Nauczył mnie bycia ojcem dla chłopaków i dziewczyn. Ojcem, nie kolegą. Dzięki temu nie rywalizowałem z chłopakami o względy panienek. To bardzo dużo, jak dla faceta – pisze o Janie Pawle II twórca Ruchu Lednickiego.

Niedawno jeden z młodszych współbraci w zakonie zapytał mnie znienacka: za co kocham Jana Pawła II? I co tak naprawdę Mu zawdzięczam?

Zaniemówiłem, bo zawsze pełen wdzięczności, dotychczas nie nazywałem i nie konkretyzowałem tej wdzięczności. Jak to za co? Za całokształt, za wszystko, odpaliłem. Ale co to znaczy? Dopytywał irytując mnie i zmuszając do odpowiedzi.

Zapraszał na mszę, śniadanie, obiad

Dla mnie to oczywiste. To doświadczenie mojego życia. Spotkania z Janem Pawłem II to światło i źródło energii dla całej mojej działalności. Dotychczas nie potrzebowałem sobie tego werbalizować. Jasne to i oczywiste. Promieniował Bogiem i Jego miłością. Świat objechał głosząc ewangelię. A mnie zapraszał do siebie na mszę świętą, a później na śniadanie, obiad lub kolację. Odpowiadał na moje listy. Błogosławił moim dokonaniom duszpasterskim.

Po chwili namysłu spostrzegłem, że od śmierci Jana Pawła II upłynęło kilka już lat. Za mną ustawili się następni. W międzyczasie był pontyfikat Benedykta XVI, a teraz trwa pontyfikat papieża Franciszka. Czas biegnie szybko. Młodzi dorastają, a ja pragnę zachować najwspanialsze chwile oświetlone Jego nadzwyczajną obecnością. Zachowuję dar Jego obecności dla mnie. Jako łaskę i światło. Zachowuję intensywność przeżyć z tamtych lat. Nigdy już później nie przeżywałem tak intensywnie czekania, jak wtedy czekając na spotkanie z Nim.

 

lednicapapiez jangora03

fot. lednica2000.pl

 

Co Mu zawdzięczam zastanawiam się po raz kolejny? I sam sobie próbuję odpowiedzieć. Otóż początki mojej pracy z młodzieżą zbiegły się z początkiem pontyfikatu Jana Pawła II, którego znałem jeszcze z czasów krakowskich jako biskupa.

Przestałem być dla siebie…

Kiedy posłano mnie zaraz po świeceniach do pracy z młodzieżą, starałem się do niej zbliżyć redukując odległość, dystans. Kazałem sobie nawet mówić po imieniu. Bo nikt mnie nie nauczył, na czym ma polegać duszpasterstwo młodzieży. Poszliśmy do duszpasterstwa kompletnie nie przygotowani.

Na moja propozycję „tykania się” z młodzieżą, jedna dziewczyna powiedziała: kolegów to ja mam w klasie, musisz być dla nas ojcem. Zbaraniałem i osłupiałem. Oto nagle ktoś upomniał się o mnie samego, tylko na wyższym poziomie. Długo przecierałem oczy. Czego ona ode mnie chce? Chciałem być z nimi, chciałem być blisko, a ona każe mi stanąć może nie koniecznie dalej, ale zdecydowanie wyżej. Takie było doświadczenie pierwszych miesięcy mojego duszpasterzowania.

Na to wszystko nałożył się tekst misterium Karola Wojtyły „Promieniowanie ojcostwa”. To scenariusz i duchowy zapis mojego dojrzewania. Tam autor ponazywał mi dopiero podstawowe struktury i relacje. Tam dowiedziałem się, że być ojcem to zwyciężyć egocentryczne dążenie bycia dla siebie, aby zacząć poważnie i na serio być dla drugich. To bycie dla drugich ma zawsze zwyciężać nad byciem dla siebie.

Długo stawiałem opór. Bo każdy chce być przede wszystkim dla siebie. Każdy ma prawo być dla siebie. Ale być dla siebie naprawdę można być tylko będąc dla drugich. Bo bycie dla drugich jest ponad byciem dla siebie. Jest większe. Dlatego coraz częściej odkładałem swoje, aby być dla drugich. Poprzez lata uczyłem się ojcostwa. Bolesnego odrywania się od siebie, aby być dla drugich. To znaczy zwycięstwa bycia dla drugich i dawania temu byciu dla drugich priorytetu. Odkładania swojego, by zająć się drugim… To trudna i bolesna nauka. Że on jest ważniejszy, że jego sprawy są ważniejsze niż moje… I dopiero w tej postawie bycia dla drugich odnajdujesz siebie samego. W Jezusie, który dał nam całego siebie, bez reszty…

On to wszystko wiedział. Napisał taki tekst „Promieniowanie ojcostwa”, który stał się na lata scenariuszem mojego dojrzewania.

Wiele razy rozmawialiśmy na ten temat. Ale On tak nie tylko uczył, On taki był. Miał czas dla nas, dla mnie. Zapraszał mnie do siebie, odpisywał na moje listy. Nauczyłem się, że ten drugi jest najważniejszy, bo w nim ukryty jest Chrystus. To Mu zawdzięczam.

… walczę o drugich

Gdybym się u Niego tego nie nauczył, pozostałbym niesmacznym egocentrykiem walczącym o siebie, drażliwym staruszkiem drżącym o siebie. Tymczasem stale walczę o drugich, tych których sam Chrystus stawia na moich drogach. Pola Lednickie są obszarem i narzędziem tej walki o drugich, o młodych.

Dla tych, którzy nie zrozumieli tego, co dotychczas powiedziałem, powiem krótko. Zawdzięczam Mu, że nauczył mnie bycia ojcem dla chłopaków i dziewczyn. Ojcem, nie kolegą. Dzięki temu nie rywalizowałem z chłopakami o względy panienek. To dużo, to bardzo dużo, jak dla faceta.