Są ci, co mogą i chcą świętować, bez nerwowego spoglądania na zegarek.
Wśród wielu powodów, dla których Wigilia Paschalna potrafi być naprawdę wyjątkowa, osobiście przemawia do mnie ten, że przeważnie uczestniczą w niej ci, co chcą celebrować. Nie ma „lamentujących”, że za długo i że zbyt uroczyście, że aż tyle czytań, śpiewów, no i że „kanon rzymski”; trudniej spotkać tych, którzy muszą rozliczyć się z „chrześcijańskiej powinności” lub uczynić zadość dorocznej tradycji. Są ci, co mogą i chcą świętować, bez nerwowego spoglądania na zegarek.
Takie nastawienie diametralnie zmienia jakość celebracji, w której najdrobniejszy element opowiada o zmartwychwstaniu, gdzie wszystko ogłasza Boże zwycięstwo, by przypomnieć fragment Exsultetu, długiego i uroczystego błogosławieństwa świecy, w którym wychwala się pracowitą pszczołę, dzięki pracy której możemy świętować.
Ten tylko z pozoru banalny warunek sprawia, że Wielka Noc nabiera wyjątkowego charakteru, że porywa pozwalając zostawić na boku codzienne zmartwienia. Daje możliwość „wyłączenia się”, po to, by wrócić przemienionym duchowo. Długotrwale i dogłębnie. Nie chodzi zatem o emocjonalne wyładowanie się, ale o odrodzenie przez Niego, z Nim i w Nim.
Wigilia Paschalna to niezwykła noc – Wielka Noc – w czasie której nie warto oceniać i odmierzać po ludzku; albo inaczej, to noc, kiedy można się zdać na boską siłę Jego zmartwychwstania. W tej perspektywie cisza wielkanocnego poranka przemawia niezwykle prosto: silniej i dosadniej niż niejeden traktat teologiczny…
„Weselcie się już, zastępy Aniołów, w niebie: weselcie się, słudzy Boga. Niechaj zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo! Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa!”.