W całej historii ludzkości nie było jednak śmierci ważniejszej niż śmierć Chrystusa. Wszyscy inni ludzie, którzy kiedykolwiek pojawili się na ziemi, narodzili się po to, żeby żyć.
Są w życiu rzeczy tak piękne, że trudno o nich zapomnieć. Dlatego właśnie przechowujemy wspomnienia matczynej miłości, a miłość żołnierzy, którzy poświęcili życie za ojczyznę, upamiętniamy podczas Memorial Day. Jednak największym błogosławieństwem, jakiego kiedykolwiek doświadczyła ziemia, było przyjście Syna Bożego pod postacią człowieka. O tym życiu, piękniejszym niż wszystkie inne, po prostu nie sposób zapomnieć. Dlatego przechowujemy słowa Jezusa w Piśmie Świętym, a miłosierdzie Jego czynów w naszych codziennych działaniach. Niestety, część z nas pamięta tylko o Jego słowach i czynach, a to nie one, choć niezwykle istotne, są najważniejszym elementem życia Bożego Zbawiciela. Najbardziej podniosłym zdarzeniem w ziemskiej historii Chrystusa jest Jego śmierć. Śmierć zawsze jest ważna, ponieważ przypieczętowuje przeznaczenie. Każdy umierający mężczyzna jest spektaklem. Każda umierająca kobieta jest miejscem świętym. Właśnie dlatego dawne, wielkie dzieła literackie, które opisywały emocje związane ze śmiercią, nie straciły na aktualności. W całej historii ludzkości nie było jednak śmierci ważniejszej niż śmierć Chrystusa. Wszyscy inni ludzie, którzy kiedykolwiek pojawili się na ziemi, narodzili się po to, żeby żyć. Nasz Pan przyszedł na świat po to, aby umrzeć. Śmierć zatrzymała życie Sokratesa, była natomiast ukoronowaniem życia Chrystusa. On sam powiedział, że przyszedł po to, „aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28); że nikt nie jest w stanie odebrać Mu życia, a On oddaje je z własnej woli.
Skoro więc śmierć była szczytowym momentem życia Chrystusa, chciał On, abyśmy właśnie Jego śmierć zapamiętali lepiej niż wszystko inne. Nie prosił przecież, aby ludzie zapisali Jego słowa w Piśmie Świętym, nie prosił, aby historia przechowała pamięć o Jego dobroci dla biednych, kalekich i ślepych. Poprosił natomiast, aby wspominano Jego śmierć. Co więcej, udzielił precyzyjnych wskazówek, jak należy to robić, aby to wspomnienie nie było uzależnione od chaotycznych opowieści. Ludzie ustanowili Memorial Day, aby czcić pamięć żołnierzy poległych na polu bitwy, natomiast Chrystus ustanowił wspomnienie, aby odtwarzano Jego śmierć na szubienicy krzyża.
Ustanowił to wspomnienie wieczorem na dzień przed śmiercią, podczas posiłku, który od tej pory nazywany jest ostatnią wieczerzą. Biorąc chleb w swoje ręce, powiedział: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane” (Łk 22,19). Wydane na śmierć. Następnie, wznosząc kielich z winem, powiedział: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mk 14,24). W ten sposób, dokonując symbolicznego, bezkrwawego oddzielenia krwi od ciała, Chrystus uroczyście zapowiedział swoją śmierć wobec Boga i ludzi, która miała nastąpić kolejnego dnia o trzeciej godzinie po południu. Maurice de la Taille SJ w tekście The Mass as an Off ering of the Passion (Msza jako ofiaramęki) pisze: „Śmierć zostaje nam przedstawiona w symbolu, jako sakramentalne oddzielenie krwi od ciała. Jednocześnie śmierć zostaje przyrzeczona Bogu w całej swojej przerażającej realności poprzez użycie ekspresyjnego języka świętego symbolu. Cena za nasze grzechy zostanie zapłacona na Golgocie, ale nasz Odkupiciel zaciąga już zobowiązanie i zapisuje je w swojej Krwi”. Z kolei w książce Le mystère de la foi et de l’opinion de l’homme (Tajemnica wiary i opinia człowieka) de la Taille stwierdza: „Chrystus nie złożył dwóch oddzielnych ofiar – jednej w Wieczerniku, drugiej na Golgocie. Jedna była ofiara podczas ostatniej wieczerzy, a była to ofiara odkupienia; i jedna była też ofiara na krzyżu, ale to była kontynuacja i dopełnienie tej samej ofiary. Ostatnia wieczerza i śmierć na krzyżu składają się na jedną, kompletną ofiarę”.
Jezus samego siebie oddawał na ofiarę, która miała zostać poświęcona po to, abyśmy nigdy nie zapomnieli, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Dał nam też Boże przykazanie: „To czyńcie na moją pamiątkę!” (Łk 22,19). Następnego dnia w pełni zrealizował to, co przewidział i zapowiedział: został ukrzyżowany między dwoma złoczyńcami, a Jego krew została wylana z Jego ciała dla odkupienia świata.
Kościół założony przez Chrystusa nie tylko przechował słowa, które On wypowiedział, oraz cuda, które uczynił, lecz również wziął sobie do serca Jego zalecenie: „To czyńcie na moją pamiątkę!”. Powracamy więc do Jego śmierci na krzyżu podczas ofiary Mszy Świętej, w której na Jego pamiątkę odtwarzamy to, co On zrobił podczas ostatniej wieczerzy, zapowiadając swoją mękę.
Odwołajmy się ponownie do słów Maurice’a de la Taille: „On składał ofiarę, która dopiero miała być poświęcona, my składamy ofiarę poświęconą w przeszłości. Składamy odwieczną ofiarę krzyża, która raz została poświęcona i trwa na wieki. (…) Msza Święta jest ofiarą, ponieważ składamy w niej już poświęconą ofiarę, tak jak podczas ostatniej wieczerzy została złożona ofiara, która miała być poświęcona”. Msza Święta nie jest zwykłym wspomnieniem, lecz żywym przedstawieniem ofiary krzyża. Sobór Trydencki stwierdza: „W boskiej ofierze, dokonującej się we Mszy Świętej, jest obecny i w sposób bezkrwawy ofiarowany ten sam Chrystus, który na ołtarzu krzyża »ofiarował samego siebie« (Hbr 9,27) (…). Jedna przecież i ta sama jest Hostia, jeden i ten sam poprzez posługę kapłanów Składający ofiarę, który wówczas ofiarował samego siebie na krzyżu, tylko sposób ofiarowania jest inny” (sesja 22, rozdział 2).
Msza Święta jest więc ukoronowaniem chrześcijańskiego kultu. Nie jednoczy nas z Nim ambona, przy której powtarzane są słowa naszego Pana, nie przybliża nas do Jego krzyża ani do Jego wniebowstąpienia chór, na którym śpiewa się o bardzo słodkich uczuciach. Świątynie bez ofiarnego ołtarza nie istniały u ludów pierwotnych i nie mają znaczenia u chrześcijan. W Kościele katolickim to nie ambona czy chór, lecz ołtarz stanowi centralny punkt nabożeństwa, ponieważ to przy ołtarzu odtwarzane jest wspomnienie męki Jezusa. Wartość tego wspomnienia nie zależy od człowieka, który je wypowiada, ani od ludzi, którzy go słuchają; zależy ona od Tego, który jest najwyższym kapłanem, a zarazem ofiarą, czyli od naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Jednoczymy się z Nim, pomimo naszej nicości. W pewnym sensie na jakiś czas
tracimy swoją indywidualność: tak ściśle jednoczymy z Chrystusem swój intelekt i wolę, swoje serce i duszę, swoje ciało i krew, że Ojciec Niebieski nie tyle widzi nas w naszej niedoskonałości, co raczej widzi nas w Nim – w swoim umiłowanym Synu, w którym ma upodobanie. Z tego powodu Msza Święta jest najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości. Tylko ten święty akt powstrzymuje gniew Boga wobec grzesznego świata. Msza jest bowiem krzyżem ustawionym między niebem a ziemią. Dzięki niej ludzkość może wciąż na nowo powracać do chwili, w której wyrwała się ze swojego tragicznego położenia do pełni nadprzyrodzonego życia.
W tym momencie chciałbym zwrócić uwagę na konieczność przyjęcia właściwego mentalnego nastawienia do Mszy Świętej. Trzeba mianowicie zrozumieć, że ofiara krzyża nie jest jednostkowym zdarzeniem sprzed dziewiętnastu stuleci. Nie należy do historii, jak podpisanie Deklaracji Niepodległości. Ofiara krzyża dokonuje się cały czas, jest nieustannie rozgrywanym dramatem, na który jeszcze nie spuszczono kurtyny. Nie dajmy się przekonać, że ofiara krzyża dokonała się raz i odeszła w przeszłość, a więc nie ma wpływu na nasze życie. To, co zdarzyło się na Golgocie, dotyczy wszystkich epok i wszystkich miejsc na ziemi. Dlatego słusznie się stało, że w drodze na Golgotę nasz Pan został pozbawiony odzienia. Miał zbawić świat ogołocony ze wszystkiego, co Go ze światem wiązało. Kiedy Adam utracił niewinność, zapragnął się ubrać, aby zakryć nieprzystojność świątyni swego ciała. Nasz Pan zachował niewinność, dlatego nie potrzebował ubrań zakrywających wstyd. Jego szaty należały do czasu, ponieważ przywiązywały Go do konkretnego miejsca i określały Jego tożsamość jako mieszkańca Galilei. Teraz, gdy Go ich pozbawiono, wyzbył się wszystkich ziemskich rzeczy. Nie był już mieszkańcem Galilei ani rzymskiej prowincji, lecz mieszkańcem świata. Od tej chwili nie należał do żadnego narodu, ale do wszystkich ludzi.
Aby dodatkowo podkreślić uniwersalny charakter odkupienia, wzniesiono krzyż na skrzyżowaniu cywilizacji, dokładnie pośrodku trzech wielkich kultur: Jerozolimy, Rzymu i Aten, w imię których został ukrzyżowany. Umieszczono go na oczach ludzi, aby przyciągnąć uwagę nieuważnych, aby przemówić do bezrefleksyjnych, aby pobudzić związanych ze światem. To był jedyny niepodważalny fakt, któremu nie mogły się sprzeciwić ówczesne kultury i cywilizacje. Również w naszych czasach jest to jedyny niepodważalny fakt, któremu nie jesteśmy w stanie się sprzeciwić.
Postacie pod krzyżem symbolizowały wszystkich, którzy przybijają do krzyża. Byliśmy więc obecni przy ukrzyżowaniu w osobach naszych przedstawicieli. Jak my odnosimy się do Ciała Mistycznego Chrystusa, tak oni w naszym imieniu odnosili się do Chrystusa żyjącego w konkretnym momencie historii. Jeżeli, na przykład, zazdrościmy ludziom dobrym – dobro bowiem jest wyrzutem wobec zła – byliśmy tam obecni w osobach uczonych w piśmie i faryzeuszy. Jeśli obawiamy się, że możemy stracić jakieś ziemskie korzyści, kiedy przyjmiemy Bożą prawdę i miłość – byliśmy tam obecni w osobie Piłata. Jeśli pokładamy ufność w materialnej potędze i chcemy dokonywać podbojów poprzez świat, a nie poprzez ducha – byliśmy tam obecni w osobie Heroda. Podobnie rzecz się ma ze wszystkimi grzechami znanymi światu. One wszystkie sprawiają, że nie dostrzegamy w Chrystusie Boga. Ukrzyżowanie było więc w pewnym sensie nieuniknione. Ludzie, którzy dzięki wolnej woli mogą grzeszyć, mogą również przybijać do krzyża. Ukrzyżowanie będzie realnym faktem dopóty, dopóki na świecie istnieje grzech.
Widziałam, jak szedł Boży Syn
W cierniowej koronie
Panie, to nie był jeden czyn?
Cierpienie nieskończone?
On podniósł na mnie straszny wzrok
Dlaczego pytasz o to?
Krzyżem jest przecież każdy grzech
Każdy człowiek – Golgotą.
Byliśmy więc przy ukrzyżowaniu. Z perspektywy Chrystusa dramat dobiegł końca, ale nie został jeszcze objawiony wszystkim ludziom, we wszystkich miejscach i we wszystkich epokach. Wyjaśnię to na przykładzie. Otóż, gdyby rolka taśmy filmowej była obdarzona świadomością, znałaby przebieg filmu od początku do końca, ale widzowie w kinie poznaliby go dopiero w chwili pojawienia się napisów końcowych na ekranie. Analogicznie, nasz Pan na krzyżu widział w swoim wiecznym umyśle dramat całej historii ludzkości, znał historię każdej duszy i wiedział, w jaki sposób każdy z nas odniesie się do Jego ukrzyżowania. Nikt z nas jednak nie znał swojej reakcji na krzyż, dopóki nasza postać nie została wyświetlona na ekranie historii. My nie wiedzieliśmy, że byliśmy na Golgocie, ale On był świadomy naszej obecności. Dzisiaj możemy się dowiedzieć, jaką rolę odegraliśmy w dramacie Golgoty, ponieważ wiele mówi nam o tym nasz sposób życia i postępowania w dramacie XX wieku. Dlatego właśnie Golgota jest wciąż aktualna.
Dlatego krzyż oznacza kryzys, dlatego w pewnym sensie rany są wciąż otwarte, dlatego cierpienie wciąż jest deifikowane, dlatego krople krwi, niczym spadające gwiazdy, nieustannie kapią na ludzkie dusze. Nie uciekniemy przed tym faktem, nawet jeśli go zanegujemy jak faryzeusze; nawet jeśli wydamy Chrystusa jak Judasz; nawet jeśli przybijemy Go do krzyża jak oprawcy. Krzyż bowiem wciąż jest stawiany na drogach świata.
Ale gdzie można go zobaczyć? Gdzie utrwalone są wydarzenia z Golgoty? Jak już mówiliśmy, powracamy do nich, odtwarzamy je i przedstawiamy podczas Mszy Świętej. Msza to Golgota, a Golgota to Msza, ponieważ w obydwu jeden jest Kapłan i jedna Ofiara. Siedem ostatnich słów Chrystusa odzwierciedla siedem części Mszy Świętej. I jak w muzyce z siedmiu nut można tworzyć nieskończoną różnorodność harmonii, kombinacji i połączeń, tak z krzyża dociera do nas siedem Bożych nut, które w ciągu stuleci tworzą piękną harmonię dramatu odkupienia świata.
Wyobraźmy sobie więc Chrystusa Najwyższego Kapłana, który wychodzi z niebiańskiej zakrystii na ołtarz Golgoty. Przywdział już na siebie szatę ludzkiej natury, sudarium ludzkiego cierpienia, stułę kapłaństwa, ornat krzyża. Golgota jest Jego katedrą, skała Golgoty mensą ołtarza; czerwone słońce wieczną lampką; Maryja i Jan żywymi ołtarzami bocznymi; hostią jest Jego ciało; winem – Jego krew. Jest wyprostowany jako kapłan, a jednocześnie położony – jako ofiara. Chrystus idzie do swojego ołtarza. Będziemy uczestniczyć w Jego pierwszej Mszy Świętej.
Fulton John Sheen
23 lutego 1936 roku
Tekst z książki „Marnotrawny świat” wydanej przez Wydawnictwo W drodze.