Jeden z braci poprosił mnie niedawno, żebym odwiózł go na lotnisko. Bardzo był przejęty i bał się, że nie zdąży na samolot, dlatego umówiliśmy się pół godziny wcześniej, niż proponowałem.
Obyło się bez problemów i gdy już dotarliśmy na miejsce, powiedział:
– Chyba jestem o pół godziny za wcześnie.
– A o której masz samolot? – zapytałem, bo wcześniej zdałem się na jego wyczucie co do godziny, o której chce być na lotnisku.
– Odlatuję o 9.30 – usłyszałem. Dochodziła siódma.
Każdy z nas ma swój sposób podróżowania. Słyszymy o tym w dzisiejszych czytaniach. Świętemu Piotrowi jest dobrze – chce zostać z Mojżeszem, Eliaszem (czyli tymi, którzy byli najbliżsi oglądania Boga twarzą w twarz – zob. Wj 33,19–23, 35,5–9; 1Krl 19nn) i z Jezusem. Ale to niemożliwe. Zamiast poczucia szczęścia uczniów nagle opanowuje trwoga. Jednak Syn Boży przybliża się do nich, dotyka ich i zabiera strach. Nie mogą zostać na Górze Przemienienia, bo Chrystus, choć uczniowie tego nie wiedzą, musi iść do Jerozolimy, na inną górę, na Golgotę.
Ewangelizacja, to nie jest samotna misja
Tymoteusz ma wielkie opory w podjęciu trudów i przeciwności dla Ewangelii. Paweł uspokaja go i zachęca, wskazując na dwie sprawy. Po pierwsze – mówi – nie podejmujesz tej misji samodzielnie, polegając wyłącznie na swoich siłach, ale „według mocy Boga”, co też znaczy – dzięki Jego mocy. Ale jest i drugi, ważniejszy wymiar podjęcia Ewangelii – to dzięki niej Chrystus pokazał, co to znaczy życie i nieśmiertelność, ta Ewangelia jest o tym, że Jezus zakończył królowanie śmierci. Nie chodzi więc o służbę abstrakcyjnej idei czy też absurdalnej organizacji, ale o pokazanie światu tej prawdy. A nawet więcej – nie tylko o pokazanie, ale o zaproszenie do udziału w życiu, bo o to właśnie chodzi w chrześcijaństwie – o życie.
Obietnica prowadzi w nieznane.
I na koniec Abram – zupełnie inny niż Piotr czy Tymoteusz. Choć jego żona Saraj była bezpłodna (Rdz 11,30), otrzymuje obietnicę bycia ojcem wielkiego narodu. Zostawia swój kraj, swoich krewnych, dom swego ojca – i wyrusza. Nie wie dokąd. Ale idzie, bo otrzymał obietnicę.
Dziś, każdego dnia otrzymujemy obietnicę nieskończenie większą niż Abram. Ta obietnica nie opiera się wyłącznie na słowach. Jezus podchodzi do każdego z nas, dotyka nas i mówi: Nie bój się. Śmierć jest pokonana. Możesz iść spokojnie.
Komentarz został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika “W drodze”, 2014r.
fot. Fré Sonneveld / unsplash