Człowiek ma w sobie wpisane pragnienie świętowania; ośmielę się powiedzieć, że to należy bez mała do jego natury.
Chrześcijanie to ludzie radości, święta i zabawy. Katolik to człowiek bawiący się, homo ludens, człowiek radości. Oto Pan przyszedł, a Pan jest radością, Pan zamieszkał między nami, Oblubieniec jest wśród swoich. Obyśmy umieli jak Dawid tańczyć przed Arką Pana albo podskakiwać jak Jan Chrzciciel w łonie matki.
Aby żyć owocnie, trzeba umieć świętować; bez świętowania nasze życie jest płaskie i nudne.
Czym jest świętowanie? Samo słowo sugeruje, że jest to jakiś udział w świętości. Świętując, jesteśmy blisko świętości. W miarę postępującej sekularyzacji nasza egzystencja ubożeje, przyjmujemy (czy raczej jesteśmy kuszeni do tego, aby przyjąć!) zaledwie dwa rytmy czasu: czas pracy i czas odpoczynku. Chciałbym zaprotestować przeciwko takiemu stylowi bycia i głośno zaznaczyć: człowiek ma w sobie wpisane pragnienie świętowania; ośmielę się powiedzieć, że to należy bez mała do jego natury.
Cóż znaczy bowiem „świętować”? To wejść najpierw w jakiś inny czas, różny od codzienności, a przez to wejść w inny niż potoczny wymiar życia. Święto to wydarzenie, które ma dwa wektory – jeden wskazuje ku górze, ku niebiosom, a drugi jest horyzontalny, zwrócony ku innym.
Pierwszy wymiar to człowiek, który jest przecież sursum corda. Człowiek to – w górę serca! Człowiek nie mieści się w płaskości. Człowieka nie można przejechać walcem i sprowadzić tylko do wymiaru „prawo – lewo”, „robota – odpoczynek”. Dlaczego jednak właśnie świętowanie ma być tym wyjściem człowieka w inny, trzeci, wykraczający poza płaszczyznę wymiar?
Franz Rosenzweig w pięknej książce Gwiazda zbawienia, opowiadając o wierze biblijnej żydów i chrześcijan, nie analizuje struktury dogmatycznej tych religii, lecz opowiada, jak świętują ich wyznawcy. To jest bardzo ważne. Tak naprawdę bowiem wierzyć to znaczy umieć świętować. Wiara to nie jest proste przylgnięcie umysłem do kilku zapisanych formułek, wiara jest sposobem bycia. Owszem, bycia etycznego, bycia, które pamięta o powinnościach względem drugiego człowieka. Ale na Boga! – wiara nie jest zbiorem przepisów! Wiara jest świętowaniem. Jest wezwaniem do tego, by uczestniczyć w rzeczywistości Boga, który do nas przychodzi.
Czy to tylko taka ładna „księża” formułka? Co to znaczy? Jak to przełożyć na język naszego doświadczenia? Świętować – zawsze znaczy świętować „coś”, a więc pozwolić, żeby rzeczywistość, ku której się zwracamy, przybliżyła się do nas. Świętując, odnawiamy naszą pamięć. Pan zmartwychwstał, prawdziwie! Pan się narodził w Betlejem Judzkim! Ta pamięć to nie jest jednak tylko zwykłe „przypominanie sobie”. We mszy świętej, powtarzając słowa i gesty Chrystusa, uczestniczymy w rzeczywistej obecności Ciała i Krwi Pana. Święto również rozdziera strumień czasu i pozwala nam otworzyć się na rzeczywistość wieczności, otworzyć się na Tego, który wciąż na nowo do nas przychodzi. My nie tylko wspominamy wydarzenia sprzed 2000 lat, które miały miejsce w Betlejem; to dzieje się teraz, bo święto jest zawsze teraz. Święto nie jest wspomnieniem, nie jest wybiegnięciem myślą i nadzieją ku przyszłości; święto jest teraz i dlatego w każdym święcie jest coś z wieczności, w której czas już nie biegnie, czas staje; nie kamienieje, ale jakby potężniał, gęstniał, stawał się ogromny; ogromny jak wieczność.
Czas nie biegnie jednorodnie, czasów jest dużo, tyle, ilu ludzi, bo każdy człowiek to jest cały świat i gdy rodzi się człowiek – to rodzi się nowy świat, gdy umiera człowiek, umiera świat. Historie ludzkie nie sumują się tak prosto, jak sądzą zwolennicy teorii nieustannego postępu. Każdy człowiek od początku zaczyna dzieje swego zbawienia i do każdego przychodzi Bóg. Okazją, aby do mnie przyszedł, aby się we mnie narodził, jest właśnie pamięć, która sprawia, że tajemnica staje się teraz, staje się dla mnie. Oto mogę dotknąć tego samego. Człowiek kultury wie, że najważniejsze rzeczy w życiu, wydarzenia, momenty, przesilenia trzeba świętować. Świętuje się także pamięć ważnych wydarzeń zbawienia .
Drugi wymiar świętowania to kierunek horyzontalny, ludzki. By świętować, trzeba przynajmniej dwoje albo więcej nie ma święta indywidualnego . Hebrajskie słowo hag, które tłumaczymy jako święto, znaczy dosłownie tyle co ‘tworzyć krąg’. Można powiedzieć zatem, że świętować to znaczy tworzyć krąg wokół świętej sprawy, świętej rzeczywistości. Myślę, że bardzo ważnym kryterium dla każdego z nas, kryterium temperatury jego wiary jest umiejętność świętowania. W świętowaniu spotykają się dwa oblicza człowieczeństwa. Każdy z nas uczestniczy w świętowaniu dwiema częściami swej człowieczej natury, spotykają się tutaj homo orans – człowiek modlący się – i homo ludens – człowiek bawiący się – dziwna, paradoksalna rzeczywistość, głęboko ludzka.
Nie można więc świętować tylko w liczbie pojedynczej, nie można świętować samemu sobie, zatrzaskując się w swoim „ja”. W każdym świętowaniu, które przecież ma wymiar rzeczywistej radości, jest otwarcie się na drugiego. Chyba każdy z was to czuje, że gdy się cieszy, to się tym dzieli. Odwrotnie niż wtedy, gdy jesteśmy dotknięci cierpieniem, gdy nas boli. Zwijamy się wtedy w kłębek, każdy gdzieś tam chce się z tym swoim bólem zamknąć.
Radością się dzielimy i radość pozwala na nowo odkryć wspólnotę, autentyczną, głęboką wspólnotę. I może właśnie ta wspólnota, w której świętujemy – rodzina, przyjaciele – pozwoli nam na nowo i głębiej odkryć tę radość, odkryć, czym jest Kościół – czyli rzeczywistość międzyludzka, w której zechciał zamieszkać z nami Pan.
W Polsce tego, czym jest Kościół, uczy wprost Wigilia Bożego Narodzenia – wspólne radosne oczekiwanie na przyjście Pana. To bardzo często też wezwanie do tego, by zaprosić kogoś niewygodnego, kogoś, do kogo będzie bardzo trudno wyciągnąć rękę z opłatkiem.
Może właśnie wtedy, gdy spojrzysz na to inaczej, nie z punktu widzenia opozycji praca – wypoczynek, lecz z wymiaru świętowania, uda ci się inaczej zobaczyć tego człowieka. Może on bardzo czeka na inne spojrzenie i na słowo, które z tego spojrzenia wyniknie. Może trafią one w samo serce, ugodzą boleśnie, lecząc trudne rany. Wigilia jest próbą odnalezienia wymiaru celebracji w kręgu rodzinnym. Wigilia bowiem to nie jest tylko wielkie obżarstwo, to jest wydarzenie liturgiczne; wigilia – znaczy – czuwanie, trwać w czuwaniu, czujności, w której już jest obecna radość. Czy potrafimy wytworzyć taką atmosferę liturgii domowej?
Rodzina jest także podstawową wspólnotą liturgiczną w tradycji żydowskiej. W rodzinnym gronie świętuje się paschę, podczas której zgodnie ze zwyczajem pan domu odpowiada na pytanie najmłodszego chłopca, dlaczego się wszyscy zgromadzili i co będą robić.
Bardzo ważnym elementem autentycznej domowej liturgii, który zachował się w polskiej tradycji, jest dzielenie się opłatkiem, czyli okazja do pojednania, do wypowiedzenia słów, które mogą naprawić jakieś czasami obolałe i trudne relacje. To nie tylko piękna polska tradycja, ale bardzo ważny gest egzystencjalny, życiowy, wymagający odwagi, czasami przyznania się do tego, co złe. Umiejmy przeżywać naszą wiarę radośnie, świątecznie, bo naprawdę Pan jest z nami…
Jest pora na każdą rzecz i jest czas na każdą sprawę pod niebem. Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co posadzone. Czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania (por. Koh 3,1-8). Dodam: Jest czas świętowania i czas codzienności, czas niezwykły i czas nudnie najzwyklejszy.
Pomiędzy tym, co odświętne, a tym, co codzienne, jest napięcie i ono tworzy kulturę, ono tworzy bogactwo. Gdy ginie z naszej kultury ten tajemniczy wymiar świętości czy „odświętności”, pozostaje banał. Nasze święta, nasze przeżywanie świąt kończy się wielkimi zakupami, co powoduje, że zmęczeni nie umiemy nawet się cieszyć i święta są nudne. Rozumiem młodych ludzi, którzy mówią: „Żeby już się wreszcie te Święta skończyły, bo wytrzymać nie można…”.
Tak bowiem jest – gdy ginie sacrum, zostaje banał…
Zaprzyjaźniony Czech opowiedział mi, że upowszechnia się tam (szczególnie w Pradze, która jest najbardziej zlaicyzowana, żeby nie powiedzieć – ateistyczna) zwyczaj świeckich pogrzebów; po prostu spopielają zwłoki i niech tam zarząd cmentarza coś „z tym” zrobi – żadnego pogrzebu, żadnego pożegnania – banalizacja nawet śmierci.
Celebracja – takie bardzo uroczyste słowo – to wejście w sferę boskości poprzez rytuał, ofiarę, zaniechanie prac służebnych. Jednocześnie współistnieją ze sobą celebracja i rekreacja. Rekreacja dosłownie znaczy ‘od-tworzenie’, czyli obfitość, radość. Naszemu świętowaniu towarzyszy też, dziwna rzecz, takie jakieś przeżywanie święta „na opak” – chodzą turonie, przebieranki, sypiemy owsem „na Szczepana”. Wszystko to razem jest świętowaniem.
Czy umiemy celebrować nasze święta? – No, celebrujemy, bo przychodzimy na mszę świętą. To jest oczywiście bardzo ważne, ale drętwo nam to wychodzi, religia kojarzy nam się z pryncypialnością i nudą. Niestety, to efekt projekcji naszej własnej pryncypialności i nudy. Bóg jest Bogiem tańczącym i dlatego tak bardzo istotna jest ta druga strona świętowania, swoiste rozpasanie, karnawał – to są te elementy zabawowe. Niestety, one gdzieś giną i stają się tylko etnograficzną ciekawostką. Nie potrafimy ich na nowo wytworzyć – my – ludzie miejscy. No cóż? – szczyt wyobraźni to w Sylwestra wypić szampana na rynku.
U dominikanów był kiedyś na przykład piękny zwyczaj, tak zwane Święto Młodzianków (tych, co to ich król Herod wymordował), gdzie wszystko było na odwrót, to znaczy najmłodszy był przeorem i rządził wszystkimi, przeor musiał czytać w czasie obiadu i takie inne rzeczy dziwne się działy; taki świat na opak.
Dobrze czasami tak zrobić „świat na opak”, nie tylko dlatego, żeby odegrać się na tym świecie, który jest wprost, a nie na opak, ale po to, by zyskać dystans, który jest bardzo ważny. W pewnym sensie święto powinno postawić świat na gowie, bo wtedy najlepiej widać, jaki on jest naprawdę. Ostatecznie Wcielenie, Zmartwychwstanie to też jest postawienie świata na głowie, zupełnie nieoczekiwane. Być może święto pomoże nam znaleźć tę prawdziwą perspektywę, w której istniejemy; może bardziej prawdziwie widać świat, gdy stajemy na głowie, a nie na nogach?