Rodzicielstwo to najtrudniejsze i najważniejsze zadanie w Kościele, w świecie – od niego zależy nasza przyszłość.
Pierwsze trzy przykazania dotyczą podstaw naszej egzystencji, to znaczy więzi z Bogiem, poza którym nic nie ma jakiegokolwiek znaczenia ani sensu. Siedem pozostałych dotyczy wszelkich innych ludzkich relacji ze światem, które Dekalog sytuuje w kontekście stosunku człowieka do Stwórcy. Czwarte przykazanie poświęcone jest najważniejszej ze wszystkich z i e m s k i c h relacji, mianowicie tej, która dotyczy rodziców.
Niektórzy, w sposób dość cyniczny, dopatrują się w tym nakazie jedynie usankcjonowania obowiązującego porządku społecznego i panujących w nim patriarchalnych stosunków. Tak poczesne miejsce wskazuje jednak na wielką wagę tego przykazania. Musimy zatem przyjrzeć się starannie, czego naprawdę ono dotyczy i jakich wartości broni. Zapytajmy więc najpierw, na czym polega tak wielkie znaczenie naszego stosunku do rodziców i co to właściwie znaczy czcić ojca i matkę.
Wyjątkowości związku człowieka z jego rodzicami nie powinniśmy utożsamiać z jego pierwszeństwem względem relacji z wszystkimi innymi ludźmi. Taki pogląd jest wielkim uproszczeniem, niedającym się pogodzić z Pismem Świętym. Pamiętamy, że w pewnym miejscu powiada ono, iż mężczyzna opuści ojca i matkę i połączy się z żoną, stając się z nią jednym ciałem. Przychodzi w końcu czas, kiedy i my sami zostajemy ojcami i matkami. Unikatowy charakter związku z rodzicami polega na tym, że jest on czymś trwałym i danym raz na zawsze. Nic nie jest w stanie zmienić faktu rodzicielstwa. Wiemy, że Rosjanie oprócz imienia i nazwiska posługują się otcziestwem, wskazującym na imię ojca.
Jako ludzie jesteśmy również zobowiązani do tego, by pamiętać, że własnego istnienia nie zawdzięczamy samym sobie. Każdy z nas zrodził się z mężczyzny i kobiety. Nikt nie jest wytworem własnej fantazji. Ludzkie życie jest darem, ale nie własnością. W swoim istnieniu wszyscy jesteśmy zależni. Nie chodzi tu o jakieś infantylne uzależnienie od innych, ale o przynależność do większej całości.
Uznanie roli rodziców i oddanie im należnego szacunku ro zwala nam spojrzeć na własne życie z odpowiedniej perspektywy. Możemy dzięki niemu uniknąć złudzenia samowystarczalności i tego rodzaju indywidualizmu, który w naszych uprzemysłowionych zachodnich społeczeństwach tak bardzo przyczynił się do powszechnej bezdomności i poczucia izolacji. Pamiętając o swoim pochodzeniu, uświadamiamy sobie, co zawdzięczamy innym i co jesteśmy winni przyszłym pokoleniom.
Wdzięczność i szacunek okazywane rodzicom sprawiają, że pamiętamy o zdrowej zależności od nich, której zaprzeczenie wystawia nas na niebezpieczeństwo. Tak jak świętowanie szabatu przypomina nam o tym, że czas jest darem, nakaz okazywania czci rodzicom obala mit self-made-mana. Tak naprawdę, w sprawach najbardziej zasadniczych zawsze zależymy od innych.
Erazm z Rotterdamu mówił, że zaraz po Bogu najwyższa cześć należy się ojcu i matce. Zależność od rodziców przypomina nam o zależności od Boga. Ucieczka od tej prawdy lub jej negacja stanowi istotę grzechu pierworodnego.
Problem polega na tym, że bardzo nie lubimy słowa „zależność”. Nie pasuje ono do hołubionego współcześnie ideału człowieka samodzielnego i wyzwolonego. Zależność jest mylona z infantylizmem i traktowana jako hamulec rozwoju dojrzałej jednostki. Należy oczywiście unikać niewolniczego przywiązania do kogokolwiek. Wzajemna zależność ludzkich jednostek jest jednak niezaprzeczalnym faktem. Wiąże się z nią również odpowiedzialność za drugich. Jako ludzie, w okresie niemowlęctwa jesteśmy bardziej zależni od jakichkolwiek innych stworzeń. Czas, w którym wymagamy karmienia i opieki, jest u nas najdłuższy. Okres ten jednak w końcu mija i dla większości z nas przychodzi moment, w którym sami musimy zacząć troszczyć się o innych. Nigdy jednak nie możemy pominąć ani do końca spłacić długu, który mamy wobec naszych rodziców. Nasz szacunek względem nich to wyraz uznania tej prawdy.
Wydaje się, że wszystko to, co powiedziałem powyżej na temat naszego stosunku do rodziców, nie koresponduje ze znanym z psychologii problemem rodziny dysfunkcyjnej. Temat ten zdaje się zawdzięczać swoją popularność założeniu, że istnieje coś takiego jak doskonała czy też przynajmniej normalna rodzina. Sądzę, że uwaga Carla Gustawa Junga na temat normalnego człowieka ma zastosowanie również i tutaj. Mawiał on: „Pokażcie mi normalnego człowieka, a ja go wyleczę”.
Każda rodzina, tak samo jak ludzka jednostka, jest tworem niedoskonałym. Nawołując do zachowania „wartości rodzinnych”, nie zapominamy o tej prawdzie, ale podkreślamy jedynie istotne znaczenie, które dla każdego człowieka mają stosunki panujące w jego domu. Rodzicielstwo to prawdopodobnie najtrudniejsza i najbardziej odpowiedzialna funkcja, którą przychodzi nam pełnić w całym naszym życiu. Wymaga ona od nas całkowitego poświęcenia, przy zachowaniu troski o nieskrępowany rozwój dziecka, które w swej niepowtarzalności jest często kimś bardzo od nas odmiennym. Sprostanie temu zadaniu wymaga zarówno wrażliwości, jak i siły charakteru.
Na temat uciążliwości władzy rodzicielskiej istnieje opowieść pewnego rabina, którego ojciec był skromnym krawcem. Podczas zebrania rabini wymieniali się cytatami z Tory, zaczynając każdorazowo swoją wypowiedź od słów: „Mój świątobliwy ojciec rzekł”. Kiedy przyszła kolej na naszego bohatera, ten oświadczył drwiąco: „Mój świątobliwy ojciec rzekł: lepiej jest dla młodzieńca dostać garnitur szyty na jego miarę, niż odziedziczyć go po ojcu”. Nie każdy rodzic się z tym zgodzi. Nie chodzi tu jednak z pewnością o podważenie czwartego przykazania.
Nasz związek z rodzicami ma oczywiście różne fazy i może się zakończyć zupełnym odwróceniem ról. Ważnym momentem jest ten, w którym zaczynamy widzieć w rodzicach kogoś równego sobie, to znaczy dostrzegamy, że tak samo jak my są oni tylko ludźmi. Dojrzały stosunek do rodziców polega na dostrzeganiu w nich tego wszystkiego, co jest obecne w nas samych, to znaczy zarówno zalet, jak i wad, talentów i słabości. Musimy w końcu uświadomić sobie, że rodzice niosą na sobie to samo brzemię, które spoczywa na nas. Role odwracają się wówczas, gdy to my zaczynamy się nimi opiekować i kiedy oni stają się zależni od nas. Do tego czasu my sami zazwyczaj mamy już potomstwo i tak zamyka się cykl wymiany pokoleń.
Pragnę tu zaznaczyć, że czwarte przykazanie odnosi się w jednakowym stopniu do matki i do ojca. Równość ta jest czymś raczej niezwykłym dla społeczeństw Bliskiego Wschodu, w których kobiety były pierwotnie niewolnicami, traktowanymi przez mężczyzn instrumentalnie jako narzędzie prokreacji. Stąd też bierze się konieczność podkreślania radykalnie odmiennego charakteru relacji między mężczyzną i kobietą, jak również między rodzicami i dziećmi, który wynika z Dekalogu.