Błogosławiony Czesław – kolejny święty spod znaku Dominika.
W szacownym wieku lat czterdziestu pięciu Czesław był już kustoszem kolegiaty sandomierskiej. W XIII wieku Sandomierz – miasto strzegące przeprawy przez Wisłę w jednym z najwrażliwszych taktycznie miejsc, jeśli chodzi o szlak ze wschodu na zachód – był znaczącym i bogatym miastem.
Rzecz jasna, duża część tego znaczenia i bogactwa spływała też na tamtejszą kolegiatę Najświętszej Marii Panny, jak też związanych z nią kanoników. Być tam kustoszem to było coś… I bynajmniej funkcja ta nie polegała na gromadzeniu i odkurzaniu zbiorów kościelnych zabytków – wiązały się z nią: zarządzanie sporą częścią dochodów, uprawnienia sądownicze oraz decydowanie kto i co robi w katedrze podczas liturgii (ceremoniarzom wszelkiej maści dozwala się westchnąć z zazdrością).
Ograbieni cudem
Jako tak ważna persona Czesław towarzyszył biskup Iwo Odrowążowi w podróży do papieża pod koniec lat dwudziestych XIII wieku. Wyruszył zapewne konno, w stroju odpowiednim do swej wysokiej funkcji, zabierając ze sobą ilość pieniędzy wystarczającą na pokrycie wydatków związanych z podróżą oraz służącego, zresztą co tam będziemy mu żałować – kilku.
Wrócił pieszo, żebrząc, do tego w jednej tunice i kapie.
Jak widać, spotkanie ze św. Dominikiem i jego braćmi skutkowało mniej więcej tym samym, co natknięcie się na przydrożnych zbójców. Przynajmniej jeśli chodzi o zewnętrzne przejawy. Ich ubogie kaznodziejstwo okazało się zaraźliwe, zresztą biskup Iwo bardzo przyjaźnie podszedł do perspektywy przyniesienia tego wirusa do krakowskiej diecezji.
Głównym powodem tej przychylności zapewne był cud, jakiego na oczach krakowskiego purpurata oraz jego kanoników dokonał Dominik, wskrzeszając bratanka kardynała Stefana, Napoleona.
Misje lepsze niż władza
Ostatecznie Czesław osiadł we Wrocławiu, uprzednio założywszy w nim dominikański klasztor (z pomocą św. Jacka, jak chce tradycja). Miał wprawę – wcześniej pomagał Jackowi z reformowaniu klasztoru we Fryzaku a potem zakładaniu domu braci kaznodziejów w Pradze.
W 1233 roku ponownie ubogacono go władzą – bracia obrali go na swojego prowincjała. Po trzech latach zdjęto mu z ramion ten zaszczyt, gdyż organizm odmówił posłuszeństwa i ciało się pochorowało. Nie uchroniło go to jednak przed zostaniem przeorem we wrocławskim konwencie.
Były kanonik zdecydowanie lepiej czuł się, chodząc i głosząc Chrystusa na szeroko rozumianym Śląsku. I dlatego jednym z najczęściej towarzyszących mu atrybutów jest krzyż misyjny. Prosty, na ogół bez pasyjki, czyli postaci cierpiącego Chrystusa.
Modlitwą w najeźdźcę
Jednak najczęściej Czesława można poznać po tym, że towarzyszy mu coś podobnego do komety. Jest umieszczane obok jego głowy, nad nią lub w jego ręku. W przypadku dzieł twórców zdecydowanie słabo radzących sobie z tematem atrybut wygląda jak kula do kręgli, z której z bliżej niewyjaśnionych powodów buchają płomyczki. Bez obaw, nie jest to granat zapalający – historia pochodzenia tego przedmiotu jest inna.
Otóż w 1241 roku na Polskę najechali Mongołowie. Dotarli także pod Wrocław, który nie miał wtedy zbyt wielu obrońców, gdyż książę ze swoimi wojskami wyruszył, by potykać się z najeźdźcami w bitwie. Miastu groziła rzeź. I kiedy skośnoocy wrogowie przymierzali się do ataku na bramy, nad miastem nagle pojawiła się ognista kula. Niektórzy widzieli raczej słup ognia, jednak istotna jest nie tyle forma tego zjawiska, co jego efekt – Mongołowie uciekli – oraz źródło. Tym miała być modlitwa br. Czesława. Zapewne podczas negocjacji z Najwyższym użył też jako argumentu cierpienia związanego ze swoją chorobą.
Patron Wrocławia
Zmarł w następnym roku a wdzięczni mieszczanie, początkowo nieoficjalnie, a od beatyfikacji w 1713 roku całkowicie legalnie uznają go za patrona swojego miasta. Jego podobiznę możemy znaleźć w wielu dominikańskich kościołach, a kilka lat temu odtworzono komputerowo jego twarz.
Mimo że wiemy, jak wyglądał w rzeczywistości, nadal łatwiej rozpoznać go po ognistej kuli i prostym krzyżu oraz dużej skuteczności w modlitwie wstawienniczej.
I tego się trzymajmy.
Bł. Czesław Odrowąż – kula, krzyż misyjny, lilia. Wspomnienie liturgiczne – 20 lipca.