Najłatwiej się zbawić w Zakonie Kaznodziejów.
Jacek w opinii lektora Stanisława, a zatem także współczesnego mu pokolenia polskich dominikanów, nie tylko „był w Polsce nowym promieniem światła”, ale także tym, na którym spoczęło zadanie stworzenia Zakonu Braci Kaznodziejów w naszym kraju, był jakby drugim św. Dominikiem, który w Polsce powtórzył i dopełnił dzieło założyciela zakonu. Dlatego Stanisław tuż po rozdziale, w którym opowiedział o wysłaniu Jacka i jego towarzyszy do Polski i o tym, jak ci bracia zostali przyjęci w Krakowie, umieścił następny – o surowości życia św. Jacka, w którym chciał pokazać, jakim był on człowiekiem: „Błogosławiony Jacek zaczerpnął swoją surowość życia od Świętego Dominika. Miał pokorę serca, czystość dziewiczą, gorącą miłość Boga i bliźniego. Miłość gorzała w nim tak wielka, że gdziekolwiek zobaczył uciśnionych i płaczących, nie mógł się powstrzymać, żeby nie płakać razem z nimi, a w czasie modlitwy ze łzami błagał Boga o litość dla nich. Miał również zwyczaj bardzo częstego przepędzania nocy w kościele – bardzo rzadko miał stałe miejsce na spoczynek, lecz złożywszy przed ołtarzem znużone członki i głowę oparłszy o kamień lub położywszy na gołą ziemię, trochę odpoczywał. Każdej nocy skórzaną dyscypliną biczował swoje ciało aż do krwi. W piątki i wigilie Najświętszej Maryi Panny oraz Apostołów pościł o chlebie i wodzie. Cały swój czas poświęcił całkowicie Panu Bogu. Zawsze albo studiował, albo głosił kazania, albo słuchał spowiedzi, albo się modlił, albo odwiedzając chorych, słowem i przykładem budował bliźnich”.
Ta charakterystyka pobożności św. Jacka jest niemal identyczna z przekazami pobożności św. Domini ka, której opisy lektor Stanisław mógł znaleźć w jego żywotach. Jednak hagiograf, mając pod ręką prawie gotowy tekst, nie sięgał do niego tylko po to, aby ułatwić sobie trud pisania lub zastąpić tym, co napisano o św. Dominiku, brak konkretnych wiadomości o jego duchowym synu. Stanisław i jego współbracia byli przekonani, że św. Jacek był rzeczywiście podobny do założyciela zakonu. Sądzę zresztą, że także dla Jacka św. Dominik był człowiekiem najbardziej godnym naśladowania.
Na początku swojej działalności w Krakowie – opowiada o tym następny rozdział Życia i cudów – św. Jacek został umocniony widzeniem Matki Bożej. Gdy w poranek dnia jej wniebowzięcia pobożnie i ze łzami modlił się w kościele Świętej Trójcy, „ujrzał padającą na ołtarz przeogromną światłość i zstępującą w niej Najświętszą Maryję Pannę, która rzekła do niego: »Synu, Jacku, ciesz się, bo modlitwy twoje są miłe przed obliczem mego Syna, Zbawiciela, i o cokolwiek prosić będziesz, za moim pośrednictwem, otrzymasz od Niego«”. Jacek ucieszył się tą obietnicą, i odtąd „o cokolwiek tylko prosił, zawsze bywał wysłuchany”. Potwierdzają to cuda, o których Stanisław opowiada w dalszej części swego dzieła, ale także rozkrzewienie zakonu w Polsce i owoce jego pracy kaznodziejskiej. Dzięki temu, że i Jacek, i inni zdolni do tego bracia od początku podjęli trud kaznodziejstwa nie tylko w diecezji krakowskiej, ale także w innych diecezjach Polski, Czech i Moraw, już pierwsze lata, a nawet miesiące ich pobytu w Krakowie były czasem niezwykłego, niestety zakrytego dla nas rozrostu tej wspólnoty. Z powodu braku źródeł niewiele możemy powiedzieć, jak licznie i skąd przychodzili kandydaci do zakonu, jak wyglądało ich przygotowanie do podjęcia zadań kaznodziejów. Nie ulega jednak wątpliwości, że spotkanie z Jackiem miało decydujący wpływ na kształtowanie powołania pierwszego pokolenia braci.
Zapewne na początku wielu z nich pochodziło z kręgów duchowieństwa. W pewnym momencie wstąpił do zakonu wybitny kanonik krakowski Wincenty z Kielczy, może także krewny Jacka, ze śląskiej linii Odrowążów. Zasłynął on jako autor żywotów i oficjum o św. Stanisławie biskupie i męczenniku. Wśród pierwszych polskich i czeskich dominikanów byli też studenci z Bolonii i Paryża, znamy imiona Henryka z Moraw i Gerarda z Wrocławia.
Niezwykłe były losy rycerzy, którzy wstąpili do dominikanów pod wpływem cudownych wydarzeń w swym życiu. Trzynastowieczne egzemplum wśród przykładów cudów zdziałanych przez uczniów św. Dominika wspomina polskiego rycerza Sezemę. Gdy pewnego razu śmiertelnie zachorował, rodzina wezwała dominikanów, aby przyszli do jego domu wspierać go modlitwą w ostatnich chwilach. Ponieważ bracia nie zastali już rycerza przy życiu, odmawiali przy zwłokach modlitwy za zmarłych i wcale nie prosili o przywrócenie mu życia. To, co się stało, było dla wszystkich zaskoczeniem. Zmarły ożył, odsunął chustę okrywającą mu twarz i mocno pochwycił habit najmłodszego z zakonników, który przerażony zrzucił z siebie kapę i szkaplerz, by się uwolnić. Przywrócony do życia Sezema opowiedział, że jego duszy został ukazany los potępionych i chwała niebieska, a także to, że dowiedział się, iż najłatwiej się zbawić w Zakonie Kaznodziejów, w którym zapragnął żyć odtąd jako konwers. Mimo sprzeciwu żony, Sezema wstąpił do zakonu i przez lata był towarzyszem wędrówek prowincjała polskich dominikanów brata Henryka, misjonarza w Prusach i późniejszego biskupa chełmińskiego. Sezema pochodził z potężnego rodu Gryfitów, których posiadłości leżały w pobliżu Krakowa, wraz ze swymi braćmi pojawiał się jako świadek licznych dokumentów mniej więcej do czasu, kiedy prowincjał Heidenryk rozpoczął swą działalność w Polsce.
O innym rycerzu, Janie Iwanowicu, opowiada Jan Długosz. W bitwie z Tatarami pod Legnicą w 1241 roku, gdy osłaniał księcia Henryka Pobożnego, odniósł aż dwanaście ran i choć był ścigany przez dziewięciu Tatarów, uszedł z życiem. Z wdzięczności Panu za to, że go obronił w tak wielkim niebezpieczeństwie, wstąpił do Zakonu Kaznodziejów, by żyć pobożnie i bogobojnie.
Są to przykłady wyjątkowe, dotyczące postaci znanych lub takich , których wstąpienie do zakonu wiązało się z niezwykłymi okolicznościami. Na pewno wielu przyciągał do zakonu przykład życia braci, zwłaszcza charyzmatyczna osobowość św. Jacka, tak jak to było w wypadku Rzymianina Jakuba. Niektórych przyprowadzali bracia do Krakowa ze swych kaznodziejskich wędrówek. Ich liczba rosła tak szybko, że po niewielu latach wyrosły nowe konwenty braci na rozległych terenach, które mniej więcej pokrywają się ze współczesnym obszarem Polski i Republiki Czeskiej.
Fragment książki „Święty Jacek Odrowąż” wydanej przez Wydawnictwo W drodze.