Czyli o tym, jak będziemy sądzeni.
Przenieśmy się w czasy proroka Daniela. Oto znajdujemy się w sali, w której odbywa się uczta króla Baltazara. Baltazar, a właściwie jego poprzednicy zdobyli świątynię jerozolimską, zabrali złote i srebrne naczynia, które służyły do kultu Bożego. Teraz król, jego możnowładcy, żony i nałożnice piją z tych właśnie kielichów. I nagle „ukazały się palce ręki ludzkiej i pisały za świecznikiem na wapnie ściany królewskiego pałacu. Król zaś widział piszącą rękę. Twarz króla zmieniła się, myśli jego napełniły się przerażeniem, jego stawy biodrowe uległy rozluźnieniu, a kolana jego uderzały jedno o drugie” (Dn 5,6). Bardzo malowniczy to opis ogromnego strachu, który raptem ogarnął Baltazara. Nie wiadomo skąd tajemnicza ręka pisze wyrok na ścianie. I proszą Daniela, który jeden umiał objaśniać tajemnice, i Daniel mówi: Baltazarze, to kara Boga za to, że używałeś świętych naczyń do niecnych twych celów. Zaś słowa napisane na ścianie znaczą: Mene – Bóg obliczył twoje panowanie i wyznaczył ci kres. Tekel – zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki.
„Zważyłem cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki”. Zło sprawia, że człowiek jest lekki, bo to dobro nadaje tę szlachetną posturę, że dobrze wypada się na wadze. To jest bardzo stare myślenie. Już egipski bóg Ozyrys – znamy takie rysunki z piramid – kładzie na jednej szali wagi serce zmarłego, a na drugiej posążek bogini Sprawiedliwości i Prawdy i okazuje się, co jest w twoim sercu, czy nie jesteś zbyt lekki. Starożytne tablice nagrobne, chrześcijańskie też, bardzo często przedstawiały duszę, która jest ważona na wadze. Ten motyw znajdujemy również na obrazach – szczególnie tych średniowiecznych przedstawiających sąd ostateczny – choćby u Memlinga w Gdańsku: święty Michał Archanioł z wagą w ręku waży ludzkie dusze.
Hiob, gdy oskarżony został przez swych rzekomych przyjaciół, że przyczyną jego cierpienia jest grzech, odwołuje się do Boga i mówi: „Niech zważy mnie bardzo dokładnie, a pozna mnie, że jestem niewinny” (Hb 31,6). Synowie ludzcy – to z Psalmu – są tylko jak tchnienie, synowie mężów – kłamliwi; na wadze w górę się wznoszą; wszyscy razem są lżejsi niż tchnienie…
…lżejsi niż tchnienie. Jacy jesteśmy?
Cały czas mamy być gotowi, albowiem waga ma ukazać, jaki jestem w całym swoim życiu. To nie o to tylko chodzi, żeby być gotowym w tym, danym dokładnie momencie, ale by mieć cały czas otwarte drzwi i stać za tymi drzwiami z całym swoim życiem, bo ono będzie zważone. Bardzo łatwo jest – gdy mówimy o tych odległych czasach, o tych wspaniałych ucztach i straszliwej ręce, która wypisuje słowa sądu na ścianie – przenieść się w świat fantazji i literatury.
Jak to się ma zatem do naszego życia?
Jest taka komedia Gogola pt. Rewizor. Paul Evdokimov, rosyjski pisarz i teolog, pisze, że to nie jest taka sobie obyczajowa opowieść o śmiesznym prowincjonalnym miasteczku rosyjskim z lat trzydziestych XIX wieku. To jest opowieść apokaliptyczna, eschatologiczna. Rewizor sprawia, że ludzie w pewnym momencie znajdują się w potrzasku i wtedy okazują się takimi, jakimi są naprawdę. I ci, którzy grają na scenie, i ci, którzy śmieją się z tych, którzy grają. Pamiętamy treść sztuki Gogola –rozchodzi się plotka o tym, że do miasteczka na zapadłej rosyjskiej prowincji ma przyjechać rewizor. Horodniczy, zarządca tego miasteczka, bierze kogoś innego, Chlestakowa, za owego rewizora, no i wtedy wszystko wychodzi na jaw; obnażona zostaje głupota, nieuczciwość, donosicielstwo, pochlebstwa. Cała ludzka nędza… A wszyscy, którzy to oglądają na scenie, śmieją się! Zaś horodniczy mówi: :Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie”.
Mój Boże, żeby sąd, o którym mówi prorok Daniel, nie polegał czasem na tym, że wszyscy wybuchniemy śmiechem nad sobą. Byłby to śmiech jakże często żałosny, bolesny. Gogol odmalowując tę nędzę ludzką, powiedział, że gdy patrzy na ludzi, chce zrozumieć duszę, a nie ubranie. To piękne – „zrozumieć duszę, a nie ubranie” – zrozumieć to, co się kryje gdzieś w ludzkim sercu, które kiedyś będzie położone na jednej szali. Na tej drugiej nie będzie wtedy sprawiedliwości i prawdy, tylko sprawiedliwość i miłosierdzie. Kiedy? Kiedy złożą cię na wadze.
„Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych NIEUBRANCH zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22,1-14).
Jak pogodzić miłosierdzie Boga z tym obrazem ojca, który mógł tak okrutnie postąpić, zabijając tych pierwszych zaproszonych, którzy nie przyszli, i jeszcze wyrzucić tego, który nie zechciał przywdziać szaty godowej? Nie, to chyba nie jest, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać, zaprzeczenie miłosierdziu; to tylko zwrócenie uwagi na to, że nie wolno łaski Bożej traktować jako łaski łatwej. To jest określenie bardzo mi odpowiadające, które wprowadził do teologii współczesnej Dietrich Bonhoeffer – wielki teolog, a przede wszystkim świadek wiary, który na kilka dni przed końcem wojny został zamordowany przez hitlerowców. Był protestantem; protestanci większy nacisk kładą na łaskę niż uczynki i dlatego właśnie mówił: Słuchajcie, oczywiście jesteśmy zbawieni przez łaskę, ale nie wolno nam traktować łaski jako czegoś taniego.
Myślę, że dla nas takim odpowiednikiem taniej łaski może być zbyt lekkomyślne przyjmowanie tej przecież fundamentalnej prawdy o Bożym miłosierdziu.
Miłosierdzie to nie jest żaden liryczno-sentymentalny święty obrazek. Choć najpełniej Boże miłosierdzie objawiło się w Jezusie Chrystusie, to przecież również i stare przymierze jest świadectwem Bożego miłosierdzia. Hebrajskie słowo rahamim, oznaczające miłosierdzie, wywodzi się prawdopodobnie od rehem, co może brzmi nazbyt anatomicznie, ale znaczy po prostu „macica”. Język zdradza tu bardzo silny związek z macierzyństwem.
„Miłosierdzie” więc jest słowem opisującym ten aspekt Bożej miłości, który najlepiej możemy wyrazić poprzez odwołanie do miłości macierzyńskiej.
Nie chodzi oczywiście o to, czy Bóg to On czy Ona. Pismo Święte samo pokazuje, jak nasze słowa są nieudolne w wyrażaniu Bożej rzeczywistości. Jest coś istotnego w tym macierzyńskim rysie Bożej miłości, to znaczy jej, tej miłości, bezwarunkowy charakter. Matka, która kocha dziecko niezależnie od tego, co ono zrobi, choćby to było coś naprawdę podłego i złego, jest tak jak Bóg. Mówię „jak”, bo z jednej strony wiemy, że to jest miłosierdzie ogromne, ale że ono też nie unieważnia sprawiedliwości. To wielki problem wszystkich monoteizmów, jak pogodzić Boską sprawiedliwość z Boskim miłosierdziem.
Jeśli stawiamy sobie pytanie o drogi życia owocnego, o to, jak żyć, by życie nasze było owocne, zdradzamy tym samym pewną postawę. Jest to nasza odpowiedź na wielki dar Bożego miłosierdzia. Trud starania się o owocne życie sprawia, że Boże miłosierdzie nie będzie miało dla nas charakteru łaski taniej – takiej abolicji podatkowej. Będzie darem skierowanym do człowieka odpowiedzialnego, czyli takiego, który jest zdolny odpowiedzieć na ten dar swoim życiem. W jaki sposób? – Życiem owocnym.
Katolicka zasada, która głoszona jest od czasu Ojców Kościoła, mówi: „Łaska buduje na naturze”. Zła to jest wiara która chce zniszczyć najpierw Boże dary – rozum, sprawiedliwość, to wszystko, co uczy nas roztropnego życia żeby na to nałożyć łaskę i wszystko całkowicie zawierzyć Bogu. To nie tak. Zawierzyć trzeba do końca, ale nie niszcząc tego, co ludzkie.
Miłosierdzie Boże nie unieważnia sprawiedliwości, albowiem miłosierdzie nie jest prostą ludzką litością; miłosierdzie jest czymś więcej. Dam konkretny przykład. Słyszałem, że w pewnej wspólnocie odnowy życia religijnego dyskutowano taki oto problem: Chłopiec – syn jednego z małżeństw – został dotkliwie pobity przez osiedlowych łobuzów. Rodzice odmówili zgłoszenia na policję tego faktu, który pociągnąłby za sobą określone konsekwencje; powiedzieli, że „ewangelicznie im przebaczają” – jakby nadstawili policzek, ale… czy rzeczywiście tak było? Wolno nadstawić swój policzek, nie wolno nadstawiać cudzych policzków, a oni nadstawili policzek tych wszystkich, których te łobuzy w wyniku bezkarności będą biły w przyszłości – nie jest to ewangeliczna postawa! Bardzo łatwo nadstawiać cudze policzki, podczas gdy słowa Jezusa są skierowane do ciebie osobiście – to ty masz podjąć to właśnie wyzwanie!