14 września – święto Podwyższenia Krzyża Świętego.
Nie ulega wątpliwości, że Krzyż Chrystusa definitywnie położył kres dawnym ofiarom świątynnym. W Krzyżu zdarzyło się coś nowego, pisze w „Jezusie z Nazaretu” papież Benedykt XVI.
Intuicja, która towarzyszyła Kościołowi od początków jego rodzenia, stawała się dla niego pokarmem. Pasja stała się nową Paschą. Tym, co różniło tę ofiarę od poprzednich to fakt, iż w Krzyżu Chrystusa dokonało się wszystko to, czego wcześniejsze były jedynie zapowiedzią. Stąd nieodwołany jej charakter i niewyczerpywalna siła – moc pokarmu na życie wieczne. Złożona ofiara w ciele i krwi Chrystusa daje nam udział, przez liturgię ziemską, w liturgii niebieskiej.
Pasja nie jest Paschą samą w sobie. Możliwe jest to dzięki temu, że to Chrystus staje się centrum pierwszego i przez to drugiego wydarzenia. Pasja jest Paschą, ponieważ Chrystus nią jest i na odwrót. I jeżeli pasja kojarzyć się może ze śmiercią, to Pascha jest życiem. A zatem Krzyż jest drogą ze śmierci do życia.
Przeakcentowanie albo niezauważenie któregokolwiek z tych elementów może spowodować wypaczenie owego misterium, co wielokrotnie działo się w historii Kościoła. Obecność obu biegunów w tradycji pokazuje wyraźnie, że wspólnota nie rodzi się jedynie na Krzyżu ani jedynie w pustym grobie. Męka, a potem śmierć i w konsekwencji zmartwychwstanie, to jedno wydarzenie, w którym należy szukać znaczenia Krzyża. Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Krzyż staje się drzewem życia.
Owo napięcie pomiędzy śmiercią i zmartwychwstaniem widoczne było w liturgiach pierwszych wspólnot, gdzie jedne celebrowały zwycięstwo Pana w dniu śmierci Chrystusa inne czekały z tą liturgią na wieczór przed samym zmartwychwstaniem Pana. Jeżeli myślimy o owocnym wykorzystaniu w naszym życiu Paschy Zbawiciela, w karmieniu się nią, nie unikniemy tego napięcia we własnym doświadczeniu.
Raniero Cantalamessa OFM powołując się na Odo Casela OSB pisał: „śmierć jako taka nie może być przedmiotem święta, tzn. nie może być celebrowana w misterium, ponieważ sama w sobie jest negatywna, niszcząca. Śmierć nie może stać się misterium, o ile nie jest dopełniona w swym znaczeniu zbawczym; lecz staje się nim poprzez zmartwychwstanie, w którym wyraża akceptacje ofiary Chrystusa przez Ojca.”
Triumf Chrystusa rozpoczyna się na krzyżu. Ofiara ta jednak nie jest jedynie całopaleniem. Ofiarowanie siebie przez Jezusa staje się przejściem. Z funkcji statycznej całopalenia jako potwierdzenia oddania się Bogu, pojawia się dynamiczny ruch Boga, który w tym wydarzeniu zwraca człowiekowi życie.
Pasywność to także w tym wypadku powtarzalność. Dynamizm to zaś nadanie nowego kierunku ludzkiemu losowi. Przykładem niech będzie chrzest, który tutaj znajduje swoje źródło. Nie jest on jedynie powtarzaniem obrzędu dla każdego chrzczonego – odtwarzaniem czegoś, co powinno być jedynie powrotem do Boga. Staje się nową drogą, nawiązaniem nowej relacji z Bogiem, który jest przed, a nie za nami.
Nowy kult pierwszych chrześcijan, którzy wywodzą się z żydów już nie organizuje się wokół ofiar Starego Prawa. Jego centrum staje się Krzyż. Ma to jednak jedynie sens, kiedy będzie wyznaczał drogę, będzie początkiem, nie zaś końcem. Jak to miało miejsce w kulcie ofiarniczym pierwszego przymierza.
Benedykt XVI pisze, że na Krzyżu „sam Bóg czyni siebie miejscem pojednania i w swoim Synu bierze na siebie cierpienie. Sam Bóg ofiarowuje światu w darze swoją nieskończoną czystość. Sam Bóg <<pije kielich>> całej potworności i w ten sposób przywraca prawo przez wielkość swej miłości, która w cierpieniu przekształca ciemność.” Dzięki temu mamy prawo korzystać z owoców Krzyża, który dzięki ofierze Chrystusa staje się drzewem życia.
„To drzewo należy do mnie na żywot wieczny. Żywię się nim i nasycam. Utwierdzam się w jego korzeniach, kładę się pod jego gałęziami, rozkoszuję się jego szumem jak kołysaniem wiatru. Rozbiję namiot w jego cieniu, który mię chroni przed zbytnim upałem. Pod nim mam miejsce odpoczynku, pełne świeżości. Weselę się jego kwieciem, raduję się wielce jego owocami. Zrywam te owoce przygotowane dla mnie, odkąd świat zaistniał. Tu mam delikatne pożywienie w głodzie, w pragnieniu – napój, w nagości – odzienie. Jego liście są duchem ożywiającym. Niepotrzebne mi już liście figowca! Jeśli boję się Boga, to drzewo jest mi ratunkiem. W niebezpieczeństwie ono mnie umacnia. W walce jest mi puklerzem, w zwycięstwie trofeum. Oto moja wąska droga. Oto moja drabina Jakubowa, po której anieli wstępują i zstępują, u której szczytu stoi Pan.”
Słowa Pseudo-Chryzostoma pokazują nam w doskonały sposób, co z Krzyżem zrobił Chrystus. Zrobił to dla nas, abyśmy mieli życie wieczne. Jak widzimy – jest to droga. W Chrystusie, od naszej śmierci do naszego zmartwychwstania. Globalnie przez całe nasze życie. Partykularnie, w każdej chwili, której musimy umrzeć, żeby móc żyć na nowo.
Nie bójmy się wykorzystywać Krzyża, tak jak zrobił to Chrystus. Nie po to, aby na nim zawisnąć na całe życie, ale po to, by na nim zwyciężyć i dzięki temu mieć życie wieczne.