Nowość, jaką wnosi Bóg do naszego życia, jest tym, co naprawdę nas realizuje, co daje nam prawdziwą radość, prawdziwą pogodę ducha, ponieważ Bóg nas miłuje i pragnie jedynie naszego dobra.

Nowość zawsze napełnia nas po trosze lękiem, bo czujemy się bardziej bezpieczni, jeśli mamy wszystko pod kontrolą, jeśli to my budujemy, programujemy, planujemy nasze życie według swoich schematów, naszych pewności, naszych gustów. Dzieje się tak również w odniesieniu do Boga. Często idziemy za Nim, przyjmujemy Go, ale tylko do pewnego stopnia. Trudno nam przychodzi powierzyć się Mu z pełną ufnością, godząc się, aby Duch Święty ożywiał nasze życie, był przewodnikiem w naszym życiu i we wszystkich naszych wyborach; obawiamy się, że Bóg poprowadzi nas na nowe drogi, że każe nam wyjść poza nasz horyzont – często ograniczony, zamknięty, egoistyczny – i otworzyć się na Jego horyzonty. W całej historii zbawienia Bóg, objawiając się, zawsze przynosi nowość […] i prosi, aby Mu do końca zaufać: Noe buduje arkę, wyśmiewany przez wszystkich, a ostatecznie zostaje w ten sposób ocalony; Abraham opuszcza swoją ziemię, mając w ręku jedynie obietnicę, która się wypełni; Mojżesz stawia czoło potędze faraona i prowadzi lud do wolności; apostołowie, zastraszeni i zamknięci w Wieczerniku, wychodzą odważnie, aby głosić Ewangelię. Nie jest to nowość dla nowości, poszukiwanie czegoś nowego, aby przezwyciężyć nudę, jak to często bywa w naszych czasach. Nowość, jaką wnosi Bóg do naszego życia, jest tym, co naprawdę nas realizuje, co daje nam prawdziwą radość, prawdziwą pogodę ducha, ponieważ Bóg nas miłuje i pragnie jedynie naszego dobra. Zadajmy sobie dzisiaj pytania: Czy jesteśmy otwarci na „Boże niespodzianki”? Czy może lękliwie zamykamy się na nowość Ducha Świętego? Czy mamy odwagę wyruszyć na nowe drogi, jakie wskazuje nam Bóg, czy też może się bronimy, zamknięci w nietrwałych strukturach, które utraciły zdolność do gościnności i przyjmowania innych? Dobrze nam zrobi rozważanie tych pytań w ciągu całego dnia.

[…] Starożytni teologowie powiadali: dusza jest rodzajem żaglówki, Duch Święty jest wiatrem, który dmie w żagiel, żeby łódka mogła płynąć, a pchnięcia i tchnienia wiatru to dary Ducha Świętego. Bez Jego działania, bez Jego łaski nie idziemy naprzód. Duch Święty wprowadza nas w tajemnicę Boga żywego i ratuje nas przed niebezpieczeństwem Kościoła gnostycznego i autoreferencyjnego, czyli odnoszącego się wyłącznie do samego siebie i zamkniętego w samym sobie. To On pobudza nas, żebyśmy otworzyli bramy i wyszli, aby głosić i świadczyć o dobrym życiu Ewangelią, przekazywać radość z wiary, ze spotkania z Chrystusem. Duch Święty jest duszą misji. To, co wydarzyło się w Jerozolimie przed niemal dwoma tysiącami lat, nie jest faktem od nas odległym, lecz jest faktem, który do nas dociera, który staje się żywym doświadczeniem w każdym z nas. Pięćdziesiątnica w jerozolimskim Wieczerniku była początkiem, początkiem, który trwa. Duch Święty jest w najpełniejszym tego słowa znaczeniu darem zmartwychwstałego Chrystusa dla Jego apostołów, ale Jezus chce, aby ten dar dotarł do wszystkich. Jak słyszeliśmy w Ewangelii, mówi: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze” (J 14,16). To Duch Paraklet, Pocieszyciel, daje odwagę, by przemierzać drogi świata niosąc Ewangelię! Duch Święty ukazuje nam horyzont i popycha nas na egzystencjalne peryferie, abyśmy głosili życie Jezusa Chrystusa. Zapytajmy siebie, czy mamy skłonność do zamykania się w sobie, w naszej grupie, czy też pozwalamy, aby Duch Święty otwierał nas na misję?

Franciszek 

Fragmenty homilii w uroczystość Zesłania Ducha Świętego (19 maja 2013 roku).

Tekst z książki „Dom dla duszy. Kościół według papieża Franciszka” wydanej przez Wydawnictwo W drodze.