Z półki ściągnął różaniec i zaczął się modlić: – Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego.

Przypomniał sobie opowieść o wizytacji biskupa u jednego z księży.

Biskup rozejrzał się po pokoju i rzekł:

– Proszę księdza, można powiedzieć, że mamy tutaj wszystko: wino, kobiety i śpiew. Trzeba z czegoś zrezygnować.

Ksiądz odpalił:

– To ja, ekscelencjo, rezygnuję ze śpiewu.

* * *

Rozejrzał się po swoim pokoju.

Rzeczywiście: kobiety tu bywają i bywały. Wina i śpiewu nie lubi, ale wódeczek wypili tu wiele, a śpiewa, bo musi. Proboszcz wymaga, by uroczysta msza charakteryzowała się śpiewem.

Czknęło mu się i poczuł w ustach smak suchej kiełbasy krakowskiej, którą zagryzał w ramach kolacji. Wódeczek wypiło się wiele, ale od pewnego czasu piło mu się samemu. Uśmiechnął się z użytej formuły: „piło mu się”.

– Wszystko jest pod kontrolą – stwierdził ze stoickim spokojem, chociaż zorientował się, że nie dojdzie do łóżka. Zawsze można pospać w fotelu. Takie sobie zrobi umartwienie.

* * *

Od dawna, jeśli przed snem weźmie alkoholowe środki znieczulające, śni mu się właściwie jeden sen. Dochodzi do ołtarza, całuje go, podnosi głowę i zupełnie nie wie, co powiedzieć. Zapomniał wszystkie formuły. Rozpaczliwie szuka w mszale, ale nigdzie nie może znaleźć tego, czego szuka. A nawet gorzej: nie wie, czego szuka. Patrzy na tłum ludzi, ogromny tłum, wypełniający kościoł, jakby to była pasterka, i czuje paraliżujący strach. Stoi przy tym ołtarzu i ani nie wie, co powiedzieć, ani nie ma siły odejść. Stoi i patrzy. Nie rozróżnia twarzy, bo są nieostre.

Budzi się z przestrachem i bełkocze: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego… Pan z wami”. To go uspakaja, wszystko pamięta nawet w środku nocy. Po chwili znowu zapada w ciężki sen.

* * *

Nad ranem przyśniło mu się, że go odświęcają. Leżał przed ołtarzem jak przy święceniach. Trzech biskupów ze smutnym skupieniem coś mamrotało nad nim. Po chwili skończyli i jeden z nich powiedział sucho:

– Jesteś już diakonem. Jutro dalszy ciąg odświęcania i staniesz się zwykłym świeckim.

Wstał i otrzepał się, myśląc, że kościelny powinien lepiej zamiatać posadzkę. A właściwie dlaczego jest odświęcany? I co znaczy, że jutro będzie już zwykłym świeckim? On nie chce być zwykłym świeckim, bo cóż by robił? Potrafi tylko być księdzem!

Obudził się i znowu wybełkotał: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego…”. Odetchnął z ulgą: „Dalej jestem księdzem…”.

* * *

Nikt z nim nigdy o alkoholu nie rozmawiał. Przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedyś znajomy ksiądz podczas kolacji powiedział: – Za dużo pijesz.

– Bo świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia – odpowiedział i głośno się zaśmiał, bo był to tekst Bogusia Lindy z kultowego filmu Psy 2.

Oczywiście kolega odebrał to jako zlekceważenie jego uwagi. A jego naprawdę ubawił ten filmowy dialog. Pamiętał go, nie przypuszczając nawet, że kiedyś stanie się usprawiedliwieniem dla niego.

Zaczął pić, bo nie mógł zasnąć od ciężaru spraw. Konfesjonał to był koszmar na początku kapłaństwa. Kto wymyślił wszystkie te grzechy? I dlaczego ci ludzie przychodzą do niego, licząc, że im pomoże? Wiedział, że to nie on ma pomagać, ale jakoś trudno mu było to wszystko objąć i zrozumieć. Powtarzał przecież: „I ja odpuszczam tobie grzechy…”.

Nie mógł spać, a po alkoholu zasypiał od razu.

* * *

Przestał odmawiać brewiarz od czasu, kiedy słowa psalmu: „Moja dusza jest spragniona Ciebie w nocy, szuka Ciebie o świtaniu” postawiły mu przed oczy żołądkową gorzką. To też obrócił w żart, mówiąc sobie, że brewiarza i alkoholu nie odmawia.

W ostatnie wakacje postanowił się zresetować. To znaczy pojechał na pięć dni do wynajętego domku. Nakupował suchego prowiantu i napitków rożnego rodzaju, tak by starczyło na pięć dni. Nie trzeźwiał przez ten czas. Zawsze miał przy łóżku „znieczulacza-usypiacza”, co dawało szansę, że jak się obudzi, to zdąży po niego sięgnąć, nim go dopadną wyrzuty sumienia. To taki wyścig, ale wyrzuty sumienia działały już tylko z prędkością ślimaka.

* * *

– Proszę księdza, jak tak dalej będzie się piło, to wątroba nie wytrzyma i nogi nie wytrzymają – powiedział spokojnie stary lekarz – a o duszy już nie wspomnę.

Popatrzył na jego zdumioną minę i dodał:

– A ksiądz myśli, że to nie widać? Tylko tym, co piją, wydaje się, że nikt się tego nie domyśla.

* * *

Wrócił do siebie. Otworzył drzwi, a w pokoju na fotelu siedział ksiądz arcybiskup. Na stoliku stała cała bateria butelek.

– Nie zamknął ksiądz, a ja przez przypadek nacisnąłem klamkę i drzwi się same otworzyły – rozłożył ręce i zrobił minę zdziwionego. – Skoro już tu przyjechałem, to postanowiłem trochę posprzątać, by nie zabrudzić sobie sutanny, siadając w fotelu. Za moich czasów, proszę księdza, butelki nosiło się do skupu i był z tego niezły zarobek, a teraz widzę, że skup zrobił ksiądz u siebie. W przyszłym tygodniu czekam na księdza u mnie z konkretną propozycją,

co dalej.

* * *

Nie wierzył w sny, duchy i cuda.

Do czasu.

Wizyta księdza arcybiskupa tak go rozstroiła, że bez żadnych ceregieli poszedł do najbliższego sklepu i kupił dwie butelki żołądkowej gorzkiej o miętowym smaku.

Zasnął w fotelu, bo do łóżka nie miał szans dojść. W nocy nagle się ocknął. W fotelu naprzeciwko siedział jego dawny proboszcz. Szanował go i lubił. Nikt nie wie, dlaczego popełnił samobójstwo. Nie zdążył się wystraszyć, gdy za nim zobaczył stojącą zakonnicę, która odmawiała różaniec. Ale nie, nie mógł to być różaniec, bo jakoś szybciej przesuwała paciorki. Proboszcz popatrzył na niego i wyraźnie powiedział:

– Paweł, teraz albo nigdy. Jezu, ufam Tobie.

* * *

Przebudził się. Było ciemno i cicho. Światło padające od latarni z ulicy oświetlało pusty fotel. Był pewien, że gdyby go teraz dotknął, byłby jeszcze ciepły. Zdziwił się, że był trzeźwy. Wstał z fotela, stanął przy oknie i popatrzył na pustą ulicę, a potem zerknął w bok, gdzie z ciemności wystawała fasada kościoła.

„Teraz” – pomyślał.

– Teraz – powiedział głośno.

Z półki ściągnął różaniec i zaczął się modlić:

– Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego.


Opowiadanie pochodzi z książki „Oczko. Miniatury (anty)klerykalne” o. Krzysztofa Popławskiego, wydanej w tych dniach przez „W drodze”.

Processed with VSCOcam with a6 preset