Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.
fot. K. Nowak
Nagrania kazań na dziś:
Kielich zbawienia wzniosę w imię Pana
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Bierzcie i jedzcie
Tomasz Golonka OP
Wj 24, 3-8 • Ps 116B • Hbr 9, 11-15 • Mk 14, 12-16. 22-26
Wobec Eucharystii jesteśmy jak dzieci. Nie rozumiemy do końca, co się dzieje, co spożywamy, Kogo przyjmujemy. Można mnożyć „duże słowa”: Miłość nieskończona, Obecność prawdziwa i rzeczywista, Bóg sam wreszcie. Ale i tak nie rozumiemy. Jak dzieci pierwszokomunijne jesteśmy. Mamy przeczucia, intuicje, doświadczenia. I spożywamy. Albo czynimy to jak dzieci, które nie wiedzą, co jedzą, gdy przyjmują pokarm od matki, będąc jeszcze w jej ciele, a potem ssąc pierś, by wreszcie posługiwać się łyżeczką, pochłaniając papki i kaszki. Dziecko wie jedno… ma to w sobie – instynktownie: by żyć, trzeba jeść. Nie zastanawia się. Poddaje się porządkowi rzeczy, ufa, marudzi czasem… i je. Jednego nie wolno: przymuszać. Można, nieraz nawet pewnie trzeba, znaleźć sposób, by nakarmić niejadka. Ale nie wolno zmuszać. Dziecko też ma prawo wyrazić swoją wolę, potrzebuje czasu, by zechcieć jeść. Przekonać się, że jedzenie ma sens – ot sztuka.
Warto wobec Eucharystii być jak dziecko. Warto brać, bo nie jesteśmy samowystarczalni, potrzebujemy kogoś, kto daje. A Bóg w Eucharystii daje, jest DAWANIEM. Ale wobec Eucharystii jesteśmy również jak dorośli. No bo jesteśmy dorośli – nie przypuszczam, by wiele dzieci przeczytało ten tekst. A dorosły pyta, zastanawia się, co mu służy, chce zrozumieć. Uchylić rąbka tajemnicy może. Po co? Żeby nie było jak w anegdocie. Mówi zakonnik do zakonnika: „Słuchaj, ty już w swoim życiu cały kosz komunikantów zjadłeś. I co z tego!”. Właśnie: co z tego? Co wynika z tego, że „cały kosz komunikantów” już w swoim życiu zjadłem?
Co tłumaczy Eucharystię, co ją na życie „przekłada”? Umywanie nóg. Tak. Umywanie nóg. Jezus uczynił ten gest, zanim przystąpił do uczty. Najpierw umył uczniom nogi. Dopiero potem powiedział: „Bierzcie i jedzcie”.
Umywanie nóg. Niezwykły gest, szalenie ekspresyjny, symboliczny. Podkreśla się w katechezie zazwyczaj, że to gest służby, zaczerpnięty z życia niewolników obmywających nogi swoim panom. Owszem. Ale może Jezus zaczerpnął ten gest skądinąd? Myślę o kobiecie, która Jezusowi obmyła stopy łzami, otarła włosami, pocałunkami racząc, a na koniec namaściła drogocennym olejkiem. Gest nie tyle niewolniczej służby, ile gest zachwytu, szacunku i czci dla człowieka. Czy jest ktoś na świecie, komu bym TAK umył nogi? Jeśli Eucharystia przekłada się na takie bycie wobec ludzi, na TAKIE umywanie nóg, „kosz komunikantów” nie jest zjedzony na darmo.
Chrystus przez własną Krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego
Źródło miłości
Witold Słabig OP
Wj 24, 3-8 • Ps 116B • Hbr 9, 11-15 • Mk 14, 12-16. 22-26
„Potem wziął kielich… i pili z niego wszyscy… rzekł do nich: To jest moja Krew…”. Kilka dni po uroczystości Przenajświętszej Trójcy mamy kolejną uroczystość: Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Czy to nie za dużo? Chyba nie, Kościół chce nam przedłużyć czas paschalny, 50 dni mistogogii – czasu wchodzenia w tajemnicę. W te uroczyste dni jesteśmy zaproszeni, by wejść głębiej w tajemnicę Jezusa Chrystusa, Obrazu Boga, w tajemnicę samej Trójcy. Wchodząc w nią, mamy odkryć rzeczy bardzo proste. Poznanie Boga, prawdziwe poznanie – pokochanie – upraszcza wiele spraw.
Co ze sobą przynosi tajemnica Bożego Ciała i Krwi? Jest w niej zawarta prawda, że Bóg w Jezusie Chrystusie staje się jednym z nas, pozostaje z nami na zawsze pod osłoną chleba i wina. Zostaje pośród nas – Jezus Chrystus – Boży Imigrant, jedna z Osób Trójcy Świętej. Ten Boży Imigrant wprowadza nas w głębiny życia Trójcy Świętej. Jesteśmy karmieni miłością, która jest w Bogu. Każdy imigrant przynosi do nowej ojczyzny coś ze swych zwyczajów oraz przejmuje zwyczaje miejsca, w którym się osiedla. Jezus wziął nasze ciało, naszą kondycję z wyjątkiem grzechu, a przyniósł miłość Trójcy Świętej. Tą miłością nas karmi i poi. Chrześcijanie od początku tym żyli. Ciało i krew Jezusa były szczególnym sekretem ich życia, zwłaszcza w prześladowaniach – chleb i krew świadków. Euzebiusz z Cezarei wspomina: „każde miejsce cierpienia stawało się dla nas miejscem celebracji; czy to było pole, pustynia, statek, gospoda, więzienie…”. Więziony od 1975 roku przez 13 lat abp Sajgonu François Xavier Nguyen van Thuan pisze o odkryciu w więzieniu mocy krwi Chrystusa: „codziennie, używając trzech kropel wina i kropli wody, ukrytej w dłoni, odprawiałem mszę świętą. To był mój ołtarz, to była moja katedra! Było to prawdziwe lekarstwo dla ciała i duszy… żeby nie umrzeć, ale mieć zawsze życie w Jezusie… I tak, w więzieniu czułem w mym sercu bicie serca samego Jezusa. Czułem, że moje życie było Jego życiem, a Jego życie moim”.
Krew Chrystusa, której możemy kosztować, jest sekretem życia, źródłem miłości do najbliższych sióstr i braci, żony, męża, dzieci, rodziców, wreszcie i do nieprzyjaciół. To sekret, prosty sekret życia dawnych i współczesnych świętych: Justyna, Tomasza z Akwinu, o. Pio, Faustyny, Piotra Jerzego Frassatiego, Joanny Beretty Molla, Karola de Foucauld, Jana Pawła i wielu innych, również tych, z którymi spotykamy się prawie codziennie przy ołtarzu.
Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni
Quo vadis, Domine?
Wojciech Surówka OP
Pwt 8, 2-3. 14b-16a • Ps 147B • 1 Kor 10, 16-17 • J 6, 51-58
„Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan”. Są to słowa skierowane do Narodu Wybranego, który wyszedł z niewoli egipskiej i podczas wędrówki przez pustynię doświadczał opieki Jahwe. Nie była to sytuacja komfortowa dla Izraela – „On cię prowadził przez pustynię wielką i straszną, pełną wężów jadowitych i skorpionów, przez ziemię suchą, bez wody”. Mimo że Izraelici opuścili ziemię niewoli, nie czekała ich łatwa droga, wielokrotnie byli bliscy wyczerpania. W swojej wędrówce cały czas pozostawali jednak pod opieką Jahwe, który troszczył się, by dać im to, co jest konieczne do życia – „On ci wyprowadził wodę ze skały najtwardszej. On żywił cię na pustyni manną, której nie znali twoi przodkowie”. Wszystko to otrzymują od Niego, sami z siebie nic nie posiadają – nie mają pola, żeby móc je uprawiać, nie mają bydła, żeby móc je hodować. Wszystko otrzymują z ręki Boga, który jest ich jedyną nadzieją.
Nadzieja ta zrealizowała się dla nas w Chrystusie. W Ewangelii Jezus mówi o sobie – „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba”, a w rozmowie z Samarytanką – „Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki”. On jest odpowiedzią na nasz głód i nasze pragnienie, On jest naszą nadzieją. Przychodzimy do Niego, aby się posilić i aby mieć życie w obfitości. W zestawieniu z sytuacją Izraelitów na pustyni możemy zobaczyć, czym dla nas jest Ciało i Krew Chrystusa – nie jest to dodatek do naszego pobożnego życia, ale absolutna konieczność.
Kiedy uczestniczymy w procesji Bożego Ciała, możemy postawić sobie pytanie – dlaczego wychodzimy z Jezusem na ulicę? A może właściwiej byłoby zapytać, dlaczego Jezus wychodzi na ulice? A my, dlaczego jesteśmy przez Niego prowadzeni? Wierzę, że nie jest to jedynie ukazanie światu wielkości Kościoła ani prośba o pobłogosławienie naszych ulic i domów, ale procesja ta ma głęboki sens duchowy. Jezus idzie do miasta. Możemy zadać Mu pytanie, które według legendy postawił Mu św. Piotr – Quo vadis, Domine? Jezus wraca do Rzymu, ponieważ Piotr z niego ucieka. Idzie, aby jeszcze raz dać świadectwo o miłości Ojca, miłości do końca.
Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy mówi: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Podczas procesji Bożego Ciała Jezus daje nam przykład. W tym świecie, do którego przyszedł, wciąż czeka na nas ktoś, kto nie ma chleba i wody, kto cierpi, kto nie zna Boga.