Teologia moralna nie jest miarą wszystkiego. Niech nie zastępuje wiary
Zaskakujące dla wielu jest to, że teologia moralna nie jest jedyną istniejącą w Kościele. Dla wielu zatrważające jest także to, że nie jest w tym Kościele miarą wszystkiego, co w Kościele się mówi i tego, co się w nim dzieje.
Świadomość tego, że katolicka moralność opiera się na kerygmacie i wynika z dogmatu dla dużej części katolików wydaje się być czarną magią. Bo o ile wiedzą czym jest moralność, to o kerygmacie czy dogmacie nigdy nie słyszeli.
Nie chodzi o to, aby umniejszać wartości moralności katolickiej. Jest ona dosłownie zbawienna. Jednak w niej samej wydajemy się poruszać jak w szwajcarskim serze: pełno w nim i w niej dziur. Kto potrafiłby wymienić z marszu cnoty teologalne i kardynalne? Który z katolików wiedziałby, że 10 przykazań bez doskonalenia w sobie cnót (zapewne wielu z nas ma głowie pojęcie cnotliwości albo jej braku z pierwszych stron gazet) ich realizacja w codzienności będzie niezwykle trudna.
Nie samymi dziesięcioma przykazaniami żyje albo inaczej, powinien żyć człowiek. Tym bardziej katolik. Jednak dla wielu z nas nasza wiara ogranicza się niestety do tej płaszczyzny. Chociażby przez to w konfesjonale wszystko kręci się wokół szóstego przykazania.
Być może to generalizowanie. Ale znowu, czy ktoś kiedyś spierał się przy stole o to, w jaki sposób Duch Święty obdarza swoimi darami? Czy bardziej interesują nas granice ciężkiego grzechu w naszej intymności? Zaskakujące może być to, że rozwiązanie tego pierwszego dylematu ułatwiłoby pracę nad rozpoznawaniem tego drugiego.
W ostatnim blogu [Przełożonemu jesteśmy winni posłuszeństwo] napisałem o Duchu Świętym, który wybiera. Nie spodziewałem się, że należałoby zrobić przypis o tym, czym jest łaska, tłumacząc pojęcie i kluczowe zagadnienia charytologii i pneumatologii.
Oczywiście nie trzeba wszystkiego wiedzieć. Wydaje się także, że nie należy. Świat byłby nudny, kiedy nie można byłoby go odkrywać. Jednak to, że nie zostało nam to podane na dłoni tak jak wspomniane 10 przykazań, nie powinno pozwalać nam na „nic nierobienie”. Powinno prowokować do poszukiwania. W innym wypadku, szybko możemy się tą naszą wiarą znudzić albo po prostu stać się odtwórcami zamiast tę rzeczywistość tworzyć razem z Panem Bogiem.
Moralność katolicka bez swoich fundamentów staje się nudna i często niezrozumiała. Mniej więcej tak jak spowiedź z grzechów przeciw tej moralności któryś raz z rzędu bez zrozumienia tego, czym przede wszystkim jest sakrament (teologia nazywana sakramentologią) pokuty i pojednania.
Bardzo chcielibyśmy, by Pan Bóg nas wysłuchał, zrozumiał i nam pomógł. Wydaje mi się, że Bóg ma podobne oczekiwania względem nas. Chciałby być wysłuchany, zrozumiany. Chciałby, abyśmy pomogli Mu nam pomóc. Idealnie nie będzie. Z Jego strony zapewne nie będzie żadnych problemów. Z naszej niejeden. Pytanie, czy będziemy chcieli szukać zrozumienia. Czy się do siebie przyzwyczaimy i tak jak wiarą, znudzimy się sobą. On szuka zrozumienia wśród nas. Pytanie, dlaczego często ten dialog ograniczamy do jednego tematu?
Zakładam, że jest to zaproszenie do poszukiwania dla każdego, każdej z nas – niezależenie od roli jaką w Kościele pełnimy. Nauczmy się rozmawiać z Bogiem i o Bogu, tak aby odkryć piękno Jego i nas.