Zniszczone i wypalone budynki, bloki mieszkalne, zburzony ogromny most nad rzeką Doniec – to wywołuje trwogę również w nas, którzy oswoiliśmy się już trochę z podobnymi widokami.
Kategoria: 'Ukraina'
„Kijowa nie można wyłączyć i zatopić w ciemnościach, bo źródłem światła w Ukrainie są ludzie”
Dziś wszyscy przekonaliśmy się po raz kolejny, że ta straszna wojna wcale się nie skończyła i że wciąż zabiera życie, zdrowie i nadzieję milionom Ukraińców. W Kijowie i Fastowie myślimy z niepokojem o zagrożeniu z północy, czyli możliwej inwazji wojsk rosyjskich i białoruskich. Jednak wraz z ogromną większością mieszkańców Ukrainy jestem mocno przekonany o sile i skuteczności naszej armii, która kolejne miesiące dzielnie broni swojej ojczyzny. Oby mieli jak najmniej pracy.
Stara zasada monastyczna podpowiada, by nasza wierność Bogu przypominała bardziej stały nurt rzeki, niż chwilowe oberwanie chmury. Po ponad sześciu miesiącach od ataku Rosji na Ukrainę, tę duchową regułę coraz bardziej bierzemy pod uwagę podczas prowadzenia działań pomocowych.
Timothy Radcliff OP i Łukasz Popko OP mówili o tym, że kochamy to, co jest szczegółowe i konkretne, nienawidzimy natomiast abstraktów i ogólników. Wiele w tym racji. Przypomniała mi się starsza kobieta, mieszkająca w jednej z podkijowskich wsi, opowiadająca mi o rosyjskim żołnierzu, który schronił się w jej domu, bo nie chciał strzelać do Ukraińców, a ona karmiła go barszczem. Zastanawiam się na ile to, o czym mówili ojcowie Timothy i Łukasz, da się zastosować do poróżnionych przez wojnę rodzin czy narodów?
Wojna wymaga wielkiej wytrzymałości nie tylko od żołnierzy. Także wszystkim nam, zwykłym ludziom stojącym po stronie dobra i prawdy, potrzeba cierpliwości w byciu solidarnymi. Nie wolno zbytnio zwolnić biegu, kiedy meta wciąż przed nami. Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że wojna, która zaczęła się ponad pięć miesięcy temu, to bieg długodystansowy.
Ten atak był jak budzik, który przerwał wzrastającą nadzieję, że jesteśmy bezpieczni i przypomniał o wojnie mieszkańcom Kijowa, a zwłaszcza tym, którzy niedawno wrócili do miasta. Słyszałem dziś o osobach, które odłożyły decyzję o powrocie do domu na później. Oprócz lecących w kierunku Ukrainy rosyjskich rakiet z niepokojem spoglądamy również w stronę Białorusi. A to przecież tylko perspektywa Kijowa, gdzie mieszkam wraz z braćmi. Co mają powiedzieć ludzie na wschodzie i południu Ukrainy? U nich dzieją się naprawdę straszne rzeczy.
Wojna prowokuje do okazywania sobie uczuć. Widzę to niemal codziennie na ulicach ukraińskich miast. W pobliżu naszego klasztoru znajdują się jednostki wojskowe, więc nie brakuje kobiet i mężczyzn w mundurach. Ludzie tutaj wyczuwają, że nie warto tracić czasu, bo może nie zostało go wiele.
„Córka bardzo płacze, bo wraz z domem straciła jedyną pamiątkę po tragicznie zmarłym kilka lat temu ojcu. To on zrobił jej pokój i wszystko co tam było przypominało go. Teraz nie ma już taty i nie ma tego co zrobił własnymi rękoma”. Wojna jest brutalna również w tym wymiarze – kradnie pamięć, wspomnienia, rodzinne pamiątki, to czego nie da się odkupić czy odbudować.