Jak być religijnym dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu.
Wielu z nas odczuwa rozziew między życiem religijnym, kiedy to modlimy się lub idziemy na mszę świętą, a naszym „normalnym” życiem. Trudno jest postrzegać naszą pracę jako część Bożego powołania względem nas. Jeszcze trudniej jest postrzegać nasze zaangażowanie się w politykę czy prowadzenie młodzieżowej drużyny piłkarskiej jako coś, czym może interesować się Bóg.
Kościół – dla religijnych, świat – dla zwyczajnych
Ujmując rzecz teologicznie, doświadczamy rozziewu pomiędzy Kościołem a światem świeckim. Kościół jest ciałem Chrystusa, ludem Bożym. Jednocześnie ma udział w królestwie Bożym i jest obecny na ziemi. To królestwo niebieskie u swoich początków, jednak jeszcze nieurzeczywistnione w pełni.
Z drugiej strony mamy nasz świecki świat, w którym pracujemy i żyjemy, spłacamy kredyt hipoteczny, wychowujemy dzieci i staramy się jakoś przebrnąć przez dzień. Wydaje się on funkcjonować w oparciu o zupełnie inne zasady aniżeli te w Kościele.
Wiele osób odczuwa ogromną przepaść pomiędzy Kościołem i światem, traktując Kościół jako miejsce dla osób religijnych, a świat jako miejsce dla zwyczajnych ludzi. Osoby religijne nie powinny przenosić swojej wiary do świeckiego życia; wiara jest do zaakceptowania jako osobiste duchowe koło ratunkowe, ale nie powinna ona kwestionować sposobu, w jaki funkcjonuje świat. To właśnie dylemat, przed którym stają świeccy chrześcijanie, próbując prowadzić życie uczniów, w którym każdy aspekt życia poddany jest panowaniu Chrystusa.
Przejdź do sklepu W Drodze
Święty Tomasz z Akwinu zwrócił uwagę na fakt, że „świat” ma w Piśmie Świętym trzy znaczenia. Po pierwsze, oznacza Boże stworzenie, a zatem świat jest dobry. Po drugie, implikuje ono dochodzenie stworzenia do doskonałości w Chrystusie: „Albowiem w Chrystusie Bóg zjednał ze sobą świat”.
Zawinił grzech
Jeśli zatem świat dąży do doskonałości w Chrystusie, to dlatego, że coś jest z nim nie w porządku. Problem, z którym boryka się świat, dla św. Tomasza znajduje swoje odzwierciedlenie w trzecim znaczeniu tego słowa – mianowicie świata jako stworzenia zepsutego przez grzech: „Cały zaś świat leży w mocy Złego”.
Żydowska i chrześcijańska historia stworzenia mówi nam, że gdy Bóg stwarzał świat, stworzył człowieka na swój obraz, podobnego w pewien sposób do siebie. Autorzy starożytnego opisu z Księgi Rodzaju opowiadają o Adamie i Ewie oraz o tym, jak Bóg dał im jedno prawo, którego mieli przestrzegać, a które dotyczyło tego, że mają nie jeść owoców z drzewa poznania dobra i zła.
Pierwsi ludzie mieli wolność wyboru odnośnie do tego, czy chcą być posłuszni Bogu, czy też pragną wykorzystać swoją wolność w celu szukania własnej woli. Wybrali własną wolę, a wybór ten oznaczał utratę harmonii pomiędzy światem a Bożą wolą, a w konsekwencji przejęcie panowania nad nim przez złego. Relacje między mężczyzną a kobietą, ludzkością a naturą, a także wewnątrz samej natury skazane były teraz na trudności, cierpienie i śmierć.
To nie jest relacja o dwóch osobach z ogrodu, ale historia, która przekazuje nam głębszą prawdę, która mówi, że grzech pierworodny wpływa na całe stworzenie. Gilbert Chesterton powiedział, że jedyną dającą się udowodnić empirycznie doktryną Kościoła jest doktryna o grzechu pierworodnym.
Kiedy rozglądamy się i obserwujemy, jak coś dzieje się nie tak z naszymi dobrymi intencjami albo gdy próbując zmienić jakiś zły nawyk, nieustannie ponosimy porażkę, uświadamiamy sobie moc grzechu pierworodnego. Katechizm Kościoła katolickiego wyjaśnia nam, że „na skutek grzechu pierworodnego natura ludzka została osłabiona w swoich władzach, poddana niewiedzy, cierpieniu i panowaniu śmierci; jest ona skłonna do grzechu”.
Świat, który jest dobry, ponieważ został stworzony przez Boga, jest w nieładzie z powodu grzechu; jest zepsuty i niesie zepsucie. Powołaniem laikatu w świecie jest staranie się o to, aby Boża miłość i sprawiedliwość mogły się urzeczywistniać w świecie naznaczonym chciwością, egoizmem i grzechem. Wierzymy, że możemy to uczynić, ponieważ zostaliśmy pojednani z Bogiem przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Poprzez nas chrzest staliśmy się członkami ciała Chrystusa, które jest Kościołem, a zatem jesteśmy częścią Bożego dzieła pojednania.
Ateiści. Tak w Rzymie mówiono na chrześcijan
Mimo tego, iż rozziew pomiędzy Kościołem a światem jako upadłym stworzeniem wydaje się dość oczywisty, musimy znaleźć jakiś sposób na to, aby zlikwidować przepaść i żyć naszą wiarą zarówno w świecie, jak i w Kościele dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu.
To wymaga z naszej strony przemiany, przemiany tego, jakimi ludźmi jesteśmy. Nasze wybory kształtują nasz charakter; jeśli wybieramy dobro, stajemy się ludźmi dobrymi. Nasze chrześcijańskie życie sakramentalne, modlitwa osobista oraz moralne wysiłki połączone z Bożą łaską czynią z nas ludzi, którzy są w stanie przynieść światu Bożą miłość.
Jesteśmy także odpowiedzialni za to, aby wnosić Bożą miłość do każdego aspektu naszego życia: aby zmieniać świat, łagodzić cierpienie, naprawiać krzywdy, troszczyć się o innych. Mamy świadomość tego, że tu na ziemi nigdy nie stworzymy utopii, ale to nas nie usprawiedliwia. Musimy uczynić naszą pracę, rodzinę oraz życie lokalnej społeczności elementem budowania królestwa Bożego na ziemi.
Pierwsi chrześcijanie żyli w taki właśnie sposób. Czasy Kościoła pierwotnego, wiek apostolski, to był czas, w którym Rzym stanowił centrum zglobalizowanej gospodarki, kiedy istniał rynek giełdowy, obrót towarami giełdowymi, wszelkiego rodzaju rozwiązłość seksualna, aborcja i rozwody. Powszechne było niewolnictwo, a żona i dzieci stanowiły własność mężczyzny. Była to kultura wieloetniczna i wieloreligijna, ujednolicona przez polityczny i administracyjny system Rzymu. Chrześcijaństwo stanowiło jedną z religijnych sekt istniejących pośród wielu innych. Chrześcijanie mieli złą reputację: uznawani byli za ateistów, ponieważ odrzucali państwowe bóstwa i nie oddawali czci cesarzowi; uważano ich za kanibali, ponieważ mówili o Eucharystii jako o spożywaniu ciała i krwi Chrystusa; podejrzewano ich o kazirodztwo ze względu na to, że nazywali siebie braćmi i siostrami. Chrześcijanie zazwyczaj nie mogli wychodzić i swobodnie nawracać innych, musieli opierać się na świadectwie swojego życia.
Gardzą śmiercią, wszyscy są braćmi
Sąsiedzi dowiadywali się o chrześcijaństwie na podstawie znajomości z nimi oraz tego, jak postępowali, bądź poprzez udział w igrzyskach, gdzie chrześcijan torturowano i zabijano. Lukian pisał:
Ci opętańcy uroili sobie naprzód, że całkowicie będą nieśmiertelni i że żywot ich czeka po wieki, skutkiem czego gardzą śmiercią i dobrowolnie się na nią całymi masami wystawiają. A dalej ich prawodawca wmówił w nich, że wszyscy będą sobie braćmi, skoro tylko nawróciwszy się, wyrzekną się bogów helleńskich, a przed owym ukrzyżowanym mędrcem czołem uderzą i wedle przykazań jego żyć będą. Gardzą też wszystkim w równej mierze i za wspólną własność uważają, przyjmując te nauki bez głębszego ich zbadania.
Chrześcijanie byli wierni temu, w co wierzyli, i mieli świadomość tego, dlaczego ich wiara jest ważna. Święty Paweł pisał do chrześcijan w Koryncie: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w waszych grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”.
Wiara w zmartwychwstanie, która wszystko w życiu zmienia, była mocą stanowiącą sedno chrześcijańskiego przesłania. Ludzkość nie była już ofiarą okrutnych bogów, skazaną na życie pełne cierpienia, kończące się wraz ze śmiercią. Dla chrześcijan życie z chwilą śmierci nie kończy się, lecz zmienia; dzięki tej świadomości potrafili oni ze spokojem, a nawet radością, stawiać czoło prześladowaniom i torturom. Lukian dostrzegł ich odwagę.
Chrześcijanie tamtego okresu byli zwykłymi ludźmi; nie był to czas szczęśliwości, wolny od waśni w lokalnych Kościołach. Większość listów ukazuje nam wspólnoty, w których dochodzi do dysput i rozłamów, oraz zwyczajne ludzkie zachowania, polegające na okazywaniu szacunku bogatym, a pogardy biednym.
Jednak poza tym obecny był zapał, radość płynąca z Dobrej Nowiny o zmartwychwstaniu Chrystusa, która pokazywała, że chrześcijanie byli gotowi, aby żyć w inny sposób. Na ile potrafi li, zajmowali swoje miejsce w społeczeństwie i żyli zgodnie ze swoją wiarą.
Kościół w opozycji do nauki
Kiedy Kościół został uznany i chrześcijaństwo stało się religią państwową, pojawiły się nowe problemy, ale społeczeństwo przesiąknięte było ideą zachowywania jedności pomiędzy wiarą a życiem. W Europie Zachodniej epokę tę możemy określać jako chrześcijańską. Kościół wydawał się sprawować władzę nad wszystkimi sferami życia społecznego: polityką, gospodarką, prowadzeniem wojen i życiem rodzinnym. Królowie zabiegali o wsparcie papieża, a Kościół zdecydowanie sądził, że posiada odpowiedzi na wiele ziemskich problemów. To z kolei, jak wiedzą historycy Kościoła, stało się źródłem nowych problemów.
Jednakże, jeśli chodzi o życie codzienne, Kościół nakazywał modlitwę nie tylko w niedzielę, ale i w pozostałe dni. W erze pańszczyzny święta religijne stwarzały sposobność do oderwania się od codziennego trudu oraz szansę na odpoczynek, a przy odrobinie szczęścia także na biesiadowanie. W czasach reformacji chrześcijaństwo podzieliło się, a religia stała się przyczyną wojen; wszystko wskazywało na to, że religia sama w sobie stanowiła problem, a nie rozwiązanie. Władca decydował o tym, jaką religię ludzie mają wyznawać.
Rzecz jasna, zasada ta nie sprawdziła się, mamy więc męczenników pośród protestantów, katolików, anabaptystów – z których wszyscy byli chrześcijanami skazanymi na śmierć przez innych chrześcijan za wiarę i oddawanie Bogu czci w sposób odmienny do narzucanego przez Kościół państwowy. Religia wydawała się przeszkodą na drodze do osiągnięcia pokoju i ładu społecznego.
Nowe odkrycia naukowe, takie jak system kopernikański (sprawa Galileusza) oraz ewolucja, najwyraźniej postawiły Kościół i naukę w opozycji do siebie. Przyczynili się do tego, przynajmniej częściowo, duchowni, którzy czytali Biblię jak naukowy podręcznik.
W okresie rewolucji przemysłowej Kościoły wydawały się stać po stronie właścicieli, a nie robotników, którzy cierpieli z powodu strasznych warunków pracy. Marks nazywał religię opium dla mas. Chrześcijaństwo zdawało się nie tylko przestarzałe i ciemne, ale także uchodziło za ciemiężcę klasy robotniczej.
Fragmenty książki Christine M. Fletcher „Chrześcijanin 24/7. Powołanie osób świeckich”, która ukazała się nakładem wydawnictwa „W drodze”. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji Dominikanie.pl.