i edycją dzieł św. Tomasza z Akwinu.
W Polsce priorytetem dominikanów wciąż jest duszpasterstwo akademickie. Dominikańskie ośrodki duszpasterskie w Krakowie (słynna “Beczka”), Poznaniu i Wrocławiu, a także w Warszawie (na Służewie i na Starym Mieście), w Gdańsku, Szczecinie czy Lublinie są dla wielu studentów miejscami wspólnoty i dojrzałej formacji chrześcijańskiej. Przez dziesięciolecia panowania komunizmu tam kształtowała się znaczna część inteligencji polskiej, która znajdowała w klasztorach przestrzeń wolności i możliwość spotkania z prawdą. Organizowano tam wykłady, dyskusje, wystawy. Legendarnymi postaciami tamtych czasów są obok wielu innych o. Tomasz Pawłowski, o. Ludwik Wiśniewski, o. Jan Andrzej Kłoczowski i o. Jan Góra.
“Biblia”, “Liturgia” “Wiara i Kultura”, “Miłość i Małżeństwo”, “Nauczanie Papieskie”, “Katechizm”, “Katechumenat” – to skrótowe określenia tylko niektórych grup studenckich spotykających się każdego tygodnia w dominikańskich ośrodkach. Wychowankowie duszpasterstw akademickich uczestniczą m.in. w takich inicjatywach jak wakacyjne sesje organizowane w Ustroniu-Hermanicach, poświęcone wierze, miłości i kulturze czy też organizowane przez o. Jana Górę wielkie spotkania młodzieży nad jeziorem Lednickim.
Podobne znaczenie do akademickich mają duszpasterstwa szkół średnich (“Przystań” w Krakowie, “Rejs” w Warszawie czy “Piętrobus” we Wrocławiu to tylko najsłynniejsze z nich), które są bardzo potrzebnym dopełnieniem dla szkolnej katechezy. Można tam znaleźć nie tylko przygotowanie do sakramentów, ale także systematyczny i pogłębiony kontakt z Pismem Świętym, wprowadzenie do teologii, spotkanie z kulturą chrześcijańską. Krakowska czy służewiecka “19”, czyli niedzielna Msza św. dla młodzieży szkół średnich gromadzi co tydzień ok. 2 tysięcy osób. Podobną popularnością cieszą się tzw. msze młodzieżowe w innych miastach. Często przynależność do tych duszpasterstw staje się tradycją rodzinną – rodzice, którzy są wychowankami dominikanów posyłają do nich swoje dzieci. Poza tym dominikanie wspierają młodzież nie tylko opieką duchową, ale także materialną. Od kilku lat działa inicjatywa “stypendium św. Jacka” – corocznie prowincja przyznaje kilkadziesiąt stypendiów dla studentów i uczniów szkół średnich z rodzin ubogich.
Dominikanie to także piękna liturgia. Uczestnicząc w gregoriańskich nieszporach w Krakowie lub Warszawie, patrząc jak długi szereg postaci w średniowiecznych habitach przemierza kościół śpiewając Salve Regina odczuwa się co to znaczy tradycja. Liturgia dominikańska naprawdę porusza; jest ona katechezą, pomaga odczuć wymiar wspólnotowy Mszy świętej, uczy oddawać cześć Bogu, wyzwala wrażliwość na piękno. Jest wolna od pośpiechu i bylejakości. Od kilku lat z kościoła dominikanów w Krakowie i Warszawie trwająca całą noc liturgia Wigilii Paschalnej, pełna radości i autentycznego świętowania, jest transmitowana przez radio na całą Polskę. Działalność liturgiczną promuje istniejący przy krakowskim klasztorze ośrodek liturgiczny, który wydał cieszący się ogromną popularnością śpiewnik “Niepojęta Trójco” zawierający zarówno bardzo stare śpiewy, jak też ogromne bogactwo nowych kanonów z Taize, śpiewów ojca Adre Gouze’a OP ( w swoich melodiach układanych do tekstów Pisma św. i Ojców Kościoła łączy tradycję gregoriańską i bizantyjską) czy polskich kompozycji, w tym także dominikańskich.
Ważnym sposobem głoszenia ewangelii jest działalność wydawnicza polskich dominikanów. Od ponad 30 lat istnieje wydawnictwo “W drodze” oraz miesięcznik o tej samej nazwie. Dużą popularnością cieszą się wydawane przez dominikanów serie “Modlitwa i duchowość”, “Wiara i psychologia”, a także bardzo dobra seria dzieł współczesnej teologii “Alfa i Omega”. Zarówno oficyna wydawnicza, jak i miesięcznik podejmuje ważne tematy z zakresu życia Kościoła, spraw społecznych, kultury, obyczajowości. Więcej o wydawnictwie i jego ofercie można się dowiedzieć ze strony internetowej: www.wdrodze.pl. Innym wymiarem działalności publicystycznej jest wydawane przez braci dominikanów pismo “Teofil”, które zdobywa sobie coraz lepszą sławę wśród periodyków filozoficzno-teologicznych.
W panoramie polskiego Kościoła duże znaczenie ma założony w 1995 r. przez o. Macieja Ziębę “Instytut Tertio Millennio”, którego celem jest zgłębianie i promowanie nauczania Jana Pawła II. Instytut ten uczestniczy w organizacji międzynarodowych sesji “Centessimus Annus”, które prowadzą wybitni wykładowcy z USA i Polski, a uczestniczą w niej studenci z różnych krajów Zachodu i Wschodu. Sesje te poświęcone są katolickiej nauce społecznej. Podobne sesje Instytut organizuje zimą i są one przeznaczone dla polskich kleryków i studentów prawa i ekonomii.
Jeszcze inny wymiar działalności duszpasterskiej stanowią ośrodki informacji o sektach i nowych ruchach religijnych, które działają przy kilku dominikańskich klasztorach. Wiele osób dotkniętych przez działanie sekt oraz rodziny takich ofiar znajdują w tych ośrodkach niezbędne informacje, pomoc duszpasterską, a często także psychologiczną i prawną.
Stosunkowo nową formą działalności dominikanów są domy rekolekcyjne. Oferty rekolekcji proponowanych zarówno przez ośrodek na Jamnej, jak i dom w Korbielowie cieszą się dużym zainteresowaniem i wydaje się, że jest to rodzaj posługi, który będzie się rozwijał.
***
Wspieranie i rozwijanie misji, zwłaszcza tych za wschodnią granicą Polski, wykształcenie dominikańskich wykładowców teologii, filozofii, etyki, duszpasterstwo rodzin i środowisk post-akademickich, dalsza promocja liturgii, media, dialog ekumeniczny – to tylko niektóre z ważniejszych celów, jakie stawia sobie obecnie polska prowincja dominikanów. Ponadto ma ona do spłacenia dług wdzięczności wobec zachodnich prowincji zakonu, które przez dziesięciolecia panowania komunizmu przychodziły Polsce z pomocą, a dziś często patrzą na nas i nasze liczne powołania, jako na szansę i źródło swojej odnowy.
Cyprian Klahs OP