Ojciec Thomas Brogl OP, Socjusz Generała ds. Europy dzieli się swoim doświadczeniem ze swojej pierwszej wizyty w Ukrainie, która odbyła się w terminie 27.10-4.11
What is your plan for today? – Not to die. Jakie masz dziś plany? – Takie, żeby nie umrzeć. To zdanie przesycone wisielczym humorem, jak mówi mi jeden z młodych ludzi związanych z naszymi braćmi w Chmielnickim, można obecnie często usłyszeć w Ukrainie. Są dwa oblicza, z którymi ciągle spotykam się w Ukrainie: z jednej strony dowcip, serdeczność i wielka życzliwość – z drugiej, smutek i otchłań bolesnych doświadczeń, której nie da się zgłębić z perspektywy zewnętrznego obserwatora. Od jakiegoś czasu mówi się, że niemal 80% Ukraińców potrzebuje profesjonalnej pomocy w przezwyciężeniu traumy wywołanej wojną – można sobie tylko wyobrazić, co to będzie oznaczać w przyszłości. Żołnierze po powrocie do domu nie są w stanie rozmawiać o swoich doświadczeniach. Jeden z nich – zgodnie z relacją braci – przerwał spotkanie mikołajkowe dla dzieci, krzycząc, że nie można świętować mikołajek w świetle tego, co dzieje się na froncie; inny z kolei dzwoniąc z frontu, grozi, że po powrocie zastrzeli nauczyciela, który upomniał jego syna w szkole. Wszystko to daje jedynie nikłe wyobrażenie o tym, czego musieli doświadczać ludzie na froncie.
Jest jasne, że wojenne traumy nie ograniczają się do tego, co żołnierze przeżywają na froncie. Jednym z obrazów, które przychodzą mi na myśl, gdy myślę o swojej wizycie na Ukrainie jest wspomnienie pierwszego wyjścia poza mury jednego z naszych klasztorów na Ukrainie. Widzę cmentarze wokół kościołów, gdzie ukraińskie flagi oznaczają groby poległych żołnierzy.
Na niektórych cmentarzach, na przykład w Charkowie, jest ich tak wiele, że jest to prawie nie do zniesienia. To widok, który sprawia, że smutny i oszołomiony stoisz na szerokim polu grobów ze zdjęciami młodych, a czasem starych żołnierzy. Ile cierpienia kryje się za każdym pojedynczym losem, za każdą pojedynczą rodziną. Matka zmarłego żołnierza na cmentarzu daje nam słodycze – coś, czego nie może już dać swojemu dziecku, ale co chce dać innym, którzy jeszcze żyją…
Bracia mówią mi, że niemal każda rodzina jest bezpośrednio dotknięta przez śmierć bliskich na froncie. Z jednej strony wojna wydaje się odległa, a życie toczy się normalnie: widzisz ludzi śmiejących się na ulicach, robiących zakupy, żyjących swoim codziennym życiem. Z drugiej jednak strony wojna jest bardzo bliska i wszechobecna – uderza prosto w serce. Dobrym przykładem, jak to się dzieje, są bombardowania, które systematycznie uderzają w miasta w nocy – alarm włącza się co najmniej dwa razy pomiędzy zmierzchem a świtem. Ataki są doskonale zaplanowane w swojej perwersji, tak aby utrzymać ludzi w stanie czuwania, pozbawić możliwości odpoczynku i przypomnieć im, że agresorzy nie spoczną, dopóki nie złamią Ukrainy. Choć ja budzę się za każdym razem, gdy rozlegają się syreny lub słychać detonacje, bracia już w ogóle nie słyszą syren (ani na nie nie reagują) – a jednak mają one wpływ na serca i dusze…
Pomimo całego zmęczenia, które dostrzegam na twarzach ludzi, których spotykam, jest jedna rzecz, która uderza mnie najmocniej: wola wolności i samostanowienia, która dziś wydaje się być siłą napędową wszystkiego w Ukrainie i która daje siłę by walczyć o przetrwanie. W Buczy – miejscu, gdzie odkryto masowe groby cywili z czasu okupacji rosyjskiej w 2022 roku – czytamy wyzywające zdanie: Wola zwycięża! Brat, który mieszkał w Ukrainie przez bardzo długi czas, powiedział mi, że jest to być może największa różnica między mentalnością Rosjan i Ukraińców – nieposkromiona wola wolności.
Podczas mojej pierwszej homilii, którą wygłosiłem w Ukrainie, komentując fragment Ewangelii o Bartymeuszu (Mk 10, 46-52), porównuję tego niewidomego żebraka do Ukrainy: Bartymeusz, który woła i prosi Jezusa o pomoc, jest upominany przez przechodniów, że powinien zamilknąć i pogodzić się ze swoim losem – ale on woła tym głośniej. Być może podobne głosy rozbrzmiewają w uszach i sercach Ukraińców, ale także na Zachodzie – gdzie niektórzy uważają, że nie ma sensu przeciwstawiać się Rosjanom i że Ukraina powinna się poddać. Pamiętam, jak bardzo byłem zaskoczony na początku wojny, że Ukraina nie została po prostu opanowana, ale stawiała opór tak dzielnie i sprytnie, że militarne natarcie na Kijów, Charków i inne części kraju zostało zatrzymane. Prawdopodobnie jest to wola wolności, której Putin nie może znieść tuż za granicą swojego kraju i którą chce złamać ze wszystkich sił. Z resztą staje się dla mnie coraz bardziej jasne, że chodzi właśnie o złamanie narodu. Nie tylko po to, by włączyć go do swojego imperium, ale by pokonać coś, co jest jeszcze bardziej niebezpieczne.
Gdybym miał szukać przyczyny tej wewnętrznej siły, liczne spotkania, które mam za sobą, dają mi różnorakie odpowiedzi – bo oprócz woli bycia wolnym, wielu Ukraińców daje mi poznać także własną głęboką duchowość. Świeccy dominikanie w Chmielnickim mówią mi, że bez relacji z Bogiem i zakorzenienia w Nim nie byliby w stanie znieść sytuacji, w której trwają. Dyrektorka naszych szkół w Fastowie mówi, że codzienna Eucharystia daje jej siłę, by umacniać innych i nie tracić nadziei. To imponujące, jak klarowne staje się to, co jest centrum wiary w tej sytuacji, jak wiara pokazuje swoją moc i z jaką siłą ludzie tutaj czoła sytuacji. To moment siły i wolności. Biskup Charkowa podarował mi jako przypinkę słynne polowe insygnia armii ukraińskiej, które układają się w słowo „wolność” i mają krzyż umieszczony w centrum – to krzyż daje prawdziwą wolność bycia wolnym w Chrystusie (Gal 5, 1).
Wola wolności postaje niewzruszona pomimo wielokrotnych prób złamania tej siły – bo przecież to jest główny plan stojący za wieloma nieludzkimi działaniami agresorów, o których się dowiaduję w czasie pobytu w Ukrainie. Kiedy ja, francuscy prowincjałowie – o. Nicolas Texier i o. Olivier de Saint Martin – oraz polski prowincjał, o. Łukasz Wiśniewski, stoimy w Buczy pod pomnikiem ludzi zamordowanych przez Rosjan w okrutny i całkowicie samowolny sposób, i widzimy zdjęcia okrucieństw w kościele obok, brakuje nam słów i jedziemy dalej w milczeniu.
Tego samego dnia – w Borodiance – widzimy inne znaczące obrazy. Tam główny plac został prawie całkowicie zniszczony w czasie ostrzału prowadzonego przez Rosjan, a miasto zostało odbudowane z zapierającą dech w piersiach szybkością i zewnętrzne rany zostały naprawione. Jednak jeden zniszczony budynek mieszkalny został – prawdopodobnie celowo – zachowany w ruinie, ponieważ w mediach stał się symbolem dokonanych przez Rosjan zniszczeń. Właśnie w tym miejscu słynny artysta Banksy subtelnie przeciwstawił się zniszczeniu i pozostawił po sobie dzieła sztuki, których celem jest dawanie nadziei w humorystyczny, ale i głęboki sposób. Jego praca Dawid i Goliat jest jednym z nich – mały chłopiec kładzie na łopatki dorosłego o rysach Putina, który w minionych latach lubił przedstawiać się jako osoba biegła w sztukach walki.
Inne dzieło sztuki, które widzieliśmy w tym miejscu, to dziewczynka wykonująca ćwiczenia gimnastyczne na ruinach. Oba są obrazami nadziei – prawdopodobnie tego, czego Ukraina dziś potrzebuje najbardziej. Również w Borodiance znajdujemy pracę anonimowego, najprawdopodobniej lokalnego artysty, który wykonał swoje graffiti na murze budynku mieszkalnego zdewastowanego rosyjskimi pociskami – to skrzypaczka grającą pieśń nadziei, której symboliczne nuty zostały odmalowane w ukraińskich barwach i trafiają do ruin, aby opowiedzieć o czymś innym niż zniszczenie i wlać siłę we wszystkich zdruzgotanych zniszczeniami.
W Borodiance spotykamy również Ludmiłę, która ściśle współpracuje z naszym współbratem, Miszą Romanivem OP z dominikańskiego Centrum Świętego Marcina de Porres w Fastowie. W czasie wojny straciła dwoje dzieci – ciała jej syna nie udało się nawet zidentyfikować. Mimo to z jej ust nie słychać ani słowa nienawiści – wręcz przeciwnie, mówi, że najważniejsze jest nauczenie ludzi, czym jest miłość i że serce nie może utonąć w bólu. W spotkaniach z nami jest niezwykle radosna i pełna życia, ale też w jakiś sposób niezwykle smutna. To właśnie te kontrasty nieustannie spotykam w Ukrainie: wielkie ciepło i życzliwość, ale za nimi otchłań smutku. To bardzo dziwne, jak wiele błogosławieństwa wynoszę z tych spotkań, nawet jeśli w ich trakcie dotykam głęboko zranionych serc. Jednak wiele z tych otwartych przez rany serc stało się źródłem dla innych ludzi.
Misza, który prowadzi ośrodek dla dzieci, osób z niepełnosprawnościami i uchodźców w Fastowie, chciał, aby oprócz św. Marcina de Porres, św. Małgorzata z Città di Castello również była patronką kaplicy poświeconej w niedzielę 3 listopada.
Nasz Generał Zakonu, o. Gerard Timoner, w liście skierowanym do uczestników uroczystości w Fastowie napisał o św. Małgorzacie, która cierpiała z powodu poważnych ograniczeń fizycznych: „była niewidoma, ale widziała dobro w ludziach; urodziła się z wrodzoną różnicą długości nóg, ale chodziła z wdziękiem, ponieważ wiedziała, że pokornie kroczy w obecności Boga. Błogosławiona Małgorzata kochała hojnym sercem, mimo że jako dziecko była niekochana. Była prawdziwie zranionym uzdrowicielem, osobą z niepełnosprawnością, która umożliwiała innym stawanie się sprawniejszymi w dobru, wyrzutkiem, który przyjmował przygnębionych; w istocie była piękną ikoną przemieniającej miłości Boga”. To jest to, co w Ukrainie napotykam raz za razem – pomimo całego cierpienia i wszystkich ran, doświadczam piękna nadziei i miłości, które pozwalają dostrzec nowy początek w cierpieniu i zniszczeniu.
Oczywiście rany pozostają ranami – zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Nie trzeba być bardzo przenikliwym, żeby dostrzec na każdym kroku kolejne otwarte rany. Nawet jeśli Ukraińcy starają się szybko zamknąć zewnętrzne rany (również jako znak ich woli oporu), wewnętrzne rany pozostaną z tym narodem przez długi czas – dotknie to zwłaszcza dzieci, które zostały okradzione z beztroskiego dzieciństwa.
Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko Kościół i bracia dominikanie z Ukrainy zareagowali na tę sytuację. W naszym Instytucie Świętego Tomasza w Kijowie odbywa się roczny kurs szkoleniowy dla osób świeckich w zakresie zaburzeń pourazowych, aby mogły one udzielać wsparcia, a w domu dla uchodźców w Fastowie powstaje struktura, która służy specyficznie temu celowi. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak bracia choć nieliczni (w klasztorach Wikariatu Ukrainy mieszka tylko 22 braci), pracują w bardzo różnych dziedzinach – od formacji intelektualnej (w dziedzinie nauczania o charakterze uniwersyteckim, a w tym kształcenia katechetów), tworzenia nowych instytucji badawczych (jak instytut historyczny zajmujący się historią Kościoła na Ukrainie, który ma powstać w Kijowie), poprzez pracę w parafii i duszpasterstwo, aż po pomoc społeczną (Centrum św. Marcina z Porres w Fastowie – dom dla dzieci i uchodźców, który oferuje również wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami o charakterze umysłowym i fizycznym, który także udzielał i nadal udziela konkretnej pomocy ambulatoryjnej na terenach objętych działaniami wojennymi). Krótko mówiąc, niezwykle sumienna i mądrze zorganizowana praca nielicznych braci w Ukrainie wprowadza realnie zauważalną zmianę w swoim otoczeniu. Ogromna grupa pomocników, którzy zebrali się wokół o. Miszy, nie tylko w Fastowie, ale także w całej Ukrainie, jest jak wielka rodzina, zjednoczona, by wspólnie pomagać – wnieść odrobinę nadziei i szacunku dla człowieczeństwa do świata dotkniętego wojną i brutalnością. Udaje im się również angażować w pomoc wiele podmiotów z różnych krajów świata. Na przykład, Zachodnia Prowincja Zakonu w USA (obok innych darczyńców indywidualnych i instytucjonalnych) wniosła znaczący wkład w budowę domu i kaplicy ośrodka dla uchodźców, która została poświęcona ostatniego dnia mojego pobytu w Ukrainie, czyli 3 listopada.
Wiele udaje się zbudować, ale – jak to na wojnie – jeszcze więcej ulega znoszeniu. W Charkowie witają nas eksplozje zarówno po przybyciu do klasztoru, jak i do pałacu biskupiego. Spotkanie z biskupem charkowsko-zaporoskim, ks. Pavlo Honczarukiem, którego diecezja obejmuje ogromny obszar od Charkowa do Mariupola, jest jednym z najbardziej poruszających momentów mojej wizyty w Ukrainie.
Biskup Pavlo mówi nam, że tylko 2500 z 70 000 katolików, którzy przed rosyjską pełnoskatową inwazją z 2022 roku żyli w Charkowie, wciąż tam jest – jednocześnie wszyscy księża pozostali na miejscu. Najważniejszym świadectwem – jak mówi biskup – jest pozostanie na miejscu, dlatego jest tak wdzięczny za obecność dominikanów w Charkowie, mimo że są oni odpowiedzialni za coraz mniejszą liczbę wiernych. W jednej z mszy w więzieniu uczestniczą tylko trzy osoby, ale dla naszego współbrata, który ją odprawia, to nie problem – liczą się dla niego inne kategorie niż liczby. Sam biskup mówi, że jest bardzo spokojny w obliczu ciagłego ryzyka śmierci i że decydującym czynnikiem jest decyzja, czy staniemy pod krzyżem, czy pozostaniemy obojętni i w naszej strefie komfortu. Linia decyzji i granica pomiędzy obojętnością i zaangażowaniem, która przechodzi przez nasze serca jest o wiele ważniejsza niż jakiekolwiek granice państwowe – niezależnie od tego, jak mogą one wyglądać w przyszłości. Podczas spaceru, który razem odbyliśmy, biskup pod wpływem dziwnego dźwięku, który słyszy, natychmiast zaczyna się rozglądać – na szczęście okazuje się, że odgłos pochodził z silnika samochodu, a nie z nieprzyjaznego drona. Wieczorem dowiadujemy się, że kolejne eksplozje podczas mszy, którą celebrowaliśmy, uderzyły w posterunek policji, który został całkowicie zniszczony – ten rosyjski atak przyniósł ofiary śmiertelne i rannych. Oznacza to podtrzymanie po raz kolejny niekończącego się łańcuchu cierpienia, które dotknęło i tym razem wiele pojedynczych osób i całych rodzin. Po powrocie do domu w Kijowie, dron uderza w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru. Ale bracia zachowują spokój – spokój, którego źródła nie można szukać w nich samych.
W czasie mojej podróży po Ukrainie odwiedzamy także miejsca pamięci w Kijowie, które bardzo nas poruszają. Widzimy flagi, które powiewają na Majdanie Nezałeżnosti – placu, na którym walczono o niezależność Ukrainy m.in. w czasie tzw. pomarańczowej rewolucji – a na każdej z nich jest wypisane jednego z poległych żołnierzy. Z kolei w innym symbolicznym miejscu – Katedrze św. Michała w Kijowie, która została całkowicie zniszczona przez komunistów i odbudowana po upadku Związku Radzieckiego – widzimy zdjęcia żołnierzy, którzy zginęli podczas wojny. Fotografie są ustawione w nieznośnie długim szeregu na ścianie muru katedry. W samej katedrze odmawiane są za nich modlitwy. Święty Michał jest również patronem stolicy Ukrainy – i jest również kojarzony z wolą oporu zabitych żołnierzy, których widzimy na zdjęciach.
W Soborze Mądrości Bożej w Kijowie podziwiam starą mozaikową ikonę Matki Boskiej z X wieku, na której temat wygłosiłem homilię na początku wojny, kiedy jeszcze służyłem jako księdz w kościele św. Marcina we Fryburgu, w którym znajduje się również ukraińska parafia greckokatolicka. W przeciwieństwie do wielu innych kościołów, z których niektóre były systematycznie niszczone – przez Mongołów w średniowieczu oraz przez Niemców i Rosjan w XX wieku – ten przetrwał czasy i Maryja w nim trzyma ręce wyciągnięte nad Ukrainą w modlitewnym geście. Został umieszczony na ścianie o grubości 5,5 metra. Ukraińcy określają tę ścianę „niezniszczalną” – nie ze względu na to, że została wykonana z jakiegoś specjalnego materiału, ale ze względu na modlitwę Matki Bożej, której Ukraińcy ufają. Niech modlitwa Maryi, która trwa od wieków, przeprowadzi Ukrainę także przez ten czas i odnowi jej nadzieję i wiarę w przyszłość.
Tekst autorstwa Thomasa Brogla OP z niemieckiego przetłumaczony maszynowo i poprawiony przez Radosława Więcławka OP
Zachęcamy do finansowego wsparcia dzieł związanych z pomocą mieszkańcom Ukrainy prowadzonych przez braci dominikanów.
Dane banku do przelewów:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O.Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.
Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003
Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
Z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy
Zbiórka na organizację pobytu dzieci w naszym ośrodku w Fastowie:
Sekretariat Misyjny OO Dominikanów
ul. Freta 10, 00-227 Warszawa
PL 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728 (PLN)
PL 03 1090 2851 0000 0001 0591 8140 (EUR)
PL 98 1090 2851 0000 0001 5122 2996 (CHF)
BIC/SWIFT: WBKPPLPP
z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy