Po co erotyczny poemat umieszczono w Biblii?

Jak piękne są twe stopy w sandałach, księżniczko! Linia twych bioder jak kolia, dzieło rąk mistrza. Łono twe, czasza okrągła: niechaj nie zbraknie w niej wina korzennego! Brzuch twój jak stos pszenicznego ziarna okolony wiankiem lilii. Piersi twe jak dwoje koźląt, bliźniąt gazeli. Szyja twa jak wieża ze słoniowej kości. (…) Oczy twe jak sadzawki w Cheszbonie, u bramy Bat-Rab-bim. Nos twój jak baszta Libanu, spoglądająca ku Damaszkowi. Głowa twa [wznosi się] nad tobą jak Karmel, włosy głowy twej jak królewska purpura, splecione w warkocze.

O jak piękna jesteś, jakże wdzięczna, umiłowana, pełna rozkoszy! Postać twoja wysmukła jak palma, a piersi twe jak grona winne. Rzekłem: wespnę się na palmę, pochwycę gałązki jej owocem brzemienne. Tak! Piersi twe niech mi będą jako grona winne, a tchnienie twe jak zapach jabłek. Usta twoje jak wino wyborne, które spływa mi po podniebieniu, zwilżając wargi i zęby. Jam miłego mego i ku mnie zwraca się jego pożądanie (Pnp 7,2–11).

Po hebrajsku słowa „Pieśń nad Pieśniami” (Chir ha-chirim) są superlatywą: nadanie takiego tytułu temu tekstowi oznacza umieszczenie go ponad innymi. A przecież wersety te w bezsporny sposób są erotycznym poematem!

Wielu specjalistom od żydowskich i chrześcijańskich pism umieszczenie go w Biblii wydawało się dziwne; mieli wątpliwości co do jego przynależności do świętych tekstów.

A mimo to konferencje rabinów i chrześcijańskie sobory po- twierdziły, że Pieśni słusznie należy się miejsce pośród tekstów świętej biblioteki, jak nazywamy B i b l i ę. Talmud cytuje hiperboliczną pochwałę, jaką uczynił rabbi Akiwa w I wieku naszej ery w obronie żydowskiej kanoniczności tekstu (kontestowanego przez innych rabinów): „Świat cały nie jest wart tego dnia, w którym Pieśń nad Pieśniami została dana Izraelowi. Wszystkie Pisma są święte, ale Pieśń nad Pieśniami jest najświętsza ze wszystkich”.

Nie przeszkodziło to tłumaczom i komentatorom (z rabbim Akiwą na czele) w interpretowaniu Pieśni nad Pieśniami jedynie jako duchowej alegorii, a tym samym unikaniu jej erotyzmu. Dwoje kochanków, bohaterów tekstu, widzianych było jako symbole: dla żydowskich uczonych zajmujących się glosami i kabalistów mężczyzna z poematu przedstawiał Boga, kobieta Izrael (jego ziemię i lud). Dla komentatorów chrześcijańskich kobieta symbolizowała duszę każdego człowieka lub Kościół jako „nowy Izrael”… Wraz z upływem wieków i w różnych szkołach każde erotyczne wyrażenie z tekstu otrzymywało drugą, alegoryczną interpretację.

Rzadcy byli ci, którzy pragnęli dowiedzieć się, dlaczego teksty, nie tylko miłosne, ale również erotyczne, posłużyły jako wsparcie dla Objawienia.

Zapomnijmy jednak o tych, którzy wyrywali strony Pieśni nad Pieśniami z Biblii seminarzystów i odkryjmy kolejne pokłady w tych erotycznych wersach.

Charakteryzują się one podniosłą, ale sugestywną ekspresją. Chodzi w nich o to, aby wprawić w dobry humor zaproszonych na wesele… Takie jest bowiem pochodzenie tego tekstu, podobnie jak innych z tego rodzaju. W społeczeństwach tradycyjnych, w których małżeństwa w dużej mierze były (lub są) aranżowane przez rodziny, a zaręczeni niekoniecznie bywali dla siebie ponętni, w wieczór weselny, kiedy przyjemności stołu miały ustąpić konsumowaniu małżeństwa, należało ukierunkować atmosferę ku klimatowi seksualnemu, czasami w sposób aluzyjny i wyrafinowany, czasami grubiański. Tam, gdzie nie potrafiono samodzielnie wypowiadać się ze swobodą, zapraszano śpiewaków, trubadurów, czarowników, którzy użyczali swych talentów w służbie pobudzenia seksualne- go pożądania.

W rzeczy samej chodziło o służbę „społeczną”, aby dodać wszystkim, a zwłaszcza młodym małżonkom, więcej odwagi do działania. Tego rodzaju wiersze były jeszcze całkiem niedawno w użyciu podczas wesel w oddalonych prowincjach Iraku lub Półwyspu Arabskiego.

Jednak tym, co najbardziej interesuje nas w tym tekście, jest fakt, że w jasny sposób dementuje on słowa osób uważających, że „żydom i chrześcijanom seksualność służy jedynie do reprodukcji”. W żadnym miejscu poematu nie poruszono kwestii dzieci lub ciąży. Miesza się w nim jedynie pożądanie, przyjemność, tęsknota, miłosne uniesienie, uściski, dreszcze, radość ze spotkania, udręka nieobecności ukochanego, zapach ciała, wiejskie zapachy, klejnoty i ozdoby.

Krótko mówiąc, chodzi o miłość fizyczną, miłość – namiętność. Nie sprzeciwia się ona religijnej wierze monoteistycznej w świecie hebrajskim: zgodnie z tradycją talmudyczną, mistyczne zjednoczenie mężczyzny i kobiety objawia Bożą unikalność, ukazując, że miłość mężczyzny i kobiety czyni z nich „jedno” ciało, na obraz „Jedynego Boga”, który ich stworzył. Połączenie w jedno ciało mężczyzny i kobiety to połączenie dwóch połówek boskiego tetragramu, doda- ją pisma Kabały, wykorzystujące współzależność między literami użytych słów (zgodnie z ich zwyczajową techniką).

Pierwszy wiersz Pieśni nad Pieśniami rozpoczyna się od za- proszenia. Po przyjemności jadła, po winie, które czyni wesołym, a wręcz frywolnym, dwoje zakochanych małżonków chroni się w samotności: „Niech mnie ucałuje pocałunkami swych ust! Bo miłość twa przedniejsza od wina. Woń twych pachnideł słodka, olejek rozlany – imię twe, dlatego miłują cię dziewczęta. Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty! Cieszyć się będziemy i weselić tobą, i sławić twą miłość nad wino; [jakże] słusznie cię miłują!” (Pnp 1,2–4).

„Miłość twa przedniejsza od wina”. Zatrzymajmy się na tym słowie. To, co Biblia Tysiąclecia tłumaczy jako „miłość”, jest hebrajskim określeniem, pochodzącym od słowa „wrzeć, gotować się”. Starożytni Żydzi, którzy redagowali Septuagintę – Biblię po grec- ku dla żydowskich emigrantów, którzy przestali rozumieć hebrajski – nie wahali się przetłumaczyć tego wersu tak: „Twe piersi są bardziej apetyczne niż wino”. Są to słowa, które młody małżonek rozumie natychmiast!

Widzimy, że wstydliwość, a wręcz pruderia wywierała wielki wpływ na tłumaczenia. Zarówno wierzący żydzi, jak i chrześcijanie czcili ten tekst, ale szukali w nim również treści materialnych; treścią zaś Pieśni nad Pieśniami jest erotyzm… Zgodnie z obyczajami małżonków lub obyczajami celebransa, ten gorący wiersz jest częściej lub rzadziej używany podczas chrześcijańskich ślubów. Raczej rzadziej niż częściej!

Dlatego rozumiemy dezaprobatę protestanckiego pastora i teologa E. Fuchsa, który dziwił się (w książce Le desir et la tendresse2): „Jak niektórzy teologowie i pastorzy tak bardzo mogli wymazać seksualne pożądanie z małżeńskiego współżycia?”. Fuchs kontynuuje: „Jeśli Pieśń nad Pieśniami jest epitalamium, i skoro jest również porywającym fragmentem Pisma w kanonie zarówno żydowskim, jak i chrześcijańskim, byłoby użyteczne, aby pewnego dnia zadać sobie trud i wytłumaczyć znaczenie erotyzmu tekstu, odnoszącego się do związku Boga ze swym ludem, Chrystusa z Kościołem, jak również małżonków w ich małżeńskiej unii”.

Chciałbym wziąć udział w tym zadaniu i wydobyć na światło dzienne erotyzm powstały z boskiego natchnienia, zawarty w tym tekście jednocześnie – i nierozłącznie – ludzkim i religijnym.

Przeczytajmy poemat: oblubienica wypowiada słowa pożądania i rozkoszy; ale również niepokoju, wtedy kiedy ona i oblubieniec nie są razem. Są to słowa (zawsze niezaspokojonego) porywu każdej ludzkiej miłości, niezależnie od tego, co jest jej obiektem… Rozumiemy więc, dlaczego duchowi autorzy mogli posługiwać się tym tekstem do osiągnięcia poziomu mistycznego, nawet jeśli ta miłosna namiętność wyrażona była w ciele, pocie, spermie czy wręcz krwi.

Pogłębienie erotycznego sensu mistycznego tekstu jest uzupełnieniem pracy tych, którzy pogłębili sens mistyczny tekstu erotycznego. Żydzi uważają, że przyjemność daną przez Boga w czasie, który przemija, należy wykorzystać. Żydowska praktyka szabatu jako cotygodniowego odpoczynku była w świecie śródziemnomorskim czymś wyjątkowym. Grecy, Rzymianie oraz ich niewolnicy nie wyróżniali ani regularnego odpoczynku, ani nawet rytmu tygodniowego; żydzi otrzymali w Torze regułę szabatu, która dotyczyła wszystkich – w tym niewolników i zwierząt pociągowych.

Szabat jest umiejętnością zaprzestania pracy, po to by czerpać przyjemność z Bożej chwały. Zastanówmy się nad tym szabasowym błogosławieństwem: my, ludzie z epoki aglomeracji miejskich, którzy mimo trzydziestopięciogodzinnego tygodnia pracy żyją w nieustannym poruszeniu, również w niedzielę (rano rower, po południu zakupy w sklepie z narzędziami lub dekoracjami, wieczorem telewizja: sport, kino, film porno). A kiedy czas na intymność?

Szabat jest pierwszym błogosławieństwem, stanowiącym kontrapunkt dla przekleństwa Adama: „Będziesz pracował w pocie czoła”. Stop! Zatrzymujemy się. Przestajemy pracować, robić c o ś – co jest z pewnością mniej pożyteczne niż radowanie się. U praktykujących żydów zachwycające jest to, że w dzień szabatu nie robią naprawdę nic. Absolutnie nic: nawet nie gotują; co nie przeszkadza im w żadnym razie, by dobrze zjeść, wypić i spędzić dobry czas z bliskimi. Krótko mówiąc, całkowicie zdają się na działanie łaski, kiedy bez napięcia powracają z synagogi, pieszo, z rodziną lub grupą rodzin.

Przyjemność małżeńska należy oczywiście do elementu świętowania. Oto, w jaki sposób żydowska Tradycja opisuje błogosławieństwo seksualności w małżeństwie: „Zdecydowanie etyczną wartość stanowi dzielenie ze sobą miłości cielesnej”.

Fundamentalnym dobrem jest wzajemny pociąg seksualny, ludyczna atrakcyjność, przeżywana między dwoma ludzkimi bytami wolnymi w swych wyborach, zezwalającymi na czułe pożądanie i pieszczoty godowej radości odkrywane we dwoje, tak jak przeżywał to przodek Izaak „uśmiechający się czule do Rebeki jako do żony” (Rdz 26,8)… W miłosnym akcie przeżywane i smakowane jest boskie objawienie dobra, tego samego, które celebrowane było przez dwoje kochanków z Pieśni nad Pieśniami. Uważam, że podobnych „tabu” potrzeba nam jeszcze więcej!

Szabat jest żydowską osobliwością, która nie zachowała się w chrześcijaństwie. Obowiązek zaprzestania wszelkiego działania nie jest chrześcijański; zawiera ono w sobie jednak inne skarby.

Na przykład Eucharystię: greckie słowo eucharystia mówi jednocześnie o darze i radości. I cały kalendarz eucharystyczny: w starych monastycznych psałterzach łacińskich dni tygodnia nie nazywały się „poniedziałek”, „wtorek” lub „środa” (dzień Księżyca, Marsa lub Merkurego), ale dzień pierwszy, drugi, trzeci z „feria”, i tak dalej, aż do kolejnej niedzieli. Feria to oczywiście święto: chrze- ścijaństwo rozumiane było jako nieustanne świętowanie zmartwychwstania Chrystusa. Wielkanoc co tydzień. Zwycięstwo nad śmiercią stanowi dla wielu osób jedną z rzadkich okazji – a wręcz jedyną – do odczuwania ziemskiej radości, dlatego nie należy od niej stronić. Dla pobożnych żydów szacunek dla Tory przejawiał się w szacunku dla szabatu; chrześcijanie powinni cieszyć się, że „Jezus nie przyszedł obalić prawa, ale je wypełnić”. Nie trzeba już rezerwować tylko jednego dnia w tygodniu, ale należy świętować przez pozostałe sześć dni Święto Zmartwychwstania…

Przyjrzyjmy się naszemu życiu w dzisiejszym społeczeństwie: w imię laicyzmu i ekonomicznej opłacalności sklepy, a niedługo biura i wszystkie miejsca pracy, będą otwarte przez siedem dni w tygodniu; pracownicy będą się wymieniać, korzystając zamiennie z dni wolnych. Ten nieustanny rytm zabije intymność.

Anglosaksońscy doradcy małżeńscy oszacowali, że aby małżeństwo trwało w wierności, potrzeba przynajmniej pół godziny dziennie samotności we dwoje. Zaobserwowałem, że w dzisiejszych czasach, nawet u chrześcijan z Equipes Notre-Dame, wielu nie organizuje swego czasu tak, aby zostawić miejsce na miłosną intymność: ani między małżonkami, ani z Bogiem – źródłem miłości – na modlitwie lub medytacji. Kult Mamony jest bardziej wymagający! W relacjach miłosnych jesteśmy mniej gorliwie praktykujący. Jak wiele par przychodzi na konsultacje seksuologiczne w związku z problemami z pożądaniem, ale nie poświęca ani chwili na to, aby zatrzymać się i ucieszyć sobą? A najgorsze jest to, że pozwoliliśmy, aby i seksualność zalana została współczesną obsesją osiągania „wyników”…

Pierwszy judeochrześcijański nakaz w dziedzinie małżeńskiej seksualności powinien więc wyrażać się w następujący sposób: „poświęćcie czas”. Poświęćcie czas na to, aby lepiej smakować przyjemność życia.

Ten czas poświęciliśmy właśnie teraz, aby przypomnieć o tym, co łączy życie, śmierć i seksualność. Książka ta nie została napisana dla czytelników spieszących się. Wszystko to, co powiedziane zostało do tej pory, musiało zostać powiedziane po to, aby ukazać kontrast do fantastycznej oryginalności propozycji chrześcijań- skiej, która dzięki doświadczeniu paschalnemu niesie paschalną nadzieję.

Fragment książki  Oliviera Floranta „Nie psujcie sobie przyjemności, jest święta! Liturgia seksualności”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W drodze.