Czasem któryś z litościwszych ojców wspomni o nich w swoich pamiętnikach.

Bracia kooperatorzy, choć związani z tym, co namacalne, są bardzo efemeryczni. Większość z nich nie pozostawiła po sobie nic, poza ludzką pamięcią. A ta umiera wraz z ludźmi.

Czasem któryś z litościwszych ojców wspomni o nich w swoich pamiętnikach, czasem zostają jakieś ułomki korespondencji, rwane zapisy w kronikach, kilka zdań w Księdze zmarłych. Mało. Jestem skazana na domysły, odtwarzanie tła z nadzieją, że kiedy ułożę składające się na nie puzzle, otrzymam zarys postaci. Bo braci opisuje na ogół brak, ogólny szkic, wolna przestrzeń, którą kiedyś wypełniali.

Kwerenda w archiwum wskazuje, że w ciągu ostatnich stu lat stężenie konwersów umierających w opinii świętości było znaczne. To już nie tylko br. Gwala czy pamiętani jeszcze br. Jakub Papierz (to nie ortograf tylko nazwisko pochodzące od zawodu) lub br. Paweł Leszcz ze Służewa.

Szewcy, prefekci, zakrystianie, furtianie – cały tłum ludzi, o których została opinia, że umierali jako święci. Tą świętością, którą trudno udowodnić, podnieść i pokazać dokoła, jakby była królikiem świeżo wyciągniętym z archiwalnych teczek. Bez cudów, spektakularnych dzieł miłosierdzia, bilokacji i stygmatów.

Bo czym tu może zaimponować taki br. Dominik, który całe życie szył buty? Jaki to dowód świętości? Mało szewców na tym świecie? A że on szył je z taką miłością, jakby każdą parę robił dla Jezusa? Mało sensacyjne, zresztą niektórzy duchowi esteci będą się krzywić, że zbyt sentymentalne.

Świętość zwyczajna jak oddychanie, doprowadzona do perfekcji zasada, by lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa, kiedy czyni się wolę Ojca. Pokora, małość jak wtulenie w Boże ramiona i u prawie wszystkich żarliwa maryjna pobożność. Co nie oznacza braku mocnej osobowości – bez zdolności do przemyślnego stosowania correctio fraterna zostaliby zjedzeni z kosteczkami, w końcu to Zakon Kaznodziejski. Konkretne przykłady zostawiam sobie do książki.

Mogę sobie dłubać przy temacie w spokoju, nikomu nie będzie się chciało tkać tego dywanika z resztek przeszłości. A mi to daje mnóstwo radości, zawsze lubiłam ręczne robótki…

Tekst pochodzi z bloga Elżbiety Wiater ewiater.wordpress.com