Wiara mędrców musi przejść przez atmosferę skandalu, jaka unosi się nad całą Ewangelią.

Na samym początku trzeba potraktować mędrców jak ludzi z krwi i kości – serio, a nie jak kukiełki z jasełek, baśniowo nierealne postacie pogan, co to ciągną do Pana Jezusa – i trzeba powiedzieć sobie w oczy: magowie są specami od horoskopów. Obserwują ruchy ciał niebieskich i podzielają astrologiczną wiarę w związki gwiezdnych dróg i losów ludzkich, przynajmniej losów ludzi ważnych: wodzów, królów, władców. Ich niebo nie jest ani infantylnym wyobrażeniem mieszkania Boga, ani też niebem współczesnej astronomii. Na ich niebie widać znaki odnoszące się do tego, co się dzieje w naszym świecie. Decyzje Opatrzności znajdują na nim swój zapis. Dzisiaj taką wiarę mamy za zabobon. Tymczasem magowie na niej fundują swoją decyzję o dalekiej, wyczerpującej i niebezpiecznej podróży. Podróży mistycznej.

W sobie znajomym świecie astronomicznych regularności i konieczności dostrzegają nowość. Wśród niezmiennych torów ciał niebieskich, ich cykliczności, pojawia się ni stąd, ni zowąd nowa gwiazda. Nieoczekiwanie. Łamie całą strukturę konieczności niebieskich harmonii, determinizmów torów, których kształty można przewidywać grube dziesiątki lat do przodu. Zgodnie z astrologiczną wiarą jest ona oznaką pojawienia się w ludzkim świecie kogoś tak samo niezwykłego, kto zabłyśnie jak nowa gwiazda.

Wiara magów warta medytacji. Trzeba niebagatelnej wiary w Boską Opatrzność i Jej potęgę korelującą wydarzenia kosmiczne z wydarzeniami w ludzkim świecie, by podjąć taką podróż. Astrologowie, a zarazem mistycy najczystszej wody. Żaden anioł nie zachęca do wędrówki, ale wynik astronomicznych obserwacji i wiara, która identyfikuje pojawienie się gwiazdy z narodzinami królewskiego dziecka. To ona skłania do tej niesamowitej podróży. Obserwując gwiazdę, lądują w Jeruzalem w Judei.

Czyż jednak z powodu narodzin judejskiego króla podjęli tę podróż? Wątpliwe, by narodziny jakiegoś królewskiego dziecka były dobrym motywem takiego wysiłku. Tłuc się setki kilometrów, by zobaczyć potomka marionetkowego władcy niewielkiej, zhołdowanej przez cesarstwo krainy? Oddać hołd temu, kto nic nie znaczy? Magowie muszą być przekonani o wyjątkowości dziecka, w którego narodziny uwierzyli na podstawie astrologicznej spekulacji. Inaczej nie tylko nie zdobyliby się na trudy i niebezpieczeństwa podróży, ale nie chcieliby oddać mu czci […] Sądzę, że pomimo swego rozmachu i piękna, wiara magów ulega znaczącej zmianie. Spotkanie Dziecka istotnie ją zmodyfikuje. Wiara ta musi przejść przez atmosferę skandalu, jaka unosi się nad całą Ewangelią. Bo w końcu gdzie Wszechmocny i Przedwieczny zarządzający niebem i ziemią, a gdzie dziecko biedaków moczące pieluchy? Nie bez powodu mędrcy trafili najpierw do pałacu. Wiara w Boga-Człowieka jest dla każdego wierzącego w Boga zgorszeniem. Im żarliwiej się wierzy, tym pokusa zgorszenia silniejsza. Bóg objawia się inaczej, niż bywało to do tej pory, i wiara, która jest odpowiedzią na sposób objawiania się Boga, zasadniczo się zmienia.

Gdy dotarli, padli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary. Wyraz czci, hołd złożony władcy, królowi. Nie wyraz szacunku, ale czci. Na szacunek w ludzkim świecie trzeba zapracować. Nonsensem jest mówić o szacunku dla dziecka, niemowlęcia, o szacunku dla ludzkiego embrionu. Sensowną rzeczą jest natomiast oddać cześć królewskiemu dziecku, dbać o cześć należną ludzkiemu życiu.
Cześć oddaje tylko człowiek pobożny, tylko ten, który wierzy w bliskość Boga w embrionalnej formie ludzkiego życia, w niemowlęciu, w namaszczeniu królewskim, kapłańskim, rodzicielskim.

Magowie wierzą w to, co mamy za zabobon, ale są pobożni. To ważne spostrzeżenie, bo można wierzyć w Boga wiarą wolną od wszelkich zabobonów, karykaturalnych Jego wyobrażeń, a pobożnym w powyższym sensie nie być. Żywe doświadczenie sacrum jest czymś istotowo różnym od wiary w Boga. Ilu ludzi wierzy w Boga, a nie oddaje Mu czci!
Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją. To znaczy, co zobaczyli? Zobaczyli to, co na wskroś ludzkie: matka z dzieckiem przy piersi. Trochę jak w baśniach. Zainwestowali ogromny wysiłek – a tu zwyczajność. Każdy z nich to widział, zna. Ciekawe, nie wyglądają na rozczarowanych. Sprawozdanie Mateusza sugeruje: natychmiast, gdy Ich ujrzeli, padli na twarz. Czyżby obraz Pomazańca Bożego, jaki mają w sercu, zgadzał się z tym, co widzą? A może się nie zgadza i ich twarze są w pyle podłogi, bo olśniło ich to, co zobaczyli, bo zrozumieli coś z tajemnicy zbliżenia się Boga do ludzi w Dziecku tej młodej Matki. Może z jednym rodzajem wiary w Boga tam weszli, a z drugim wyszli? Weszli z obrazem Boga – Pana nieba i ziemi, Władcy ludzkiego i niebieskiego świata, a wyszli z obrazem Boga obecnego także w Dziecku tej Kobiety?

No i jeszcze dary. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. Grzegorz Wielki mówi w Homilii X na Ewangelię:
“Mędrcy zaś przynoszą złoto, kadzidło i mirrę. Złoto wszak przystoi Królowi; kadzidło składało się na ofiarę Bogu: mirrą zaś zabezpieczane są ciała zmarłych. Mędrcy wobec Tego, któremu oddają pokłon, zarazem też przepowiadają przez mistyczne dary: przez złoto jako Króla, przez kadzidło jako Boga, przez mirrę jako śmiertelnego.”
Tradycja widzi w darach mędrców symbole określające tożsamość narodzonego z Maryi Dziecka. A gdyby popatrzeć na te dary jako symbole określające tożsamość przybyszów? Ofiarowują Dziecku to, kim są. Oddają Mu siebie. Złoto – symbol tego, co wartościowe, co najbardziej wartościowe. Ofiarowują to z ludzkiej osobowości, co nie jest wyznaczane przez grzeszność, słabość, ale co rzeczywiście królewskie: prawość, szlachetność… Kadzidło – symbol adoracji. Człowiek potrafi adorować. Ci trzej są do tego zdolni w sposób wyjątkowy. Świadczy o tym ich zachowanie. Decyzja o podróży, podróży długiej, podczas której można kontemplować Boga. Trwać w Jego obecności. Potem cześć, którą oddają Dziecku. I adoracja. Mirra – symbol tego, co zachowuje od rozpadu, ale nie rozpadu ciała, tylko pamięci, i to w szczególnej jej funkcji – pamięci o dziełach Bożych. Niesłabnące zainteresowanie Bogiem, wola świadomego przechowywania w pamięci miejsc epifanii w moim życiu, miejsc Bożej ingerencji. Mędrcy ofiarowują to, co pozwala myśleć o człowieku w sposób, w jaki Atanazy opisywał Antoniego: noszący Boga. Gdy wracają do swoich królestw, zabierają Go nie tylko przez pamięć o tym spotkaniu, której nie dadzą zgasnąć. Zabierają Go przez wiarę, że oto człowiek stał się naczyniem Boga – człowiek w niemowlęcej bezradności, a jeśli tak, to również w swej dojrzałości, chorobie, cierpieniu, niedołęstwie starości, śmierci – w całym swoim człowieczeństwie.

Fragment książki prof. Mariana Grabowskiego „Pomazaniec. Kontynuacja i dyskusja”, wydanej przez Fundację „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii”. Książkę można kupić w sklepiku Fundacji DSFT. 

 

fot. flickr.com / Sadi Santos Photography