Wśród rzeczy, które Dominik widział podczas kontemplacji, były potrzeby jego bliźnich.

Dominik nie ułożył dla swoich braci w zakonie żadnego pobożnego tekstu czy traktatu duchowego. Księga Konstytucji – wspaniały dokument – jest jedynym testamentem, jaki po sobie pozostawił. Dominik był przede wszystkim kaznodzieją, nie pisarzem. A jednak, chociaż upłynęło tak wiele czasu, przekaz tradycji daje nam dostęp do zdumiewającej liczby szczegółów dotyczących jego sposobu modlitwy i kontemplacji. W pewnej mierze zawdzięczamy to niezwykłemu temperamentowi samego Dominika. Charakteryzowała go żywiołowość natury, która nie tylko nie uległa stłumieniu przez życie modlitwy i pokuty, ale – jak się wydaje – została wspaniale rozbudzona i uwolniona. Dominik, jak zauważył kiedyś kardynał Villot, był człowiekiem „zdumiewająco wolnym”. Zwłaszcza podczas modlitwy z ledwością mógł się opanować, często wołał do Boga pełnym głosem. W rezultacie nawet jego prywatna modlitwa była pewnego rodzaju otwartą księgą dla braci. Nocą, kiedy zostawał sam w kościele, często słyszano jego głos odbijający się echem po całym klasztorze.

Dominik modli się zatem wszystkim, czym jest – ciałem i duszą. Z wielkim, pokornym oddaniem modli się prywatnie. I z taką samą silną wiarą i głębokim uczuciem modli się publicznie, odprawiając Mszę Świętą. Chociaż intensywność wiary i uczuć Dominik a może być niezwykła, podobnie jak niezwykła była długość jego nocnych czuwań, to pod innymi względami jego modlitwa wydaje się niczym nie różnić od modlitwy zwykłych pobożnych chrześcijan. Jest zawsze prosta, zawsze eklezjalna, nigdy ezoteryczna.

Oczywiście istotą życia Dominika była głęboka kontemplacyjna miłość Boga. Jednak gdy czyta się wczesne opisy jego modlitwy, natychmiast robi na nas wrażenie miejsce przyznane innym „nieszczęśliwym i strapionym” – w samym akcie kontemplacji. Od XIII wieku z dominikanami kojarzy się łaciński zwrot, który stał się niemal dominikańskim mottem: contemplata aliis tradere (przekazywać innym owoce kontemplacji). Jednakże alii – inni – nie są po prostu biernymi odbiorcami obdarzonego specjalną łaską przepowiadania Dominika. Jeszcze przed faktycznym głoszeniem kazania, kiedy Dominik staje się czymś w rodzaju kanału dla łaski, ludzie ci – „nieszczęśliwi i strapieni” – zamieszkują najskrytszą głębię jego ducha. Stanowią wręcz część contemplata w contemplata aliis tradere. Jordan z Saksonii pisze:

Bóg obdarzył Dominika specjalną łaską płaczu nad grzesznikami oraz nad nieszczęśliwymi i strapionymi; nosił ich cierpienia w wewnętrznym sanktuarium swojego współczucia, a owo współczucie, które wobec nich odczuwał, zraszał serdecznymi łzami płynącymi z jego oczu.

Po części oznacza to, że podczas modlitwy Dominik zwyczajnie pamięta, żeby wstawiać się za potrzebującymi, szczególnie za grzesznikami. Jest jednak coś jeszcze, jakaś „specjalna łaska” – żeby użyć wyrażenia Jordana. Rana poznania, która otwiera się w umyśle i sercu Dominika podczas kontemplacji, pozwalając mu ze straszliwą bezbronnością doświadczać bólu i potrzeb bliźnich, nie pozwala się wyjaśnić tylko natłokiem wspomnień widzianego wcześniej cierpienia czy naturalną zdolnością współodczuwania. Apostolska rana, którą otrzymuje Dominik, uzdalniająca go do działania i głoszenia, jest raną kontemplacyjną.

Na początku XIII wieku nieznany z imienia dominikanin przebywający w klasztorze św. Jakuba w Paryżu zanotował, że „wśród rzeczy, które człowiek powinien widzieć podczas kontemplacji, są potrzeby jego bliźnich” oraz „jak wielka jest słabość każdej ludzkiej istoty”. Dalej pisze: 

Poznaj na podstawie tego, co wiesz o sobie, kondycję swoich bliźnich. (Jntellige ex te ipso quae sunt proximi tui). I to, co widzisz w Chrystusie, w świecie i w bliźnich, zapisz w swoim sercu. 

Zdania te są warte zapamiętania ze względu na pełną współczucia uwagę względem bliźnich pojawiającą się w kontekście kontemplacji. Myślę również, że akcent położony na prawdziwe poznanie siebie oraz prosta otwartość na Chrystusa, bliźniego i na świat, brzmią bardzo charakterystycznie dla dominikanów. Fragment kończy się prostym, ale wymownym nawiązaniem do misji głoszenia słowa. Autor nawołuje nas przede wszystkim do poznania samych siebie i do bycia uważnym na wszystko, co widzimy w otaczającym nas świecie i w naszych bliźnich, a także do rozważania w głębi serca tego, co zaobserwowaliśmy. Potem jednak każe nam iść i głosić: „Najpierw zobacz, potem zapisz, potem poślij […]. Najpierw potrzebne jest studium, potem rozważanie w sercu, a następnie głoszenie”.

Tekst z książki „Młode wino dominikańskiej duchowości” wydanej przez Wydawnictwo W drodze. Tytuł i lead pochodzą od redakcji Dominikanie.pl