„Kultura europejska, która odrzuca Jezusa, skazuje się na zagładę. To mówię nie ja, dominikański duchowny, ale wybitny polski filozof Leszek Kołakowski” – powiedział ojciec Jan Andrzej Kłoczowski.

To komentarz do głośnego eseju Kołakowskiego „Jezus ośmieszony”, który wydał właśnie krakowski „Znak”.

Sami się ośmieszają

„Tytułując swój esej tak zaczepnie, chce powiedzieć, że Jezus jest śmieszny dla tych, którzy utracili poczucie humoru, czyli dystans do siebie i swojego myślenia. Dla niego śmieszny jest ten, kto nie traktuje Jezusa  poważnie. Ośmieszony jest nie Jezus, ale ci, którzy mają go za śmiesznego” – tłumaczy o. Kłoczowski.

Dodaje, że w swoim eseju filozof „zadaje sobie pytanie, czy nasza kultura przeżyje, jeśli wygnamy z niej Jezusa i o nim  zapomnimy”. Zdaniem dominikanina, odpowiedź Kołakowskiego brzmi: „nie”, gdyż „tak daleko odeszliśmy od źródeł naszej europejskiej kultury, że w szybkim tempie zbliżamy się do jej końca”.

„Sceptyczny, nieochrzczony, który już w szkole podstawowej, i to jakoś na początku edukacji, powiedział, że jest bezwyznaniowcem i nie będzie chodził na religię. Potem mamy okres komuny, gdy jest urzędnikiem walczącym z klerykalizmem, a jednak problemy religijne wciąż go zaprzątały” – charakteryzuje zmarłego przed pięcioma laty myśliciela o. Kłoczowski.

Przypomina, że już w opublikowanym w 1965 roku tekście „Jezus Chrystus – prorok i reformator”, filozof przyznał, że „bez Chrystusa kultura europejska jest nie do pojęcia, a wszelka próba usunięcia go pod pretekstem niewiary musi się źle dla naszej cywilizacji skończyć”.

Jak uniknąć apokalipsy

Na pytanie, co Kołakowski uważał za najważniejsze w przesłaniu Jezusa, dominikanin odpowiada: „Filozof twierdzi, że chrześcijaństwa nie da się zrozumieć bez apokaliptycznego oczekiwania na dzień Sądu Ostatecznego. Nie polega to jednak na trwożliwym wypatrywaniu eschatologicznych znaków i dystansie wobec tego, co stanowi treść naszego życia, czyli codzienności z jej radościami i smutkami, ubóstwem i bogactwem. Kluczowe dla naszej cywilizacji – jak rozumiem autora »Jezusa ośmieszonego« – jest to, że odchodząc od eschatologii, przemijamy ale bez żadnego celu”.

„Kołakowski jest surowy, a może nawet okrutny, gdy mówi, że »przyswojenie sobie apokaliptycznego sposobu patrzenia na świat jest prawdopodobnie warunkiem, aby rasa ludzka mogła przeżyć i uniknąć apokalipsy samozagłady«” – cytuje autora o. Kłoczowski.

„Proszę zwrócić uwagę, że on nie mówi o tym, że przyjdzie Jezus i nas osądzi. Dla niego apokalipsa, jeśli będzie, będzie samozagładą, sami ją sobie zgotujemy” – podkreśla rozmówca.

Rozmowa z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim ukazała się w weekendowym numerze „Gazecie Wyborczej” z datą 6-7 grudnia 2014 roku.

fot. Mariusz Kubik