Cierpliwe trwanie na drodze medytacji nie wydaje nam się konkretnym wyrzeczeniem. Za mało tam „heroizmu”.
Pozwólcie, że rozpocznę od przytoczenia tekstu św. Grzegorza z Synaju. Tekst pochodzi z XIV wieku, mimo że może wydać się nam współczesny:
Czasami jak najdłużej siedź na stołku, gdyż wymaga to trudu. Czasami, ale rzadziej, wyciągnij się na chwilę na posłaniu, aby odpocząć. Powinieneś siedzieć cierpliwie ze względu na Tego, który powiedział: „Trwajcie gorliwie na modlitwie”. I nie należy powstawać zbyt szybko przez niedbałość, nawet jeśli wewnętrzne wołanie umysłu i ciągłe trwanie sprawiają uciążliwy ból. Mówi wszak Prorok: „Boleści mnie ogarnęły jak rodzącą”. Pochyl się zatem ku ziemi, skupiając umysł w sercu, jeżeli tylko się otworzy, i wzywaj na pomoc Pana Jezusa. Gdy będziesz odczuwał ból w ramionach i nawet zaboli cię głowa, trwaj niestrudzenie z miłością, szukając w swym sercu Pana. Królestwo Boże należy bowiem do ludzi gwałtownych i oni je zdobywają. W słowach tych Pan prawdziwie ukazał, w jaki sposób powinniśmy podejmować trudy. Cierpliwość i wszelka wytrwałość dają jednak moc ciału i duszy”.
Przejdź do strony Wydawnictwa W drodze
Medytacja jest drogą wyrzeczenia. To wyrzeczenie nie przejawia się w jakichś nadzwyczajnych praktykach, ale przede wszystkim w cierpliwym trwaniu. Ono zmusza do doświadczania tego, co jest tutaj i teraz. Otwiera nas na zwyczajność i ukazuje, że życie duchowe nie wymaga nadludzkiego wysiłku i heroicznego działania, lecz przejawia się w doświadczaniu Bożej Obecności w zwykłości codziennego dnia.
My jednak lubimy wznosić wysoko poprzeczki, szczególnie w takich okresach jak Wielki Post. Lubimy radykalne wyzwania. Jesteśmy zdolni do heroicznych wyrzeczeń, ale na określony i niezbyt długi czas. A jeszcze bardziej lubimy czytać, słuchać lub oglądać ludzi, którzy prowadzą życie w dużym wyrzeczeniu. Lubimy stawiać w swoim życiu poprzeczki wysoko, bo jest to dla nas dość urocze. Jest do czego wzdychać, a i przechodzi się pod taką poprzeczką dość swobodnie, znajdując tysiące usprawiedliwień dla swojej obecnej kondycji czy działania.
Kiedy mówimy o cierpliwym trwaniu na drodze medytacji, nie wydaje to nam się konkretnym wyrzeczeniem, za mało tam „heroizmu”. Za mało jest tam tego, czym naszego „ego” mogłoby się pochwalić. Zawsze jest bowiem lepiej „dać świadectwo” o tym, że czterdzieści dni przeżyło się bez telewizji, jedzenia mięsa, słodyczy czy czymś podobnym, niż że się siedziało codziennie na medytacji.
Jednak nasza praktyka wprowadza nas coraz bardziej w wyrzeczenie, pozornie nie zmieniając niczego, a zmieniając wiele. Cierpliwe trwanie pokazuje, że wiele rzeczy musimy po prostu przejść; ból fizyczny, który dokucza nam zwłaszcza na początku, rozbiegany umysł, który prowadzi nas w tysiące kierunków jednocześnie. Czasami chciałoby się wstać i dać sobie spokój. Jednak św. Grzegorz przypomina: „I nie należy powstawać zbyt szybko przez niedbałość, nawet jeśli wewnętrzne wołanie umysłu i ciągłe trwanie sprawiają uciążliwy ból”.
Cierpliwa praktyka pokazuje nam także, że wiele rzeczy musimy po prostu puścić, oderwać się od nich: projekty myślowe, które ojcowie nazywali logismoi, pragnienia, marzenia, koncepcje, sądy, opinie. Tutaj nie tyle mamy ochotę zrezygnować z praktyki medytacji, ile pojawia się chęć pogodzenia jednego z drugim. Może by się tak dało znaleźć jakąś drogę pośrednią, tak abym nie musiał rezygnować z moich marzeń, pragnień itd.
Myślę, że tutaj istnieje punkt, w którym dość subtelnie rozmijamy się z praktyką medytacji jako drogą modlitwy, a rozpoczynamy zabawę z medytacją. Trochę tego i trochę tego, tak żeby było dobrze. Wiele rzeczy z naszego życia staje przed nami, domagając się podjęcia, rozwiązania czy rezygnacji. Widzimy je wyraźnie, a jednak pokusa zatrzymania się tuż przed lub szukania okrężnej drogi jest wielka. Sprawy te są dla nas tak oczywiste, że rozumiemy doskonale: jeśli tego nie podejmę, nie pójdę dalej.
Często jednak – ponieważ podjęcie tych spraw jest trudne – wybieramy zatrzymanie się w miejscu i żonglowanie teorią o medytacji, życiu duchowym, etapach, technikach. Czytamy niezliczone książki, uwielbiamy mówić o medytacji. Utwierdzamy się w przekonaniu, że tak po części już jesteśmy specjalistami. Albo doświadczamy bezradności, zniechęcenia i oschłości.
Święty Grzegorz z Synaju mówi dalej: „Zrozum, że nikt sam nie może opanować swego umysłu, jeżeli nie obejmie go Duch Święty. Umysł jest bowiem nieposkromiony, nie dlatego jednak, że z natury znajduje się w ciągłym ruchu, ale ponieważ przez naszą niedbałość przyswoił sobie owo błądzenie i przyzwyczaił się do niego od początku”. I dalej: „Zdarza się, że umysł modli się i pozostaje w sercu, myśl jednak wtedy błąka się i jest zajęta innymi sprawami. Nie poddaje się ona nikomu, oprócz tych, którzy są doskonali w Duchu Świętym i osiągnęli wewnętrzny pokój w Jezusie Chrystusie”.
To jest wyrzeczenie, do którego prowadzi nas Duch, to jest droga oczyszczenia ku zamieszkaniu tegoż Ducha. Duch Uświęciciel jest tym, który w nas tego dokonuje, nam towarzyszy i jest obecny. On też daje nam coś, co w ogóle nie kojarzy się z podjęciem wyrzeczenia, a mianowicie radość.
To wszystko, co powiedzieliśmy, nie ukazuje nam radości, ale raczej mozolną pracę. Jednak te rzeczywistości się nie wykluczają. Choć wyrzeczenie jest trudne, a czasem wręcz boli, lecz zawsze ten sam Duch, który oczyszcza, jest tym, który daje radość. Dlatego medytacja jest wyzwaniem, ale jest to wyzwanie, które wprowadza w przygodę. Drogę z Nim i w Nim, która w swoich zaskoczeniach jest nieprzewidywalna i niesamowicie piękna.
U początkujących modlitwa jest niczym ogień radości pochodzący z serca, u doskonałych zaś jakby udzielające się światło, które wydaje miłą woń. Nadto modlitwa to apostolskie nauczanie, działanie wiary, albo raczej sama wiara. To poręka dóbr, których się spodziewamy, czynna miłość, anielskie poruszenie, moc istot bezcielesnych, ich dzieło i wesele.
To dobra nowina o Bogu, pewność serca, nadzieja zbawienia, znamię uświęcenia, droga do świętości. To poznanie Boga, ujawnienie się chrztu, oczyszczające obmycie, zadatek Ducha Świętego, rozradowanie się w Jezusie i wesele duszy. To łaskawość Boga, znak pojednania, pieczęć Chrystusa, promień duchowego słońca, poranna zorza serc, umocnienie chrześcijaństwa, wyraz Bożego przebaczenia, łaska i mądrość Boża, albo lepiej – początek mądrości w nas samych… .
Fragment książki Maksymiliana Nawary OSB „Oddychać Imieniem. O medytacji chrześcijańskiej”, która ukazała się w Wydawnictwie „W drodze”. Lead od redakcji Dominikanie.pl
Maksymilian Nawara OSB: W klasztorze ojców benedyktynów w Lubiniu k. Kościana prowadzi Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej.