W rozmowie z okazji Dnia Życia Konsekrowanego – który od kilkunastu lat obchodzony jest w Kościele w święto Ofiarowania Pańskiego – siostra Wiench opowiada o swoim powołaniu, a także o tym, jak radzić sobie we współczesnym świecie z wypełnianiem ślubów ubóstwa i posłuszeństwa.
Stanisław Zasada: Po co dziś są potrzebne światu siostry zakonne?
s. Justyna Wiench USJK: Jestem przekonana, że są potrzebne. Dlatego, ponieważ są znakiem obecności Boga w świecie i znakiem Jego miłości. Dla urszulanek misją jest głoszenie miłości Serca Jezusa.
„Głoszenie miłości Serca Jezusa”. Jak to przełożyć na normalny język?
To fragment naszych Konstytucji. Przełożę to tak: chcemy zagłębiać się w miłość Chrystusa, który oddał za nas życie i chcemy tę Jego miłość okazywać światu. A robimy to bardzo konkretnie: zajmujemy się wychowaniem dzieci i młodzieży, pomagamy potrzebującym.
A co znaczy: być „znakiem obecności Boga”?
Przypominać swoją postawą o tym, że jest On Kimś realnym i prawdziwym. Znakiem jest także habit. Mówi on, że osoba, która go nosi, poświęciła się służbie Bogu i ludziom. Czasami habit prowokuje bardzo dobre spotkania z ludźmi. Wiem to z własnego doświadczenia. Ktoś podchodzi do mnie i prosi o modlitwę. Dużo podróżuję i mam też wiele interesujących i głębokich rozmów z różnymi osobami o wierze, o życiu. Gdyby nie mój szary urszulański habit, nigdy tych rozmów by nie było.
Ale habit może też budzić agresję.
Czasami budzi. Kiedy idę ulicą, słyszę nieraz zaczepki osób nie do końca trzeźwych – tak to wyczuwam po ich reakcjach – albo słowne złośliwości młodzieży. Ale to się zdarza niezwykle rzadko.
Jak siostra na to reaguje?
Nie ma sensu wdawać się w dyskusje z kimś, kto jest nietrzeźwy. I trudno też odpowiadać na zaczepki młodych ludzi, którzy zazwyczaj rzucą coś złośliwego pod moim adresem, gdy są w grupie, żeby zaistnieć.
I nie boi się Siostra?
W takich sytuacjach nie myślę o lęku. Jestem raczej dumna, że mogę być znakiem obecności Boga – nawet jeśli komuś to może w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Na pewno habit noszę z przyjemnością.
Jak było z Siostry powołaniem? Ma Siostra czasem wątpliwości, czy wybrała właściwą drogę?
Mam za sobą 25 lat życia zakonnego i ani dnia żalu czy poczucia straty. Naprawdę czuję się tutaj spełniona. Jeśli miałabym wybierać drugi raz, wybrałabym tak samo.
Pamiętam, że miałam sześć lat, kiedy po raz pierwszy doświadczyłam bliskości Boga – zobaczyłam wtedy obraz Jezusa Miłosiernego i miałam przekonanie, że ten Jezus z obrazu patrzy na mnie z miłością i czegoś ode mnie chce.
Później to we mnie dojrzewało. Bardzo dużo zawdzięczam atmosferze mojego domu rodzinnego, gdzie modlitwa była czymś normalnym i mocno obecnym. Na pewno duży wpływ wywarły na mnie spotkania w ruchu oazowym i w grupach Odnowy w Duchu Święty. Ostatecznie ukierunkował mnie mój spowiednik, który pomógł mi w rozpoznaniu powołania. To znany w Polsce kapłan, niezwykle skromny i sam oddany swemu powołaniu.
Czy siostry są należycie doceniane w polskim Kościele? Coraz częściej słyszy się opinie, że nie. A nawet, że księża czy biskupi patrzą na nie „z góry”. Że są traktowane – proszę wybaczyć, ale to komentarze internautów – jak tania siła robocza.
Nie mogę się w tej sprawie wypowiadać w imieniu innych zgromadzeń, ani tym bardziej za cały Kościół w Polsce. Mogę tylko mówić na podstawie własnych doświadczeń.
Sama przepracowałam kilkanaście lat na placówce parafialnej i w zasadzie mam dobre doświadczenia. Głównie, jeśli chodzi o współpracę z proboszczami, chociaż się zmieniali. Czasami zdarzały się trudniejsze relacje z wikariuszami. Ale generalnie nie mogłam narzekać.
Wiem jednak, że są kapłani, którzy nie znają życia zakonnego i z tego powodu nie rozumieją go. To się potem przekłada na nie najlepsze postrzeganie i traktowanie sióstr. Wtedy jest czas na poważną rozmowę, taką ewangeliczną, w cztery oczy. Nie można się tego bać. I jeżeli to nie pomaga, należy zakończyć współpracę. I tak czasami robimy.
Tak, ale czy siostry zakonne nie powinny być bardziej obecne w życiu kościelnym? Nie chciałaby Siostra głosić kazań?
Absolutnie nie. Wolę słuchać kazań dominikanów, którzy codziennie odprawią w naszej kaplicy Mszę świętą. A w ogóle, mamy dużo pracy i raczej nie narzekamy na brak zajęć.
W ciągu ostatniej dekady liczba wstępujących do klasztorów żeńskich zmalała o połowę. Dlaczego kryzys powołań dotyka najbardziej zakony żeńskie?
Szczerze mówiąc, nie znam przyczyny. Ale zapewne jakiś powód tkwi w sytuacji naszych rodzin. Być może właśnie kryzys rodziny jest jedną z przyczyn braku powołań zakonnych. Myślę tu o kryzysie wierności między małżonkami, ale i o kryzysie wiary w rodzinach. Jeśli tego nie ma, to trudno przekazać to dzieciom. Chociaż czasami życie zaskakuje i do zgromadzeń wstępują osoby z rodzin rozbitych albo z oddalonych od Kościoła.
Druga przyczyna to taka, że dzisiaj nie jest łatwo podejmować zobowiązania na zawsze, na całe życie. Przecież mamy coraz mniej małżeństw sakramentalnych. Chociaż ludzie żyją w związkach, coraz trudniej im zdecydować się na to, żeby przyrzec sobie, że wytrwają ze sobą przez całe życie. W zgromadzeniu zakonnym, kiedy przychodzi czas ślubów wieczystych, też przyjmuje się zobowiązania na całe życie. A jeśli takiej gotowości trwałego wyboru nie ma, to trudno zdecydować się na życie w klasztorze i ślubować Bogu na zawsze.
Myślę wreszcie, że także atmosfera wokół żeńskiego życia zakonnego nie jest najlepsza. Chociażby w mediach, które nie pokazują prawdziwego jego obrazu. Obraz naszego życia, serwowany przez media, ma spora część społeczeństwa. Stąd trudno oczekiwać, że ludzie, zwłaszcza młodzi, taki styl życia będą wybierać.
Jakie osoby przychodzą dziś głównie do klasztorów? Czego szukają w życiu zakonnym?
Bogu dzięki, że są takie osoby.
Do naszego zgromadzenia wstępują głównie kobiety wykształcone, po jednym, często po dwóch fakultetach. Niektóre pracowały już nawet zawodowo. Mają po przeszło dwadzieścia lat, czasem około trzydziestu. To osoby, które pragną dać Bogu i ludziom najpiękniejszą cząstkę siebie: chcą się poświęcać, służyć, być otwartą na potrzeby drugiego. I właśnie tego w życiu zakonnym szukają. Chociaż zdarza się, że muszą pokonać dłuższą drogę dojrzewania emocjonalnego w swoim powołaniu.
Łatwo we współczesnym świecie dochować ubóstwa czy posłuszeństwa? Pytam o te dwie rzeczy, bo przeżywamy i rozpasany konsumpcjonizm, i modę na wolność od wszystkiego. Jak rozumieć współcześnie ubóstwo i posłuszeństwo?
Istota ubóstwa i posłuszeństwa jest niezmienna na każdym etapie dziejów. Człowiek decyzję o tym, by tak żyć podejmuje w wolności. Stąd każdy wie, do czego się zobowiązuje.
Dzisiaj wypełnianie ślubu ubóstwa polega na prostocie życia, otwartości i poprzestawaniu na tym, co konieczne i niezbędne. Ale też na korzystaniu z takich środków, które pomagają w realizacji danego charyzmatu. Nie kłóci się wcale z ubóstwem to, że siostra zakonna korzysta z komputera czy samochodu, gdy tego wymaga jej praca. Ważne tylko, żeby nie gromadzić czegoś dla samego gromadzenia.
Zaś posłuszeństwo – to w pierwszym rzędzie posłuszeństwo Bogu, który mnie wybrał i obdarował takim, a nie innym powołaniem. To ciągłe poszukiwanie woli Bożej w moim życiu.
A posłuszeństwo wobec przełożonych?
Posłuszeństwo Bogu musi być realizowane wedle sposobu przyjętego przez dane zgromadzenie. Ważna rzecz, to transparentność wobec przełożonych, uczciwość i szczerość. Dokładniej: wierzę, że Bóg daje mi przełożonych, którzy w Jego imieniu czuwają, żeby być posłuszną Jemu.
Z jakimi problemami borykają się dziś polskie zgromadzenia zakonne?
Pierwszym problemem jest zmaganie się o kształt własnego powołania. A dopiero na drugim miejscu mała liczebność.
Mówię to świadomie, bo liczba powołań nie zależy od nas, to Bóg powołuje. Ale za to muszę nad sobą pracować, bo każda siostra zakonna jest człowiekiem ze swoimi słabościami, ograniczeniami, dolegliwościami. I każda z nas musi się zmagać z wypełnianiem tego powołania.
A z jakich głównie powodów siostry występują z zakonów? Czym się rozczarowują?
Takie sytuacje się zdarzają. Nie znam jednak zbyt wielu przypadków wystąpień, a tym bardziej nie znam motywacji. Ale sądzę, że być może była to pomyłka, ktoś po prostu pomylił drogę swojego powołania. Czasami trzeba lat, żeby nabrać takiego przekonania. Nie muszą to być jednak lata stracone, bo człowiek dojrzewa.
Jeśli natomiast ktoś ma powołanie, to nie tak łatwo ulegnie rozczarowaniu. Rozczarowania mogą być. To może być rozczarowanie życiem wspólnotowym albo samemu w sobie trzeba coś przepracować. Ale pamiętajmy, że powołanie daje Bóg i On też daje łaskę do tego, żeby każdy kryzys przetrwać.
Przyznam, że w moim życiu zakonnym też nie zawsze było łatwo. Też musiałam pokonać jakieś zewnętrzne okoliczności. Jednak w takich momentach trzeba się otworzyć na Boga. Wierzę, że Pan Bóg nigdy nie nakłada więcej na nasze barki, niż możemy unieść. Więc rozczarowanie nie musi być złe, bo trudności hartują człowieka.
Jaką pracę trzeba wykonać w Kościele, żeby zwłaszcza wśród młodych osoba nosząca habit nie kojarzyła się tylko z naiwną pobożnością, kimś oderwanym od rzeczywistości, po prostu – przepraszam za wyrażenie – dziwadłem?
Najpierw potrzeba pozytywnego obrazu siostry zakonnej przez „autopromocję”. Czyli świadczenia swoim życiem, postawą o własnym powołaniu. Chcę pokazać, że jestem szczęśliwa. Jeśli ktoś taką mnie zobaczy, to nie będzie miał problemu z uznaniem, że to jest autentyczne, że życie zakonne może dawać radość i spełnienie.
Poza tym, ważny jest szacunek ze strony kapłanów i świeckich wobec sióstr. Jeśli kapłan ma dobre doświadczenie ze współpracy z siostrami zakonnymi, szanuje je – będzie potrafił młodej dziewczynie chcącej poświęcić się Bogu wskazać to czy inne zgromadzenie.
No, i ważny jest też pozytywny obraz życia zakonnego ukazywany w mediach. One mają tutaj bardzo dużą rolę do spełnienia, bo kształtują opinię publiczną. Tymczasem o siostrach w mediach mówi się głównie tylko wtedy, kiedy im się coś nie uda albo gdy wybuchnie jakaś afera.
Może młodzi myślą też, że życie w klasztorze musi być strasznie monotonne?
Ma ono swój rytm, ale to nie znaczy, że wieje u nas nudą. Ten rytm ułatwia nam życie wspólnotowe. To dzięki stałemu rytmowi modlitw, posiłków możemy się ze sobą spotykać.
Ale każdy dzień przynosi coś innego, jak w życiu każdego z nas. Wbrew stereotypom, życie w klasztorze jest kolorowe.
Rozmawiał Stanisław Zasada