Wokół Fatimy krąży mnóstwo sensacyjnych mitów.
Z ojcem Stanisławem Przepierskim OP rozmawia Tomasz Maćkowiak
Gdy przygotowywałem się do tego wywiadu, pytałem znajomych, co wiedzą o objawieniach fatimskich. Odpowiadali mniej więcej tak: Matka Boska ukazała się dzieciom i wzywała do pokuty. Więcej nie wiedzieli, ale też mówili o tym z wyraźną podejrzliwością, którą budziło słowo „objawienie”.
To kwestia języka opisu tamtych wydarzeń, jak też samej treści i formy objawień z początku XX wieku. W ścisłym sensie maryjne objawienia trwały od maja do października 1917 roku. Wcześniej jednak były zjawienia Anioła, które przygotowywały główne objawienia. W latach 1917–1930 tak zwane przesłania późniejsze doprecyzowały niektóre zagadnienia. Był to czas przed Vaticanum II i okres poprzedzający wielką falę sekularyzacji.
Wszyscy, którzy nie przejmują się zbytnio koniecznością podejmowania pokuty, postu, nieobyci z niektórymi, mało dziś sygnalizowanymi zagadnieniami teologiczno-duchowymi, czy też niedostrzegający potrzeby wynagradzania Bogu za zniewagi i naśladowania Jezusa w podejmowaniu zadośćczyniących ofiar, trudno się odnajdują w klimatach Fatimy.
Przejdź do strony Miesięcznika W drodze
Nie rozumiejąc pewnych kontekstów, boją się naśladować niektóre postawy znane fatimskim dzieciom, na przykład oddawanie czci Bogu w pozycji klęczącej z głową opartą o ziemię.
Po Aniele Stróżu Portugalii w 1917 roku ukazała się dzieciom Matka Boska.
Anioł w trzykrotnych zjawieniach: wiosną, latem i jesienią 1916 roku, przygotowywał główne objawienia. Te ostatnie ukazują związek między Sercem Maryi a Sercem Jej Syna oraz Boży plan ratowania ludzi przed utratą nieba, a w aspekcie doczesnym konieczność zachowania Rosji, świata i Kościoła od licznych błędów, ideologii i wynikających z nich cierpień, prześladowań oraz wojen.
Jezus domaga się w nich należnego Matce miejsca w naszym przeżywaniu wiary. Wyrażenia: „serce Maryi” i „serce Zbawiciela” są trudno zrozumiałe. A odnoszą się one do najczystszej miłości, jaką Maryja i Zbawiciel darzą Boga Ojca oraz każdego człowieka. Ta Miłość jest przez człowieka często nierozpoznana, lekceważona czy odrzucana. Co nie może być Bogu obojętne.
Przeczytaj omówienie majowego W drodze
Trudno też przyjąć wielu ludziom, że Bóg nie chciał drugiej wojny światowej, że pragnął pokoju w świecie. Warunkiem tego miało być jednak prewencyjne oddanie Rosji i świata Niepokalanemu Sercu Maryi oraz powszechny kult tego Serca. To się jednak nie udało. Papież Pius XI nie podjął tego wezwania.
Trudna w tych objawieniach jest też wizja piekła. Płomienie spalające ludzkie ciała, krzyk cierpiących…
I zgrzytanie zębów! Tak między innymi o piekle mówił Jezus w Ewangelii (por. Mt 25,30), z kolei św. Jan Apostoł pozostawił nam apokaliptyczny obraz jeziora ognia jako tzw. drugiej śmierci (por. Ap 20,14). Tam są ci, którzy sami wyrzekli się Boga. Nie chcą Go, odrzucając Jego przebaczenie, odrzucają Jego absolutne Dobro.
Pozostaje więc coś przeciwnego – przestrzeń zła. To stan, w którym, jak przekazała św. Faustyna (Dzienniczek, 741), widzi się tylko zło własne i zło innych. „Zgrzytanie zębów” to obraz nienawiści do Boga, do siebie oraz do ludzi. Tak czuje ktoś, kto obcuje tylko wśród zła i w obecności demona. To stan beznadziei związanej ze świadomością, że tak będzie już zawsze.
To już brzmi zrozumiale. Nie dało się tak od razu?
Łucja podczas wizji miała 10 lat, jej kuzyni Franciszek i Hiacynta 9 i 7. W dodatku były to proste, góralskie dzieci z małej wioski. One nie znały wysublimowanych pojęć teologicznych.
Współczesne wyobrażenia piekła są jednak mniej ekspresyjne…
Na przykład wizja Jerzego Stuhra z filmu Historie miłosne. Jego bohater, który odrzucił miłość, zjeżdża windą do zwykłej, szarej piwnicy w bloku z wielkiej płyty i zostaje tam sam. Bardzo przejmujące. Ale nie zapominajmy, że to też jest tylko wizja, i to artystyczna, odbiegająca od tej mistycznej.
Święta Faustyna Kowalska kilkanaście lat po Fatimie pozostawiła w Dzienniczku opis wprowadzenia jej przez Anioła w otchłanie piekła. To opis bogatszy teologicznie. Dzieci widziały piekło „z zewnątrz”, ona zaś „od wewnątrz”. Jako siostra zakonna odebrała formację duchową od księży jezuitów. Stąd inne kategorie językowe, dojrzalszy i precyzyjniejszy opis. To świadectwa w formie urzędowej. Kończy ten opis tak: „Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła po to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. (…) mam rozkaz od Boga, abym zostawiła to na piśmie” (Dzienniczek, 741).
Jaki jest cel tych strasznych opisów w objawieniach fatimskich?
Na oba wspomniane opisy trzeba patrzeć kompleksowo. Opis piekła to zaledwie część większej całości. Widzieć je należy w ramach planów miłosierdzia Bożego. Celem tych opisów nie jest wywoływanie w nas lęku. Jesteśmy powołani do życia w komunii z Bogiem! Mamy zgłębiać Boże królestwo, być jego świadkami! Wszystko w duchu zaufania Bogu.
Piekło jest tu punktem odniesienia i wyjścia do objawienia czegoś więcej! I właśnie o to „coś więcej” chodzi w obu tych objawieniach. Zgłębiajmy zasadniczą ich treść: wezwanie do zjednoczenia z Bogiem.
W Fatimie trójka pastuszków, wspieranych obecnością Maryi, poznała dramat pozbawienia się wiecznej więzi z Bogiem i nieszczęścia, które z tego wynika. Wszystko przez odrzucenie Bożego miłosierdzia, wygaszenie w sobie głodu więzi z Bogiem! To prawdziwa przegrana i trudno mieć pretensję do Boga, że o tym przypomina.
Tego samego dnia Maryja prosiła też, aby rozważając różaniec, po każdej tajemnicy dodawać modlitwę: „O mój Jezu, przebacz nam nasze winy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twego miłosierdzia”. Dzieci, a zwłaszcza Franek, zapamiętały smutek Chrystusa spowodowany utratą dusz ludzkich. Warto zestawić to ze słowami Jezusa o Dobrym Pasterzu, który bardziej cieszy się z odnalezienia jednej owcy niż z 99 pozostałych. Czy może dziwić Jego smutek, gdy nie może się cieszyć odnalezieniem zagubionych?
Czyli to metafory?
Widać to w lipcowym objawieniu. Maryja mówiła wtedy o konieczności ustanowienia w świecie kultu Jej Niepokalanego Serca. Obiecała, że każdego, kto będzie go praktykował, przedstawi Bogu tak, jak „kwiaty, którymi Ona przyozdabia Tron Boży”. No przecież tu nie chodzi o żadne konkretne kwiaty! Tu chodzi o nasze najintensywniejsze zjednoczenie z Bogiem. Chodzi o miłą Bogu woń chwały, jaką nasze dusze mogą otoczyć Boga i przeżywać niepojęte szczęście wynikające z Jego bliskości.
To jednak bardzo trudne przesłanie. Dla dociekliwych?
Dla wszystkich ludzi! Metafora i symbol to figury językowe, bez których nie możemy się obyć. Na przykład Duch Święty nie jest żadną gołębicą. Taka ikonografia wzięła się z opisu chrztu Jezusa nad Jordanem. Jest tam mowa o tym, że Duch zstąpił na Jezusa jak gołębica.
W Fatimie Maryja wzywała do pogłębiania wiedzy i rozważania Słowa Bożego nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, kiedy wydaje się ono za trudne, „nie do przyjęcia”. Do natury objawienia należy to, że jest ono tajemnicą. Zgłębiajmy ją pokornie i wytrwale!
Taka gorliwość religijna we współczesnym świecie nie jest łatwa do osiągnięcia.
Nie tylko dla współczesnego człowieka, tak było zawsze. Także fatimskie dzieci ciągnęło bardziej do zabawy niż do modlitwy. Latem 1916 roku, gdy bawiły się przy studni, Anioł pouczył je: „Co robicie?! Módlcie się dużo”. One początkowo zamiast odmawiać całe Pozdrowienie Anielskie, wymawiały tylko pierwsze słowa „Zdrowaś Maryjo, Zdrowaś Maryjo…” – byle szybciej mieć to z głowy i się bawić.
Fatima to także przypomnienie, że istotą modlitwy różańcowej jest rozważanie Słowa Bożego, poznawanie Chrystusa. Samo klepanie formułek nie jest oddawaniem czci ani Maryi, ani Bogu.
Wokół Fatimy krąży mnóstwo sensacyjnych mitów. Często bardziej się zastanawiamy nad tym, kiedy jakieś galaktyki nałożą się na siebie, czy będzie trzęsienie ziemi, kiedy wybuchnie trzecia wojna światowa. A przecież Bóg nie chce wojny! Wdając się w takie dywagacje, tracimy to, co jest rdzeniem objawień: wezwanie do dbania o własne zbawienie, o regularną spowiedź i komunię, o otwarcie się na Boże miłosierdzie i na pośrednictwo Maryi. Zapominamy o uczeniu się z Maryją wytrwałej wiary i jedności z Chrystusem!
Fatima to jest przypomnienie potęgi Bożej miłości, pragnienie odkupienia człowieka, podkreślenie wartości Eucharystii i sakramentów świętych.
Dlaczego mówimy o „tajemnicach fatimskich”? Przecież tajemnica to coś, co się ukrywa.
Tajemnica to nie zagadka albo rebus. Zawsze zawiera miejsca niedookreślone, nie do rozwiązania. Mówimy: „Tajemnica Mesjasza”, bo nigdy Go w pełni nie pojmiemy i nie wyczerpiemy. Ojcowie Kościoła radzili: „Nie można mieć pretensji do źródła za to, że nie można go wypić do dna”. Fatima ciągle pozostaje tajemnicą. Same dzieci używały tego pojęcia.
Trwała wojna…
Nie tylko ta pierwsza, światowa. W czasie poprzedzającym objawienia i w ich trakcie w Portugalii prowadzono wytężoną walkę z wiarą i z Kościołem. Ówczesnego premiera Afonsa Augusta da Costę nazwano „zabójcą zakonników”. 10 czerwca 1913 roku w Lizbonie obrzucono materiałami wybuchowymi procesję ku czci św. Antoniego. Zabito wówczas kilkanaścioro wiernych, w tym kilkoro dzieci. Fatima to nie jakaś wiejska idylla, religijna sielanka, ale odpowiedź nieba na ten stan rzeczy.
W 1917 roku burmistrzem okręgu Ourém, do którego należała Fatima, był Arturo Santos, niezwykle ambitny kowal, chcący pozyskać względy premiera Costy. To dlatego 13 sierpnia 1917 roku, pod pozorem zawiezienia dzieci na miejsce objawień, uprowadził je do więzienia w Vila Nova de Ourém. Pod groźbą tortur chciał wyciągnąć od nich tajemnice przekazane przez Maryję. Był bezwzględny. Mimo że trwało to tylko kilka dni, obciążyło zdrowie Hiacynty. Dzieci przeżywały te trudy w duchu ofiary za nawrócenie grzeszników. Tak spełniła się zapowiedzi Maryi: „Będziecie cierpieć, ale moje Serce was nie opuści”.
Brzmi to dramatycznie.
To dlatego, że Fatima kojarzy się z ukwieconą łąką, na której modlą się dzieci, a do nich uśmiecha się Matka Boża. Zakłóca to nieco wizja piekła, no ale…!
Tymczasem Fatima ma bolesny kontekst społeczno-polityczny i dlatego Maryja tyle mówi o cierpieniu Kościoła, biskupów, ale też o cierpieniu całych narodów. W 1917 roku zapowiedź drugiej wojny światowej, obrazy wyniszczenia całych narodów nie docierały do ludzi, a dzieci zmierzyły się z tą prawdą „oko w oko”. Bardzo cierpiały z tego powodu.
Czy ojciec wierzy w to, że gdyby w latach 30. dokonano aktu powierzenia świata Sercu Matki Bożej, to nie wybuchłaby druga wojna światowa z tą rzezią całych narodów?
Tak, wierzę w to mocno! Ciągle to badam. To było pragnienie Boga i Maryi! Objawienie z 13 lipca 1929 roku w portugalskiej Tuy wyraźnie wzywało papieża, by w łączności z wszystkimi biskupami świata oddał Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi. Siostra Łucja przez spowiednika przekazała to wezwanie do Watykanu. Dlaczego Pius XI nie podjął tego, nawet kilka lat później, pozostaje ciągle pytaniem.
Ale potem te akty powierzenia zostały wykonane, a mimo to nadal mamy wojny. W tej chwili trwa masakra w Syrii.
Fatima to niekończące się wezwanie, próba przekonania następców św. Piotra do spełnienia określonej woli Boga. Czy my osobiście traktujemy te objawienia poważnie? Raczej spychamy je do szuflady z nazwą „objawienia prywatne” i zamykamy temat. Przebieramy w darach Bożych jak w ulęgałkach. To czy owo nie odpowiada naszym wyobrażeniom, naszym duchowym ambicjom. Dlaczego dopiero Jan Paweł II, 55 lat po Tuy, oddał w 1984 roku świat Niepokalanemu Sercu Maryi, jak prosiła Maryja? Bo nie zrobili tego wcześniej jego poprzednicy.
Tajemnica Fatimy przejawia się także w tym, że pisząc komentarz do trzeciej tajemnicy, kardynał Ratzinger wykazywał, że całe przesłanie Maryi z Fatimy wypełniło się w zamachu na Jana Pawła II oraz w prześladowaniach Kościoła w XX wieku. Z kolei jako fatimski pielgrzym Benedykt XVI wypowiedział ciekawe słowa: „Fatima nie powiedziała jeszcze ostatniego zdania. Fatima nadal nie przestała być profetycznym znakiem dla świata!”. To skłania do dalszych studiów i reinterpretacji przesłania „Pani jaśniejszej od słońca”.
Objawienia fatimskie mają często charakter bardzo konkretnych wezwań do wiernych.
Choćby Wielka Obietnica Niepokalanego Serca Maryi przedstawiona siostrze Łucji w Pontevedra 10 grudnia 1925 roku. Objawiając się z Matką, Jezus wskazywał na otoczone cierniową koroną Jej Serce, podczas gdy Ona mówiła: „Córko moja, spójrz na Serce moje otoczone cierniami, które grzeszni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczności stale wbijają. Przynajmniej ty staraj się mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia – tym, którzy w pierwsze soboty pięciu po sobie następujących miesięcy wyspowiadają się, przyjmą komunię świętą, odmówią jedną z trzech części różańca oraz przez piętnaście minut rozmyślania nad piętnastu tajemnicami różańcowymi będą mi towarzyszyć w intencji zadośćuczynienia”.
Wcześniej też tego typu zobowiązania zalecano.
Znana była już praktyka spowiedzi i komunii świętych wynagradzających podejmowanych przez 15 kolejnych pierwszych sobót miesiąca. Takie nabożeństwo trwało ponad rok! Podejmowano je głównie w celu zyskania łask dla siebie.
A Fatima to zwycięstwo miłości i realizmu. Gdy po objawieniach w Pontevedra siostra Łucja zwierzyła się Jezusowi z trudności spowiednika w przyjęciu tego nabożeństwa, usłyszała od Zbawiciela: „To prawda, moja córko, że wiele dusz zaczyna praktykę piętnastu pierwszych sobót, jednak niewiele dociera do końca, robią to w celu otrzymania obiecanych łask; Mnie podobają się bardziej te, które wytrwają przez pięć sobót, z żarem i w pragnieniu niesienia ulgi Sercu twej Niebieskiej Matki, aniżeli te, które w ciągu piętnastu sobót są letnie i obojętne”.
Jezusowi chodzi o to, by takie nabożeństwo upodobniało nas do Serca Maryi, do miłości, jaką Ona otacza Chrystusa i ludzi, do Jej wiary, do mądrości, do Jej wyborów życiowych i całego stylu postępowania. 15 lutego 1926 roku Jezus poszerzył możliwości wypełnienia warunku spowiedzi pierwszosobotniej. „Spowiedź może być ważna nawet wiele dłużej niż osiem dni przed pierwszą sobotą, pod warunkiem że osoby są w stanie łaski uświęcającej, gdy Mnie przyjmują, i że mają zamiar zadośćuczynić Niepokalanemu Sercu Maryi”. Gdyby zaś ktoś zapomniał wzbudzić intencję wynagradzającą: „może uczynić to przy następnej spowiedzi świętej, gdy nadarzy się okazja”. To odejście od ślepego rygoryzmu.
A skąd ta liczba pięciu sobót?
W nocy z 29 na 30 maja 1930 roku Jezus pouczył siostrę Łucję: „Istnieje pięć rodzajów obelg i bluźnierstw wypowiadanych przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi: bluźnierstwa przeciw niepokalanemu poczęciu; przeciwko Jej wiecznemu dziewictwu; przeciw Jej Bożemu macierzyństwu, które odmawiają Jej tym samym miana Matki całego rodzaju ludzkiego; bluźnierstwa tych, którzy publicznie usiłują wpoić w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet nienawiść do niepokalanej Matki, oraz bluźnierstwa tych, którzy znieważają Maryję bezpośrednio w Jej świętych wizerunkach”.
Czy to wezwanie podziałało?
Wśród ludzi wierzących dość szybko się przyjęło. Na pewno jednak za mało poświęciliśmy uwagi temu my, duszpasterze. Wielu nie zna źródeł i charakteru tego kultu. Widzi w nim tylko dewocyjną twórczość. Po 1989 roku uznano także, że komunizm upadł i Rosja nie zagraża światu. To jest ogromne uproszczenie.
W 1917 roku mała Łucja nie wiedziała dokładnie, co to w ogóle znaczy „Rosja”! Jako zakonnica dodała szerszą interpretację tej nazwy: to słowo oznacza także wszystkie konkretne miejsca na całym świecie, gdzie walczy się z chrześcijaństwem.
Dziś wielu drwi nie tylko z nabożeństwa pierwszych sobót, ale też z praktykowanego w trzynaste dni miesiąca fatimskiego różańca pokutnego, z takim oddaniem przeżywanego kiedyś w naszej ojczyźnie. Źródła zmian, jakie po 1980 roku miały miejsce w Polsce, upatruje się głównie w działaniach politycznych, lekceważąc wielki duchowy wkład ludu Bożego – wytrwałe modlitwy i ofiary.
Niestety, są i tacy, którzy celebrują nabożeństwa fatimskie w sposób karykaturalny, zniechęcając pozostałych. Są też parafie, które do dziś w ogóle nie podjęły nabożeństwa na bazie fatimskich objawień.
Jak interpretować cud Słońca, podczas którego od 70 do 100 tysięcy ludzi, często w sporej odległości od Fatimy, widziało niezwykłą aktywność Słońca?
Mnie najbardziej fascynuje duchowość Fatimy. Serce Maryi i jego misja są ważniejsze od wirującego Słońca. To kochające i zwycięskie serce Matki Chrystusa, o którego cześć On sam zabiega.
To również wezwanie, aby w fatimskim duchu podchodzić do wszystkich trudnych chwil, przykrości, dolegliwości, które przeżywamy każdego dnia. Przyznajmy, że jest ich wiele. Chodzi o to, aby je przyjmować z pokorą, nie popadając w malkontenctwo, ale by wspierając się modlitwą różańcową, ofiarować wszystko Maryi i Jezusowi jako zadośćuczynienie za spotykające Ich zniewagi i obojętności.
Jeśli będziemy tak postępować, to nie poranimy siebie i drugich, a ponadto wyniknie z tego duchowe dobro, procentujące łaską Bożą. Doświadczymy wspierającej pomocy obu serc i wejdziemy w fatimską szkołę duchowości dnia powszedniego. Troje pastuszków jest dowodem skutecznego wzrastania do świętości.
fot. flickr.com / Catholic Church England and Wales
Rozmowa ukazała się w miesięczniku „W drodze” 5/2017. Tytuł i lead od redakcji Dominikanie.pl.
Stanisław Przepierski – ur. 1959, dominikanin, doktor filozofii, rekolekcjonista, członek Rady Duszpasterskiej Archidiecezji Warszawskiej. Mieszka w Warszawie.