Sprzeciw wobec prześladowań chrześcijan nie oznacza odejścia od logiki Ewangelii, która za każdym razem wzywa do przebaczenia.
Pewna moja znajoma znana jest z wyraźnego sceptycyzmu wobec posoborowego otwarcia się Kościoła Katolickiego m.in. na dialog międzyreligijny. Nawiązując do ostatnich wydarzeń w Iraku, z ironią zasugerowała, by w ramach obchodów Dnia Islamu w Kościele Katolickim w Polsce wyświetlać w kościołach relacje z masowych prześladowań chrześcijan na Bliskim Wschodzie.
To oczywiste, że Kościół nie może prowadzić dialogu zbywając kłopotliwym milczeniem prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Nie da się ukryć chociażby faktu, że z liczby ok. 1,5 miliona chrześcijan żyjących jeszcze przeszło 10 lat temu w Iraku, dzisiaj pozostało ich jedynie ponad 100 tys.
Muzułmanie potępiają dżihadystów
Chrześcijanie w krajach Zachodu, w przestrzeni społecznej i politycznej, powinni reagować aktywnie. Benedykt XVI w ostatniej adhortacji swojego pontyfikatu Ecclesia in Medio Oriente, która stanowi końcowy dokument Synodu Kościoła na Bliskim Wschodzie (trochę chyba u nas nie zauważona), dopomina się: „Katolicy Bliskiego Wschodu (papież nie zapomina również o nie-katolikach), których większość to rodowici obywatele tych krajów, mają obowiązek i prawo w pełni uczestniczyć w życiu narodowym, działając na rzecz budowy swej ojczyzny. Powinni oni korzystać z pełnych praw obywatelskich, i nie mogą być traktowani jak obywatele lub wierzący niższej klasy. Podobnie jak w przeszłości, kiedy to jako pionierzy arabskiego odrodzenia byli integralną częścią życia kulturowego, gospodarczego i naukowego różnych cywilizacji tego regionu, tak dziś pragną nadal i zawsze dzielić z muzułmanami swe doświadczenia, wnosząc swój specyficzny wkład”.
Dziś, gdy ta koegzystencja wydaję się coraz bardziej dramatyczna lub wręcz się kończy – jak w Państwie Islamskim – papież Franciszek nie omieszkał stanowczo wezwać duchowych przywódców islamu do potępienia działań dżihadystów. Na apel odpowiedzieli mi.in. polscy Tatarzy, którzy wraz z chrześcijanami i żydami, uczestniczyli niedawno w warszawskim marszu solidarności z prześladowanymi chrześcijanami. (A tak na marginesie, dżihadyści wywodzący się z sunnickiego nurtu Islamu, prześladują także muzułmanów szyitów oraz jazydów).
Islam nie jest terroryzmem
Z drugiej strony, wygodnym i niesprawiedliwym uproszczeniem jest każda próba uznania islamskiego terroryzmu, w wydaniu Al-Ka’idy czy twórców Państwa Islamskiego, za jedyną twarz islamu.
Przestrzega przed tym w adhortacji Evangelii Gaudium papież Franciszek: „Wobec budzących nasze obawy epizodów uciekającego się do przemocy fundamentalizmu, serdeczne uczucie wobec autentycznych wierzących islamskich powinno prowadzić nas do unikania wrogich uogólnień, ponieważ prawdziwy islam i poprawna interpretacja Koranu sprzeciwiają się wszelkiej przemocy”. W Koranie czytamy bowiem: „najbliżsi, przez swoją przyjaźń, tym, którzy wierzą, są ci, którzy mówią: My jesteśmy chrześcijanami” (Koran, Sura V, 82).
Wyrażając sprzeciw wobec prześladowań chrześcijan, nie wolno nam utracić niełatwej logiki Ewangelii, która za każdym razem wzywa do przebaczenia.
Poruszające jest świadectwo uzdrowienia z lęku i niechęci do muzułmanów Leokadii Głogowskiej, która przeżyła atak World Trade Center w 2001 roku: „W parę tygodni po zamachu poszłam do dentysty. W poczekalni, w której byli sami biali, siedziała ubrana w chustę muzułmanka; miała jedynie odsłoniętą twarz. Zauważyłam, że właściwie wszyscy patrzyli na nią z niezadowoleniem. Muzułmanka miała niesamowicie wystraszone oczy i głowę spuszczoną w dół, tak jakby się bała całej tej grupy, która tak pogardliwie ją traktowała. W pewnym momencie coś się we mnie otworzyło – zrobiło mi się jej żal. Pomyślałam sobie, że najprawdopodobniej jako człowiek nie ma ona nic wspólnego z atakiem, a jest traktowana w taki sposób, jakby sama była zamachowcem. Kiedy podniosła oczy, spojrzałam na nią z uśmiechem, a ona wtedy również się uśmiechnęła do mnie. Ten uśmiech był pierwszym krokiem, który uczyniłam na drodze przebaczenia. Wróciła do mnie wiara. Zaczęłam modlić się za muzułmanów i wtedy na nowo wstąpił w moje serce pokój”.
Owocem tego uzdrowienia pamięci i wyobraźni Leokadii Głogowskiej było zainicjowanie na nowo otwartych rozmów z muzułmanami, z którymi współpracowała.
Trapiści jak gałęzie
Dialog jest dopiero początkiem drogi do przełamania obcości. Chciałbym przypomnieć, znaną m.in. z filmu Ludzie Boga, historię przyjaznej koegzystencji katolickich mnichów trapistów w algierskiej wiosce Tibhirine, z miejscową ludnością muzułmańską. Zakończyła się ona niestety śmiercią zakonników, która przyszła z zewnątrz, ze strony islamskiego fundamentalizmu.
Gdy zagrożenie stawało się coraz bardziej realne, bracia postanawiają opuścić wioskę. I wówczas żona zaprzyjaźnionego z braćmi imama, na słowa jednego z zakonników, że czasem ptaki odlatują, odpowiada, że ptakami są miejscowi Tuaregowie („Kel tagoulmoust”, czyli ludzie „zasłaniający twarz”) a gałęziami, na których znajdują swoje bezpieczeństwo są bracia. To wyznanie muzułmanki było wystawieniem świadectwa piękna Ewangelii, jaką ukazali bracia – świadectwa nie przez słowo, ale przez uznanie muzułmanów za swych braci.
Autentyzm ewangelii ujawnia prawdziwych ludzi. Ceniąc sobie smak życia, gotowi są przyjąć także gorzki smak śmierci, jeśli rozeznają, że to konsekwencja ich wierności w darze z siebie.
Bracia z Tibhirine wierność Chrystusowi utożsamiali z solidarnym braterstwem wobec miejscowych muzułmanów. To jest właśnie świadectwo powszechności misji Kościoła. I choć lęk trapistów był realny, przeor klasztoru, o. Christian de Chergé, pisał „Jeśli pewnego dnia – a może to nastąpić w każdej chwili – przyjdzie mi stać się ofiarą terroru (…) to chciałbym, żeby moja wspólnota, mój Kościół i moja rodzina nie zapomnieli, że oddałem życie Bogu i temu krajowi. (…). Kiedy będą myśleć o mojej śmierci, chciałbym, żeby pomyśleli również o rzeszach bezimiennych ludzi, którzy tak samo zginęli. Moje życie nie jest więcej warte niż życie innych”.
Trapiści pozostali, bo byli wewnętrznie wolni, bynajmniej nie od ludzkiego niepokoju. Ich wolność pochodziła ze źródła kiedyś złożonych ślubów wobec Boga i braci. Sytuacja, w której się znaleźli, niczego nie zmieniła. W tekście poświęconym życiu konsekrowanemu, powstałym w 1994 roku, mnisi z Tibhirine określali swoją wspólnotę jako grupę „modlących się wśród innych modlących się”, co odnosiło się do funkcjonowania klasztoru w środowisku zamieszkanym przez muzułmanów.
Nieprzypadkowo tibhirine po arabsku znaczy ogród. Bracia postanowili trwać w nim, by nie podcinać korzeni nadziei muzułmańskich sąsiadom na to, że normalne życie i praca w pokoju są możliwe.
Sto lat wcześniej takie „credo” dla swojej misji pośrodku Islamu przyjął bł. Karol de Foucauld. „Nie ma nic piękniejszego dla małego brata Jezusa, niż stawać się narzędziem, którym Bóg się posługuje, aby np. jakiś muzułmanin żył w łasce Chrystusowej i umierał w Chrystusie, nie przestając być muzułmaninem. W wypadku takim nie doszło do przekazania dobrej nowiny Ewangelii za pośrednictwem słów; nie było nawrócenia. Jest to ewangelizacja (…) przez obecność Najświętszego Sakramentu, przez Najświętszą Ofiarę, modlitwę, pokutę, pełnienie cnót ewangelicznych, miłosierdzie, przez miłość braterską i powszechną – dzielącą się wszystkim do ostatniego kęsa chleba z każdym biedakiem, każdym gościem, każdym nieznajomym, który przychodzi” – pisał duchowy ojciec Małych Braci Jezusa.
Niestety, ukryte życie chrześcijanina, jakie prowadził pośród Tuaregów, o których pisał, że „okazują się ufni i serdeczni”, bestialsko przerwali mordercy z wrogiego plemiona Senussów.
Ktoś może zarzucić – takie głosy usłyszeć można raczej od nas, ludzi Zachodu, a nie chrześcijan z Bliskiego Wschodu – że wzywanie do koegzystencji opartej na wolności religijnej i dialogu, to naiwność. Takim byłoby przemilczanie zagrożeń i cierpień.
Dla chrześcijan na Bliskim Wschodzie Kazanie na Górze od kilkunastu wieków stanowi autentyczny realizm dnia codziennego: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (…) Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (por. Mt 5, 38-48).
Tolerancja to za mało
Dialog nie może się ograniczyć do tolerancji, bo ona nie jest w stanie przełamać obcości. Karol de Foucauld nie tolerował muzułmanów, on ich przyjmował jako swych braci: „Chcę przyzwyczaić wszystkich mieszkańców chrześcijan, muzułmanów, Żydów i pogan do przyjmowania mnie jako ich brata, brata powszechnego. Zaczynają nazywać dom Fraternite i to mnie cieszy”.
Gdyby trapiści z Tibhirine wyłącznie tolerowali Tuaregów, z pewnością wyczuwając zagrożenie życia, opuściliby swoich sąsiadów.
Benedykt XVI we wspomnianej adhortacji zauważa: „Konieczne jest przejście od tolerancji do wolności religijnej. Nie jest to otwarta brama, prowadząca do relatywizmu, jak twierdzą niektórzy. Ten krok, który należy uczynić, nie jest rozwartą szczeliną w wierze, ale ponownym rozpatrzeniem relacji antropologicznej do religii i do Boga. Nie jest on ciosem wymierzonym w »podstawowe prawdy« wiary, gdyż pomimo rozbieżności ludzkich i religijnych jakiś promień prawdy oświeca wszystkich ludzi (…) dlatego niewłaściwe jest twierdzenie w sposób wykluczający: »posiadam prawdę«. Prawda nie jest czyjąś własnością, lecz zawsze jest darem, który wymaga wysiłku do coraz głębszego przyswajania prawdy. Prawdę można poznawać i żyć nią tylko w wolności, dlatego nie możemy narzucić prawdy drugiej osobie; objawia się ona tylko w spotkaniu, które przenika miłość”.
Papież precyzyjnie nakreśla dramatyczną sytuację chrześcijan na Bliskim Wschodzie i skomplikowane relacje z islamem. Wobec faktu coraz wyraźniejszego fundamentalizmu i ekstremizmu, zwraca uwagę na potrzebę właściwej interpretacji islamu przez jego wyznawców a jednocześnie przestrzega chrześcijan: „muzułmanie ze swojej strony dzielą z chrześcijanami przekonanie, że nie jest dozwolony żaden przymus w sprawach religijnych, a tym bardziej przemoc. Przymus, który może przybierać różne i podstępne formy na płaszczyźnie osobistej i społecznej, kulturowej, administracyjnej i politycznej, jest sprzeczny z wolą Bożą. Jest on źródłem instrumentalizacji politycznej i religijnej, dyskryminacji i przemocy, która może prowadzić do śmierci. Bóg chce życia, a nie śmierci. On zakazuje zabijania także tego, kto zabija”.
Ostatecznie, Papież chce dodać nadziei chrześcijanom na Bliskim Wschodzie: „Oby ten region ukazał, że wspólne życie nie jest utopią oraz że nie istnieje fatalizm nieufności i uprzedzeń. (…) Bliskowschodni chrześcijanie od stuleci żyją w dialogu z muzułmanami. Dla nich jest to dialog życia codziennego i prowadzony w życiu codziennym. (…) zachęcam do kontynuowania (…) dzieła pokoju, wiedząc, że trzeba wspierać wszystko to, co zwalcza ignorancję i sprzyja poznaniu”.