Do Wielkiej Nocy najlepiej przygotowuje „psia wdzięczność”. Że Pan uczynił to, czego sami nigdy nie bylibyśmy w stanie uczynić nawet najgorętszą pobożnością.

Gdy wydawało się, że już nic nie jest w stanie trafić do uczniów na lekcjach religii, mój znajomy Cezary Gawryś opowiedział warszawskim licealistom historię swojego psa.

Bruno w krzakach

Bruno – wilczur mieszaniec – został zabrany ze schroniska na Paluchu. Widać było, że musiał być traktowany okrutnie przez poprzedniego pana. Miał wybity ząb, był nieufny i zaniedbany. Po paru dniach wspólnego pomieszkiwania Bruno wykorzystał chwilę nieuwagi swoich państwa oraz uchylone drzwi i dał nogę z ich domu na czwartym piętrze. Cezary wyruszył na poszukiwanie, krążąc po całym osiedlu z latarką w ręku. Zdesperowany poprosił o Bożą pomoc w odnalezieniu zguby. W pewnej chwili dostrzegł w krzakach dygoczącego z zimna Brunona. Za nic w świecie nie chciał ruszyć się z miejsca, prowadzony na smyczy. Cóż było robić. Cezary wziął uciekiniera na ręce i zaniósł go do domu, po czym padł na łóżko, konając ze zmęczenia. Od tego wieczoru Bruno już nigdy nie uciekał. Mało tego – gdy z daleka wyczuwał, że zbliża się jego pan, wypuszczony przez któregoś z domowników, zbiegał na dół i biorąc w zęby rękę Cezarego, prowadził go po schodach pod same drzwi.

Kuszeni do ukrywania się

Dla mnie ta opowieść jest metaforą determinacji, z jaką nasz Pan gotów jest uczynić wobec nas wszystko, by odmienić nasze życie. Szczególnie to życie, w którym tej determinacji zbawienia jest jak na lekarstwo. W którym jest ona zraniona nieufnością, skłonnością do deprecjonowania siebie czy zwykłym niedbalstwem duchowym.

Im dłużej czytam Biblię, tym mocniej uświadamiam sobie, że w relacji Bóg – człowiek to Ten pierwszy jest zaangażowany zdecydowanie bardziej. Często ja sam czuję się sfrustrowany sobą: krok do przodu, dwa do tyłu. A On? On mknie nieustannie w moją stronę. Śpieszy się i szuka każdej możliwej drogi, by mnie zdobyć, wziąć na ramiona i zanieść do domu.

Być może wkraczasz na ostatnią prostą Wielkiego Postu w poczuciu zmarnowanego czasu: dobre początki szybko się wypaliły. Energii na wykonanie postanowień wystarczyło na tydzień. Być może masz odruch ucieczki i schowania się w krzakach jak Bruno, jak Adam i Ewa w raju, słysząc kroki przechadzającego się Boga. Dygoczemy z zimna i przerażenia sobą, gdy On jest obok, ciepły Powiew Miłującej Obecności (Rdz 3, 8).

Poczucie zmarnowanego czasu, złość na własną duchową niedbałość oraz lęk przed konsekwencjami to sytuacje, w których jesteśmy kuszeni przez Kłamcę do ukrywania się przed Bogiem. Ukrywanie się może przybrać wiele form, np. zamknięcie się w poczuciu winy lub autoagresji samooskarżeń, zaskorupienie się w perfekcjonistycznym zranieniu, że nie osiągnąłem właściwego pułapu możliwości.

Bóg się nie poddaje

Dać się odnaleźć Panu w swoich krzakach i pozwolić Mu wyprowadzić się z izolacji do spotkania. To niesłychanie ważna decyzja. Nie kulić się w sobie, lecz stanąć przed Nim z pokorną wdzięcznością, że On nigdy ze mnie nie zrezygnuje.

Coś bardzo ważnego dokonuje się w tym spotkaniu, o którym opowiada Księga Rodzaju. Coś, co gruntownie różni pierwszych rodziców od Brunona: Adam i Ewa usiłują zrzucić winę na zewnętrzne okoliczności; Bruno „jak zbity pies” dał się po prostu wziąć na ręce i zanieść do domu.

To jest właśnie droga dla zniechęconych sobą. Dla przerażonych własną grzesznością. Dla zasmuconych swoją duchową beznadziejnością. Pozwolić, by Pan zaniósł nas na ramionach krzyża. Jak łotr wiszący obok Pana powierzyć Mu swoje pokiereszowane życie. Uznać, że moja grzeszność to coś dużo więcej niż brak konsekwencji w niejedzeniu słodyczy czy słaba wytrwałość w praktykowaniu nabożeństwa Drogi Krzyżowej. Zobaczyć w świetle Bożej Obecności dużo poważniejszy obraz własnego zagubienia i oddalenia. Poczucie rozczarowania sobą może pomóc mi w odkryciu, kim w istocie jestem jako grzesznik.

Wyzwalająca rozmowa

Przeciwieństwem ukrywania się jest confessio (wyznanie). Czy chodzi tu wyłącznie o spowiedź? Bynajmniej. Dobromir „Mak” Makowski, nawrócony raper, obecnie pracujący jako pedagog, tak opowiadał o ostatniej rozmowie ze swoją umierającą matką, zniszczoną do cna przez alkoholizm. Wymodloną przez syna resztą świadomości wyszeptała: „Dobrek, nie udało mi się… Przepraszam cię, że mi się nie udało. Bardzo chciałam być inna. Ale koleje losu w moim życiu spowodowały, że nie dałam rady…”.

Wyznanie swojej bezradności, bólu, cierpienia z powodu niespełnionych pragnień lepszego życia – to potężne confessio! Takiej otwartości oczekuje od nas Pan. I natychmiast wybiega naprzeciw temu pogubieniu, aby wziąć w objęcia poraniony ludzki strzęp. W Jego bliskości to chodzące nieszczęście zamienia się na powrót w pełne godności dziecko Boga. Choć długo jeszcze niepewne, onieśmielone nadspodziewaną wielkodusznością, uczy się żyć w domu Ojca (Łk 15, 11–32).

Gdy nie zrzucamy winy na innych, ale uznajemy i wyznajemy nasze pogubienie, wówczas Pan zwraca się do nas z najczulszym wyznaniem swojej wiary w nas, swojej mocy nieustającego zaproszenia do życia i wolności w Nim. Tak o tym pisał autor pięknej Homilii na święta i Wielką Sobotę: „Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama (…). Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie!”.

Śpiew pokornych

Zamiast więc frustratio – confessio! Zamiast niezadowolenia z siebie (ileż w nim próżności i zranionej pychy!) – potężne wyznanie, że potrzebuję zbawienia! Wtedy okaże się, że mamy szansę wkroczyć w spotkanie ze Zbawcą nie jak zadowolony z siebie faryzeusz, ale skruszony celnik: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18, 13–14).

Ostatecznie – najlepiej do świąt Wielkiej Nocy przygotowuje nas „psia wdzięczność”. Wdzięczność, że Pan uczynił to, czego sami nigdy nie bylibyśmy w stanie uczynić nawet naszą najgorętszą pobożnością i ascezą.

Alleluja to śpiew pokornych i wdzięcznych grzeszników, którzy odkrywają, że wszystko zawdzięczają łasce.

Tekst ukazał się w „Przewodniku Katolickim” 15/2017. Tytuł i lead od redakcji Dominikanie.pl.