List Generała Zakonu na liturgiczne wspomnienie św. Wincentego Fereriusza
Santa Sabina, 5 marca 2019 r.
Głoś na sposób Apostołów!
To polecenie Chrystusa skierowane do Wincentego Ferreriusza, gdy stanął w obliczu poważnej choroby, wyraża całe jego życie. Wezwanie to spowodowało swego rodzaju „nawrócenie”, które naznaczyło jego życie jako brata kaznodziei i stanowi pewien punkt zwrotny w jego nauczaniu, rozpoczynając jego drogę jako brata kaznodziei z Chrystusem. Gdy po świętowaniu jubileuszu zatwierdzenia naszego Zakonu świętujemy Dies Natalis św. Wincentego Ferreriusza, to polecenie staje się wezwaniem dla całego Zakonu. Głoszenie na sposób Apostołów!
Droga Wincentego Ferreriusza do świętości jest imponująca. Kiedy wstąpił do Zakonu w młodym wieku, bracia dostrzegli u niego takie kompetencje, że powierzono mu posługę kapelana Króla Aragonii. Stanowisko to dało mu możliwość zmierzenia się z kościelno-politycznymi niepokojami, które naznaczyły ten trudny okres podwójnego papiestwa w Rzymie i Awinionie. Była to więc okazja, aby utwierdzić się w przekonaniu, tym teologicznym i duchowym, odnośnie do Kościoła Chrystusowego, który według niego, podobnie jak i współczesnej mu Katarzynie ze Sieny (nawet jeśli prezentowali różne stanowiska), powinien służyć jedności. Wierny i wymagający od siebie uczeń Dominika, Wincenty kaznodzieja wie, że ewangelizacja w imię Jezusa Chrystusa zakorzeniona jest w modlitwie Tego, który prosi Ojca, aby wszyscy mogli być jedno, tak jak Ojciec i On stanowią jedno. Jego teologiczny namysł, jego kaznodziejstwo, nieustannie potwierdzają ten fundamentalny wymiar chrześcijańskiego głoszenia: żyć, kochać, modlić się, głosić Słowo, oddając się Temu, który przyszedł, głosił, ofiarował swoje życie i zmartwychwstał, aby wypełnić tę obietnicę zjednoczenia wszystkiego w Bogu. Czy nie to właśnie inspirowało determinację świętego Dominika do skierowania swojego życia w nową stronę, z ziem Lauragais (obecna Tuluza), do podążania za galilejskim kaznodzieją i naśladowania Go w wędrownym głoszeniu przez miasta i wsie Dobrej Nowiny o Królestwie Bożym? Idź i głoś jak Apostołowie!
I oto Wincenty, który porzuca sfery intryg władzy, aby skierować się na drogi Europy. Hiszpania, Szwajcaria, Francja… Niestrudzony głosiciel Ewangelii, ten, który zostanie nazwany „niewolnikiem Boga”, zaczął głosić w towarzystwie grupy pokutników, przechodząc dobrze czyniąc pośród ludzi sobie współczesnych, jako kierownik życia duchowego, podkreślając wartość ubóstwa i prostoty życia oraz zachęcając ich do nawrócenia i prowadzenia życia według łagodnego miłosierdzia Bożego. Na wiele różnych sposobów można mówić o świętym Wincentym. Kaznodzieja-cudotwórca, przyjmowany przez chorych i niedołężnych oraz zachęcający, także nas, do nawrócenia, często przywołując wymiar eschatologiczny: Timete Deum et date illi honorem. Surowy zakonnik, który prowadzi bardzo skromne życie, pełne modlitwy i pokuty, który nosi w swoim życiu i ciele ślady „troski” o zbawienie świata. Człowiek duchowy, który zachęca nas do dostrzegania mocy Bożego miłosierdzia, które dociera do wszystkich, niezależnie od czegokolwiek, aby pocieszać, uzdrawiać, wzmacniać i przebaczać. Przyjaciel Boga, który nie szczędzi swych sił, a raczej wyczerpując swoje ludzkie siły, ośmiela się przyjąć w swoim człowieczeństwie siłę i ogień, które otrzymuje od Innego, o wiele większego niż on sam. To właśnie ta radykalność oddania się tego przyjaciela Boga, zapewne równie imponująca, co bycie cudotwórcą, sprawiła, że został on natychmiast uznany przez sobie współczesnych, przyjmowany z radością przez wielkie tłumy i bardzo często wskazywany w Zakonie jako wzór kaznodziei, pomimo zastrzeżeń, jakie można wysunąć wobec niektórych treści jego nauczania.
Prawdziwie stał się apostołem rozpoznanym przez współczesnych sobie ludzi za życia oraz z wielkim uznaniem po swojej śmierci. Apostołem, który chciał uczyć się od tego Zakonu Kaznodziejów, potwierdzonego przez papieża Honoriusza w liście do Dominika i jego braci: „Ten, który swój Kościół ubogaca stale nowym potomstwem, chcąc obecne, nowe czasy upodobnić do pierwotnych, apostolskich i rozprzestrzenić wiarę katolicką, wzbudził w was zbożne pragnienie, by obrawszy ubóstwo i życie w zakonnej wspólnocie, oddać się posłudze słowa Bożego, głosząc po całym świecie Imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa” (KKZ 1 § I). Imponujące jest to, jak szybko opinia o jego świętości rozprzestrzeniła się wszędzie tam, gdzie bywał. Imponujące jest również to, jak często bracia i siostry z naszego Zakonu wybierają św. Wincentego Ferreriusza na patrona prowincji lub świeckich fraterni, świętego patrona wielu kościołów, projektów, duszpasterstw i grup ewangelizacyjnych. Przede wszystkim imponujące jest to, jak szybko w naszym Zakonie św. Wincenty stał się, w pewnym sensie, „świętym patronem” głoszenia. W tym też sensie jego Traktat o życiu duchowym jest przez wielu uznawany za przedstawienie tego, czym może i powinna być duchowość brata kaznodziei.
I to jest właśnie to, co czyni św. Wincentego Ferreriusza istotnym dzisiaj dla naszego Zakonu i dla Kościoła. Wincenty, który oddał całe swoje życie kaznodziejstwu, zaprasza wszystkich członków Zakonu Kaznodziejów, poprzez swoje świadectwo świętości, aby spoglądać w tym samym co on kierunku. Aby oddać całe swoje życie głoszeniu Ewangelii, jak uczynili to Apostołowie, podążając za Jezusem kaznodzieją, aby w ten sposób być poprowadzonym do źródła Jego życia podług Ducha Świętego. To właśnie ta determinacja i „zmęczenie głoszeniem” tworzy bliskość między nim, a Tym, którego miłosierdzie pragnie on głosić: „Jestem tylko biednym, pękniętym, starym człowiekiem, który już dłużej nie potrafi niczego zdziałać, który nic nie wie, albo raczej który zna tylko własną niewiedzę i tchórzostwo. Udziel mi łaski zrozumienia coraz bardziej, że ja jestem niczym, a Ty jesteś wszystkim” (modlitwa zrekonstruowana w 1954 przez Pierre Thomas-Lacroix). Przygoda kaznodziejstwa jest duchową przygodą. Życie kaznodziei jest wezwaniem, aby pozwolić się porwać przez łaskę, która może nasze życie uczynić „życiem mistycznym”. Mistyką głębokiego współczucia, na wzór Chrystusowego współczucia, cierpiąc, aby Kościół nie podzielił się i był prawdziwie, w sercu tego świata, tą komunią, która daje świadectwo o komunii Trójcy Świętej. Mistyką pragnienia budowania mostów braterstwa pomiędzy tak wieloma różnymi kulturami. Mistyką współczucia wobec ubogich, chorych i grzeszników, ponieważ żaden z nich nie może być pozbawiony marzeń o komunii, którą Chrystus uczynił blaskiem w sercu ludzkości. Mistyką życia ofiarowanego, żeby doprowadzić je do najbardziej żarliwego ognia pożądania, aby „On wzrastał, a ja się umniejszał”. Mistyką, której istotą jest pragnienie, aby dać Słowo, ryzykując całe swoje życie, bez ograniczeń i bez zastrzeżeń.
W jaki sposób dzisiaj świętość tej tak pięknej i szlachetnej postaci naszego Zakonu ma ogromne znaczenie dla nas wszystkich, sióstr i braci kaznodziejów, świeckich i konsekrowanych? On daje nam wzór głoszącego, wędrownego i pełnego współczucia brata.
Kaznodzieja. Wincenty przypomina nam, że przede wszystkim jesteśmy kaznodziejami, i to kaznodziejami na sposób Apostołów, czyli podążającymi za Jezusem i naśladującymi Tego, który chodził głosząc Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, poprzez miasta i wsie. Nie było żadnej wątpliwości dla Wincentego, aby wyruszyć w drogę, ponieważ miał tak wiele rzeczy do „powiedzenia” oraz do „nauczenia” sobie współczesnych ludzi. Chciał rozmawiać z nimi, ponieważ do niego należało sprawić, aby jego współcześni odkryli, że przez jego pokorne słowa to sam Bóg do nich podszedł, chcąc z nimi rozmawiać. Głoszenie nie polega na rozmowie z ludźmi „w imieniu Boga”, ale raczej na rozmowie z ludźmi o Bogu, który przychodzi i chce z nimi rozmawiać. Czy nie jest to właśnie ten gest, który leży u podstaw Kościoła? Zwracać się do ludzi i, jak powiedział kiedyś Dominik do swoich towarzyszy, przede wszystkim modlić się za tych, których spotykamy, abyśmy mogli ich zrozumieć oraz żeby można było nawiązać z nimi prawdziwą i braterską rozmowę.
Wędrowny. To właśnie pragnienie pójścia za Jezusem kaznodzieją i naśladowania Go sprawia, że wyrusza on w drogę, aby wejść w inne kultury, chcąc spotkać ludzi różnych języków. Święty Wincenty niestrudzenie podróżował po Europie do końca życia, nie szczędząc swych sił. Pragnienie pobudzane przekonaniem, że poza podziałami językowymi, kulturowymi, etnicznymi i historycznymi, w sercu tej całej różnorodności istnieje fundamentalna jedność, komunia, która tworzy podstawową przestrzeń dla całej ludzkości. Tak wiele jest dzisiaj różnorodności, tak wiele podziałów, a czasami konfliktów. Wyruszmy w drogę i dołączmy do współczesnych nam ludzi w imię tej samej obietnicy, skierowanej i do nich: „Ja będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem”. Podążając za Wincentym, nasz Zakon jest ponownie zaproszony do wędrowania po długościach i szerokościach: geograficznych, kulturowych i intelektualnych. Tym duchowym ogniem, który może ożywić w nas to apostolskie wędrowanie, jest determinacja do stawania się kaznodziejami, którzy godzą się na porzucenie własnych siebie, naszego bezpieczeństwa, naszych stref komfortu, naszych ugruntowanych już mentalności. „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem” (Mk 1, 38). Mówiono o Dominiku, że stale niepokoiło go pragnienie spotkania z Kumanami. Jakie są nasze dzisiejsze niepokoje?
Pełen współczucia. To pragnienie musi być przede wszystkim przepojone silnym współczuciem dla tych, którzy cierpią. Ponieważ oni są znakiem prawdy o człowieku. Z pewnością o ludzkim cierpieniu. Czasami o ludzkim grzechu. Przede wszystkim jednak jest to ludzka zdolność do wzajemnego wspierania się w próbie cierpienia, dzielenia się ze sobą ciężarem cierpienia do tego stopnia, że cierpienie znika i może zostać przekształcone w radość bezbronnej solidarności. Podobnie jak Dominik, Wincenty doświadczał, w jaki sposób współczucie skłania go do głoszenia, a zarazem jak zaprasza go i prowadzi, aby się zbliżył i stał się bratem tych, którzy mają nadzieję na pocieszenie. Wincenty cudotwórca z pewnością robił wrażenie na tłumach, a jego cuda były prawdopodobnie przyczyną jego wielkiej sławy. Ale czy tłumy nie były równie dotknięte tą zdolnością przyjmowania „w ogniu miłosierdzia” tych, którzy byli chorzy, niedołężni, cierpiący, z różnych powodów wygnani ze swych społeczeństw, cierpiący z powodu doświadczenia tego wygnania. Tak oto współczucie wpisuje się w głoszenie Ewangelii u samych początków historii wyzwalania ludu wybranego przez Boga. Czy nie w tym jest pewien rodzaj światła, które mogłoby pokierować naszym rozeznaniem, które w wielu miejscach musimy podjąć, aby określić priorytety, miejsca i sposoby służby Zakonowi w dziele ewangelizacji?
Gdyby św. Wincenty Ferreriusz miał zostać uznany za doktora Kościoła, niewątpliwie wynikałoby to z tej pasji głoszenia, zakorzenionej w kontemplacji Słowa i ożywionej pragnieniem, które promieniuje tajemnicą Kościoła, Ciała Chrystusa. W pewnym sensie uczy on Kościół w taki sam sposób, w jaki siedem wieków później, po Soborze Watykańskim II, nauczał Kościół papież Paweł VI: Evangelii nuntiandi. Kościół utwierdza się, czyli zarazem odkrywa tę tajemnicę, która jest u jego źródła i stopniowo rozwija tę łaskę bycia, jak sam stwierdza, na obraz pierwszej wspólnoty apostolskiej, jako wspólnoty braci i sióstr, „uczniów-misjonarzy” (Evangelii Gaudium, 120). Kościół istnieje, aby ewangelizować (Evangelii nuntiandi, 14). Tajemnica komunii Trójcy Świętej, która leży u podstaw Kościoła, objawia się przez głoszenie tej jednej prawdy. Łaska kaznodziei polega na próbie, aby za pomocą swoich ubogich ludzkich słów, odsłaniać tę tajemnicę i wzywać w Jego imię do jedności. Właśnie taki był Wincenty. On jest doktorem, który naucza, poprzez zaangażowanie całej energii swojego życia w głoszenie, ponieważ istotą głoszenia Kościoła jest doprowadzenie do tej jedności z Bogiem miłującym swój lud, tej jedności ustanowionej przez Ducha Świętego, jedności, za którą Jezus zechciał oddać swoje życie. To sam Kościół naucza, jak „wędrowność” głoszenia jest tą drogą, na której Kościół otrzymuje łaskę bycia uformowanym jako żywe Ciało Chrystusa. I to uformowanie jest tajemnicą, która wzywa Go do głoszenia, nie w sposób dumny i surowy, jak gdyby był sędzią, ale z wnętrza miłosierdzia, które koryguje cierpliwością i zaufaniem, kierując się ojcowskim współczuciem, gdy całkowicie przyjmuje syna marnotrawnego i które pociesza swoje dzieci słodką czułością matki. Doktor kaznodziejstwa, tym jest Wincenty Ferreriusz, ucząc Kościół, jak można głosić, pod warunkiem, że w pokorze usuwa samego siebie, aby pozwolić Chrystusowi głosić w nim Królestwo.
br. Bruno Cadore OP
Generał Zakonu