Jak spowiadać się ze złych czynów, a nie z uczuć? Zdrowy żal za grzechy.

Z ojcem Tomaszem Gajem OP rozmawia Magdalena Pajkowska:
Czy potrzebujemy poczucia winy?

Oczywiście! Czasem się przeciw temu buntujemy, bo jest to nieprzyjemny stan emocjonalny. Pojawia się w momencie, gdy przekraczamy jakąś normę moralną, którą przyjęliśmy. Dzięki niemu chcemy naprawić to, co zepsuliśmy, i jak każde uczucie ma swoją logikę – mówi mi: „Nie krzywdź innych!” i pobudza mnie do działania: „Jeśli wyrządziłeś zło – musisz zadośćuczynić”.

Zrobiłam coś złego. Powinnam poczuć swoją winę czy mieć wyrzuty sumienia?

– Jedno i drugie. Zdrowe poczucie winy idzie w parze z wyrzutami sumienia.

Czy relacja między tym uczuciem a wyrzutami sumienia jest relacją między emocjami a rozumem?

– To są dwie ścieżki. Czym innym jest sumienie, a czym innym nasza emocjonalność. Emocje powinny wspierać sumienie. Robię coś źle i wtedy moje sumienie, czyli rozum, osądza czyn. W tym samym momencie pojawia się we mnie poczucie winy, które jest dodatkowym wspomaganiem sumienia od strony emocjonalnej. Zarówno na poziomie rozumu, jak i uczuć mamy wpisane w naszą naturę, że chcemy naprawić popełnione zło.

Pomiędzy naszymi uczuciami (to znaczy: czuję się winny) i sumieniem (to znaczy: oceniam moim rozumem, że coś zrobiłem źle) nie powinno być napięcia ani walki, tylko współpraca i harmonia. To uczucie nie może przejmować roli kierowania naszym życiem moralnym, bo sumienie ocenia zarówno czyny, jak i poczucie winy. Dlatego powinniśmy się spowiadać ze złych czynów, a nie z uczuć.

Czy to znaczy, że ono może też szkodzić?

– Tak, jeżeli jest chore. Do tej pory opisywaliśmy zdrowe poczucie winy jako naturalną chęć naprawienia błędów. Nawet w samym słowie słyszymy: „Jestem komuś coś winny”. Jakiś rodzaj przeprosin, zadośćuczynienia. Podejmuję działanie, by naprawić zło – i poczucie winy znika. Idę dalej bogatszy o to doświadczenie. To uczucie pomogło mi więc w uczeniu się na własnych błędach i nabraniu pokory.

Ale jeśli jest chore, paraliżuje moje działania, niczego nie uczy, tylko ciągle mnie męczy i odbija się czkawką. Wypomina cały czas potknięcia: „Ale mogłeś pamiętać”, „Dlaczego znowu to zrobiłeś?”. Jeśli jest zdrowe, idzie w parze z dojrzałością i odpowiednim poczuciem własnej wartości. Jestem niezadowolony z czynu, a nie z siebie. Chore niszczy w nas poczucie wartości i dlatego nie jesteśmy z siebie zadowoleni.

Czy to znaczy, że chore poczucie winy może fałszować nasz obraz rzeczywistości?

– Tak, bo ono wkłada między mnie a rzeczywistość filtr zniekształcający. Pod jego wpływem mylę się w jej odbiorze. Choćby w ocenie wielkości i wagi moich czynów. Normalnie za małe wykroczenia powinienem mieć małe poczucie winy, a za duże – odpowiednio większe.

Czy fałszywe, nieadekwatne, perfekcjonistyczne i neurotyczne poczucie winy to jest to samo?

– Tak. Każde z tych słów pokazuje inny aspekt tego samego zjawiska. Fałszywe okłamuje nas. Nieadekwatne zaburza proporcje. Perfekcjonistyczne powoduje, że najpierw stawiam sobie wygórowane wymagania, a później mimo ciągle podejmowanych wysiłków nie jestem zadowolony z efektów. To poczucie zmusza mnie do nieustannej pogoni za czymś nieosiągalnym. W ten sposób zaczynamy się kręcić jak chomik w kołowrotku i nie mamy szans pójść do przodu. To błędne koło inaczej nazywamy neurotycznym poczuciem winy.

W jaki sposób to uczucie reguluje życie społeczne?

– Podobnie jak wstyd, pomaga nie przekraczać norm, sprawia, że trzymamy się zasad pomagających nam żyć z innymi. Jeżeli obieram zły azymut, czyli krzywdzę innych, mój wewnętrzny kompas pokazuje mi: „Idziesz nie w tym kierunku, co trzeba”.

Jeśli jest zdrowe, wówczas służy naprawie relacji z innymi. Jeśli kogoś obrażę, to idę go przeprosić i zamykam sprawę. Jeśli jest chore, nie tylko nie pomaga nam w relacji z innymi, ale dodatkowo burzy dobrą relację z samym sobą. Jeśli kogoś obrażę, zamiast go przeprosić, zaczynam uderzać w siebie samego: „Jak mogłem to zrobić? To już nie pierwszy raz! Przecież sobie obiecywałem, że nigdy tak nie postąpię. Jestem świnią!”.

Łatwiej przebaczamy sobie czy innym?

– Jeśli będę umiał przebaczyć sobie, przebaczę też innym. Nie przebaczamy do końca innym bez zgody z samymi sobą. To tak jak z miłością. Trzeba pokochać siebie, by umieć kochać innych.

Czy ktoś, kto nie umie przebaczyć sobie, będzie skłonny przyjąć przebaczenie Boga?

– Często nie będzie umiał go sobie nawet wyobrazić. Ciągle będzie poddawał w wątpliwość bezinteresowną dobroć Boga. Będzie miał masę wątpliwości: „Może Bóg mi przebaczy, ale dopiero jak się poprawię, jak będę zupełnie w porządku, gdy sam dojdę do odpowiedniego poziomu doskonałości”.

Czasem może nam się wydawać, że Bóg stawia nam takie warunki, jakie sami sobie stawiamy. Te najbardziej nieosiągalne. A przecież jeśli idę do spowiedzi i wierzę, że Bóg mi przebacza, to dlaczego sam sobie nie przebaczam?

Co robić, gdy zła, które wyrządziliśmy komuś, nie da się naprawić?

– Powinniśmy zrobić tyle, ile tylko możemy. Biorąc odpowiedzialność za popełniony czyn, pytam: „Skrzywdziłem cię? Co mogę teraz zrobić, by naprawić to zło?”. Druga strona bierze odpowiedzialność za to, czy przyjmie moją skruchę i mi przebaczy czy też odmówi przyjęcia zadośćuczynienia i zamknie się w poczuciu krzywdy.

Rodzicom czasem zdarza się zawstydzanie dzieci. Czy to dobra metoda?

– Nigdy! Jeśli matka powie do pięciolatka: „Taki duży i płacze”, to chłopczyk natychmiast przestanie płakać, schowa swoje łzy i nauczy się, że okazywanie uczuć łączy się z przykrym uczuciem wstydu. Albo jeśli dziecko słyszy: „Nie złość się, bo mamusi będzie przykro”, to pomyśli, że złość za wszelką cenę trzeba ukrywać.

Rodzice nigdy nie mogą wykorzystywać zawstydzania i obwiniania jako środków wychowawczych. Czasami mają taką pokusę, bo dziecko zawstydzone lub obwinione natychmiast zewnętrznie dostosowuje się do tego, czego chcą rodzice. Wewnętrznie jednak będzie złapane w pułapkę fałszywego poczucia winy i wstydu.

Częste obwinianie i zawstydzanie sprawia, że zaczynamy się wstydzić własnych uczuć i przestajemy rozróżniać, za co jesteśmy odpowiedzialni, a za co nie. Trzeba nauczyć dzieci zdrowego poczucia winy i zdrowego wstydu, by mogły dobrze odnajdywać się w życiu.

Co to jest wina egzystencjalna?

– Poczucie winy mówi nam o tym, co zrobiliśmy źle, a wina egzystencjalna – wręcz przeciwnie: że nie wykorzystaliśmy jakiegoś dobra, że coś marnujemy. Przypomina o zaniedbaniu.

Każdy z nas rodzi się z potencjałem, który tylko on sam może zrealizować. Nikt inny nie może tego zrobić za nas. Z różnych powodów w trakcie naszego życia zakopujemy nasze talenty i zaczynamy żyć poniżej własnych możliwości. Gdy się tak dzieje, przychodzi nam z pomocą wina egzystencjalna, która trąca nas w bok i mówi: „Obudź się! Nie zmarnuj życia! Tylko ty możesz je przeżyć w najpiękniejszy sposób!”.

Rozmowa ukazała się w miesięczniku „Tak Rodzinie” 10/2015, wydawanym przez zgromadzenie Sióstr Loretanek. Tytuł i lead pochodzą od redakcji Dominikanie.pl

takRODZINIE_winieta