Cztery lata temu został papieżem.
Bóg jest bardziej uwielbiony przez tego, kto korzysta z wszystkich dobrych rzeczy doczesnego życia w prostocie i z wdzięcznością, aniżeli przez nerwowy ascetyzm kogoś, kto niezdrowo podniecony roztrząsa każdy szczegół swego wyrzeczenia się siebie.
Słowa Thomasa Mertona idealnie podsumowują cztery lata pontyfikatu papieża Franciszka.
Wezwanie do ubóstwa i prostoty, które formułuje Papież, wydaje się jego zdaniem opierać na akceptacji swoich pragnień i potrzeb, które realizujemy w świecie tu i teraz. Zauważenie tego, kim się jest – złożoności swojego istnienia – nie może wiązać się z ucieczką od swojej codzienności. Zdaniem Franciszka, to ta codzienność ma się stać dla nas bramą do nieba. W niej, spotykając Chrystusa, będziemy mogli głosić Tego, który przychodzi, aby nas zbawić.
Świat, w którym żyjemy został stworzony przez Boga. Mimo, że skażony grzechem, obciążony przez zło, może nam zaoferować wiele dobra. Nie należy od niego uciekać. W pogoni za niebem, łatwo będzie nam zapomnieć o tym, że żyjąc w czasach ostatecznych, zadatek nieba możliwy jest do osiągnięcia już teraz. Pytanie, czy biegnąc na oślep nie zgubimy tych, który biec już nie mogą.
Cztery lata pontyfikatu Franciszka pokazują, że wśród wielu postulatów, które wysuwa następca św. Piotra jest ten: nie ulegać pokusie odczłowieczania w myśl tego, że wszystko co pochodzi z tego świata jest złe. Papież pokazuje, że tym, co wspólnie jesteśmy w stanie wytworzyć, z błogosławieństwem Bożym, możemy się dzielić z tymi, którzy mają mniej. Co więcej – sami, kierując się zdrowym rozsądkiem, możemy z tego owocnie korzystać, ciesząc się i dziękując za to Panu.
Chęć pójścia dalej powinna wynikać także ze świadomości tego, co za sobą zostawiam i wiem, z czego rezygnuję. Inaczej – będzie to nieustanna pokusa do spróbowania świata, który będzie mi się jawił jako bardziej atrakcyjny od drogi, którą wybrałem. Nie chodzi o to, aby smakować każdego elementu zostawianej za sobą rzeczywistości. Nie warto jednak udawać, że takowa nie istnieje, takich ludzi nie ma, a ich problem jest jedynie problemem wąskiej grupy sfrustrowanych. Pokazuje tą postawą Franciszek, że są wśród nas tacy, którym się nie udało. Między nami są ludzie, których wybory były bezowocne, którym w życiu nie wyszło.
Podniecenie biorące się z progresu w budowaniu własnej doskonałości osoby wierzącej, może być dla kogoś, kto ma z tym problem, mało budujące. Wręcz odwrotnie, spowodować może osłabienie motywacji w naśladowaniu tych, którzy mogliby być stawiani za wzór do naśladowania.
Przez cały swój pontyfikat jezuita Jorge Bergoglio stara się uzmysłowić nam niebezpieczeństwo egocentryzmu, który brać się może z dumy a w konsekwencji pychy własnego duchowego rozwoju.
Uwielbienie Boga w stworzeniu, także w drugim człowieku, jest naturalnym elementem zbliżania się do Stwórcy. Umiejętne korzystanie z tego, co podsuwa nam świat, jest nieustannym zapraszaniem do błogosławieństwa. Przez Boga, tym którzy wychwalają Jego dobroć w codzienności i tych którzy codziennością potrafią dzielić się z innymi.
Warto widzieć we Franciszku nauczyciela afirmacji świata jako miejsca do zbawiania przez Boga tych, których na ten świat posłał, aby głosili Dobrą Nowinę. Świadomość własnej wartości, wynikającej ze stworzenia na obraz i podobieństwo, z posłania przez Stwarzającego i depozytu, który mamy głosić, powinna dodawać nam odwagi wobec tych, którzy tej świadomości nie mają. Nie bójmy się! Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam – zdaje się sugerować Papież.
fot: flickr.com / Catholic Church (England and Wales) / CC BY-NC-SA