Jak św. Dominik przekonał papieża do zmiany wielowiekowej tradycji?

Średniowieczne społeczeństwo tworzyły różne stany, które żyły według właściwych każdemu z nich zasad. W tak uporządkowanej społeczności Kościoła tytuł kaznodziejów przysługiwał biskupom, którzy, i jedynie oni, stanowili ordo praedicatorum – stan kaznodziejów.

Papież był zdumiony

Podobnie widziało to dwóch autorów dominikańskich z początku XIV wieku. Pierwszy z nich, bł. Jordan z Pizy, w kazaniu na dzień św. Dominika powiada, że święty ów zdumiał papieża prośbą o prawo głoszenia kazań, gdyż w owym czasie przysługiwało ono jedynie biskupom; opaci, kapłani i pustelnicy nie głosili kazań.

Przejdź do strony Wydawnictwa W Drodze

Podobnie Bernard Gui, rzetelny historyk, dzięki powieści Umberta Eco Imię róży znany bardziej jako inkwizytor, w katalogu generałów zakonu pisał, że papieżowi trudno było spełnić prośbę Dominika, gdyż „urząd kaznodziejów przysługuje jedynie wyższym prałatom Kościoła”.

Wędrowny mnich na marginesie

Od początku Kościoła nie brakowało jednak wędrownych kaznodziejów, którzy głosili słowo Boże, choć nie byli apostołami czy biskupami. Już św. Paweł wspomina w swych listach tych, którzy otrzymali dar proroctwa. Później wędrownymi kaznodziejami bywali pustelnicy lub mnisi, także tacy, którzy nie mieli święceń kapłańskich. Ich działalność mieściła się w charyzmatycznym wymiarze życia Kościoła.

Pragnienie pielgrzymowania w poszukiwaniu „białego” i „czerwonego” męczeństwa, opuszczenia wszystkiego dla Chrystusa i przyjęcia Jego krzyża, zakorzenione w duchowości mnichów iroszkockich, zaowocowało działalnością apostołów Europy – św. Kolumbana oraz jego uczniów i następców.

Podobne dążenie nie było obce uczniom św. Benedykta, a jeden z nich, największy z papieży wczesnego średniowiecza, św. Grzegorz Wielki, nakreślił program misyjny Kościoła.

Jednak działalność tych kaznodziejów mieściła się w charyzmatycznym, a nie nauczycielskim wymiarze życia Kościoła. Niektórzy z nich działali na pograniczu ortodoksji, stąd byli nieufnie traktowani przez biskupów i duchowieństwo. Równie niechętnie patrzono na wędrownych mnichów (wagabundów), zbiegów ze swoich klasztorów.

Na początku głosili tylko heretykom

Kaznodzieje skupieni wokół Dominika w Prouille i Tuluzie w 1215 roku byli zespołem duchownych, którym biskup zlecił misję głoszenia kazań na terenach objętych herezją. Nie byli jednak jeszcze zakonem we współczesnym znaczeniu, a ich domów nie można nazwać klasztorami.

W Tuluzie nie mieli własnego kościoła, co było wówczas warunkiem istnienia wspólnoty zakonnej, obarczonej obowiązkiem wspólnego odmawiania oficjum liturgicznego. W Prouille mieszkali przy klasztorze sióstr, którym służyli duchową opieką. Dominik w tym czasie nadal występował z tytułem kanonika z Osmy, był wśród nich też cysters Wilhelm Claret.

Jednak ich doświadczenie w pełnieniu tej misji rodziło nie tylko potrzebę współpracy, ale i coraz głębszej wspólnoty. Wydaje się więc, że w prośbie przedstawionej papieżowi chodziło o to, by owa wspólnota była nie tylko wspólnotą kaznodziejów, ale ze swej istoty wspólnotą kaznodziejską. To znaczy, żeby kaznodzieją stawał się każdy, kto do niej wstępuje.

Trudnością, z którą musiał uporać się papież, było więc nie tyle zatwierdzenie wbrew zakazom soboru nowej reguły zakonnej, ale włączenie członków owej wspólnoty do ordo praedicatorum, czyli nadanie im statusu kaznodziejów.

Innocenty III  lubił tworzyć precedensy

Prośba Dominika o przyznanie jego wspólnocie stałych uprawnień kaznodziejskich trafiła na podatny grunt. Innocenty III wielokrotnie tworzył precedensy przełamujące przekonanie, że ordo praedicatorum to jedynie biskupi. Uważał, że ci, którzy żyją według wzoru wspólnoty apostołów, są godni, a nawet zobowiązani do działalności apostolskiej, dlatego angażował cystersów do działań przeciwko herezji, a także zachęcał ich i innych mnichów do misji wśród pogan.

Udzielił także prawa głoszenia kazań św. Franciszkowi i jego braciom mniejszym, mimo że nie mieli oni święceń kapłańskich i nie należeli formalnie do stanu duchownego. Podobnych uprawnień udzielił także humiliatom, „pokornym” – działającej w Lombardii, zbliżonej do waldensów, wspólnocie świeckich – i członkom innych świeckich wspólnot życia ewangelicznego.

Z drugiej strony, dotychczasowe doświadczenie małej stabilności tych wspólnot, częstego wykraczania w głoszonych przez ich członków kazaniach poza granice ortodoksji i trudność sprawowania nad nimi kontroli przez władze kościelne, nakazywały ostrożność.

Dlatego Innocenty III dążył do narzucenia tym grupom ściślejszych ram prawnych i przekształcania ich we wspólnoty typu zakonnego. Wynika z tego, że papież, którego zafascynowały plany Dominika i jego doświadczenia z Tuluzy, dostrzegł rolę, jaką mógł on odegrać w Kościele, i dlatego zgodził się na przyznanie jemu i jego towarzyszom statusu kaznodziejów, ale pod warunkiem, że staną się oni prawdziwą wspólnotą zakonną.

Ten warunek bracia spełnili w 1216 roku po powrocie Dominika do Tuluzy. Na prośbę biskupa Fulka kanonicy katedry tuluskiej (conventus ecclesiae Tolosanae) przekazali im w lipcu 1216 roku kościół św. Romana i należne mu uposażenie, w którym mogli odmawiać wspólnie oficjum liturgiczne. Dominik i jego towarzysze wybrali regułę św. Augustyna.

Kto pomagał pisać bullę

Mimo spełnienia zaleceń Innocentego III sytuacja się skomplikowała, gdyż zmarł on niespodziewanie 16 lipca 1216 roku w wieku zaledwie 55 lat. Jego następcą został kardynał Cencjusz Savelli, który przyjął imię Honoriusza III.

Gdy więc Dominik późną jesienią wrócił do Rzymu, musiał swe starania podjąć od początku, pozbawiony bezpośredniego wsparcia biskupa Tuluzy. Mimo tego, to właśnie Honoriusz III dał podstawy prawne i określił ramy życia nowego zakonu, a przez cały czas swego pontyfikatu wspierał jego rozwój i działalność.

Pierwsza bulla papieska dla Dominika, wystawiona przy bazylice św. Piotra na Watykanie 22 grudnia 1216 roku, ma niezwykle uroczysty charakter – podpisało ją obok papieża osiemnastu kardynałów, a dzień jej wydania stał się symboliczną datą powstania nowego zakonu.

Jednak, ściśle biorąc, dotyczyła tylko wspólnoty kaznodziejów w Tuluzie i nie różniła się od podobnych dokumentów papieskich potwierdzających fundacje klasztorów. Papież brał pod swą opiekę kościół św. Romana, w którym przeor Dominik i jego bracia pełnią posługę liturgiczną, i ustanowił tamże zakon kanoników oparty na regule św. Augustyna. Zabrakło zaś określenia misji Dominika i jego współbraci – działalności kaznodziejskiej.

Dopiero 21 stycznia 1217 roku w wydanej na Lateranie nowej bulli – Gratiarum omnium largitori papież określił zadanie i charakter zatwierdzonej przed miesiącem wspólnoty zakonnej. Kierował ją do „umiłowanych synów, przeora i braci ze Świętego Romana, kaznodziejów w okolicach Tuluzy”.

Można śmiało powiedzieć, że w tej bulli Honoriusz III nie tylko nazwał Dominika i jego braci kaznodziejami, ale stwierdził, że rzeczywiście nimi są i powinni być. Odtąd nazwa zakonu – bracia kaznodzieje – stale się pojawia w dokumentach papieskich.

Co więcej, Honoriusz III sprawę zbawienia braci wiąże z wypełnianiem powierzonej im misji kaznodziejskiej – dzięki niej będą im odpuszczone grzechy. Nie ulega wątpliwości, że Dominik miał istotny wpływ na takie sformułowanie bulli.

Fragmenty książki Jana Andrzeja Spieża „Święty Dominik”, która ukazała się nakładem wydawnictwa „W drodze” w ramach Jubileuszu 800-lecia Zakonu Kaznodziejskiego.

Tytuł, śródtytuły i skróty od redakcji Dominikanie.pl.

Processed with VSCO with a6 preset