Prawdziwą istotą sakramentu pojednania jest wyznanie miłości.
Prawdą jest, że spowiedź wiąże się z wyznaniem naszych grzechów. Warto, aby to wyznanie grzechów było – jak to kiedyś ładnie określił o. Paweł Kozacki OP – w stylu PKP, to znaczy:
Pełne – należy wyznać wszystkie grzechy, które sobie przypomniałem w rachunku sumienia.
Krótkie – należy unikać rozwodzenia się, opowiadania wszystkich okoliczności każdego grzechu, a przy okazji swojej biografii i kłopotów z dzieciństwa, lecz krótko i konkretnie nazywać grzechy, które popełniłem.
Proste – powinno być jasnym oskarżeniem siebie, nazwaniem swojego zła, a nie kombinowaniem i wymyślaniem usprawiedliwień, szukaniem okoliczności łagodzących.
Jeśli jednak sprowadzimy spowiedź tylko i wyłącznie do wyznania grzechów, pojawia się niebezpieczeństwo, że będziemy traktować ten sakrament jako jakiś duchowy prysznic, pod którym mamy opłukać się z naszych brudów, aby znowu być czystymi, lub też jako bankowe okienko, do którego przychodzimy, aby wyrównać nasze rachunki. A gdzie w tym wszystkim jest obecny Pan Bóg – Miłosierny Ojciec?
Kiedy sprawiliśmy komuś przykrość, zraniliśmy kogoś bliskiego, przychodzimy, aby go przeprosić. Gdy mówimy, że przepraszamy za tę czy tamtą sprawę, to nie wypowiedzenie tych krzywd jest najważniejsze. I my sami, i kochająca nas osoba doskonale wie, o co chodzi. Najważniejsze jest to, że przychodząc i mówiąc: „przepraszam”, tak naprawdę mówimy: „ja Ciebie kocham, pomimo tego wszystkiego, co było słabe, złe, co nie wyszło”.
Wiara jest relacją miłości między człowiekiem a Panem Bogiem. Dlatego też tak naprawdę istotą sakramentu pojednania nie jest wyznanie grzechów (choć trzeba je nazwać po imieniu), ale istotą tego sakramentu jest wyznanie miłości, jest powiedzenie: „Panie Boże, pomimo moich grzechów i słabości, ja Ciebie kocham”. I usłyszenie, że jestem przez Pana Boga kochany, że On nie patrzy na moje grzechy, ale na swoją miłość do mnie.
Jeżeli zranię kogoś, kogo kocham, nie czekam pół roku, rok, dziesięć lat, aby powiedzieć „przepraszam”. Bo szkoda czasu, aby być niepojednanym, szkoda czasu, aby być daleko od siebie, kiedy można blisko, być razem i słyszeć, że jesteśmy kochani.
I to kochani tak bardzo, że On swoje życie za mnie oddaje na Krzyżu i przez to niszczy moje grzechy, że jesteśmy kochani miłością, która jest silniejsza niż mój grzech i śmierć.