Oni naprawdę potrzebują formacji duchowej, a najlepiej bycia we wspólnocie.
Sytuacje takich par nigdy nie są czarno-białe, bo każda historia jest zupełnie inna i niezwykle złożona.
Grzech robi to z każdym z nas codziennie – zabiera nam godność. Takie osoby często mają za sobą trudny związek, czasem są osobami porzuconymi. Ci ludzie nie chcą się oderwać od relacji z Jezusem. Mimo ich sytuacji i życia w grzechu, podziwiam ich wiarę.
Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych są w środku Kościoła. Grzech, w którym żyją, nie sprawia, że wspólnota Kościoła mówi im: jesteście gorsi, na marginesie. W swoim życiu usłyszeli wiele gorzkich, nieprzyjaznych słów – także od osób duchownych. Doszli więc do wniosku, że nie są godni do bliskości z Chrystusem.
Dlatego jako duszpasterz mówię im, że są zaproszeni do bliskości z Chrystusem w inny sposób niż Eucharystia – poprzez adorację, słuchanie słowa Bożego. Nie ma takiej siły, która może nas oderwać od miłości Chrystusa, a najważniejszym sakramentem jest chrzest.
Osoby takie czasem przychodzą do spowiednika albo rozmawiają z kierownikiem duchowym, żeby nie zapuścić swojego sumienia. To bardzo ważne, żeby były nieustannie w jakiejś formacji duchowej. A najlepiej we wspólnocie, bo to daje siłę, wspiera i może zaowocować podjęciem decyzji o rezygnacji ze współżycia w związku, w którym żyję.
Istnieje niebezpieczeństwo, że sytuacja w jakiej się znaleźli, stanie się ich jedynym problemem. Trzeba im wyraźnie uświadomić, że to błędne myślenie. Bo inaczej, można dojść do przekonania, że gdyby nie związek niesakramentalny, w którym żyję, to byłbym wzorem wierzącego człowieka.