W piątek, 25 lipca, o godz. 20:15 w krakowskiej Bazylice Świętej Trójcy dominikański biskup Mikołaj Łuczok z Mukaczewa poprowadzi modlitwę o sprawiedliwy pokój dla Ukrainy. Doświadczeniami z wizyty w Ukrainie podzielił się o. Thomas G. Brogl OP, Socjusz Generała ds. Europy. Zapraszamy do lektury i włączenia się w modlitwę.

Thomas Brogl OP, Socjusz Generała ds. Europy, jeden z braci uczestniczących w trwającej Kapitule Generalnej Zakonu, przed rozpoczęciem obrad w Krakowie złożył wizytę braciom mieszkającym i pracującym w Ukrainie. Spotkał się także z podopiecznymi Domu św. Marcina de Porres w Fastowie oraz odwiedził miejsce śmierci dominikańskich męczenników z Czortkowa. Zapraszamy do lektury tekstu, w którym dzieli się swoimi doświadczeniami i do włączenia się w modlitwę o sprawiedliwy pokój dla Ukrainy.

Pozostając pod krzyżem – męczeństwo dzisiejszej Ukrainy i dominikańscy męczennicy z Czortkowa

Jesteśmy jeszcze daleko od prawdziwej wojny toczącej się w wioskach wschodniej Ukrainy, a jednak wojna jest wszechobecna w codziennym życiu. Wiejskie place ze zdjęciami poległych żołnierzy. Pomniki przywołujące patriotyzm Ukraińców. Wojskowe punkty kontrolne. Dzieci na poboczu drogi zbierające datki dla żołnierzy z ukraińską flagą w rękach. Ukraińskie flagi na małych wiejskich cmentarzach znaczące miejsce pochówku poległych żołnierzy. Większość barierek na mostach pomalowana w żółto-niebieskie barwy. Świadomość toczących się działań, obecna tu każdego dnia, przenika coraz bardziej także naszą codzienność.

Jesteśmy na cmentarzu w Czortkowie, kiedy o godzinie 9:00 rozbrzmiewa hymn Ukrainy. Na kilka minut kraj zamiera, samochody zatrzymują się, ludzie wspominają tych, którzy zginęli podczas wojny. W niektórych miejscowościach, np. w Kamieniu Podolskim, ta godzina jednoczy osoby różnych wyznań w modlitwie o pokój – codziennie przez ostatnie trzy lata. Na prawie wszystkich głównych placach miast i wsi można spotkać postumenty ze zdjęciami poległych żołnierzy z danego miejsca, otoczone kwiatami, zniczami, dekoracjami. To wspomnienie pozostaje wpisane w codzienny rytm dnia – za każdym razem przypomina o sobie boleśnie jak cierń w ciele narodu w codziennej walce o przetrwanie.

Ciernie pamięci na cmentarzach

Ten cierń staje się szczególnie bolesny podczas odwiedzania cmentarzy. We Lwowie, w najbardziej zachodniej części Ukrainy, na ulicach tętni życie. Młodzi ludzie cieszą się życiem, spotykamy też wielu ukraińskich turystów spędzających kilka dni urlopu w tym pięknym mieście. Wojna wydaje się odległa – jakby działa się w zupełnie innym świecie. Wystarczy wejść na cmentarz, gdzie spoczywają polegli żołnierze, żeby nagle stała się bardzo bliska. Morze flag, krzyży i kwiatów. „Każda osoba tutaj to historia – i bohater” – napotkana na cmentarzu kobieta kończy tak opowieść o tych, którzy zginęli. Cmentarz z mogiłami ofiar tej wojny sąsiaduje z tym, na którym pochowane są ofiary poprzednich wojen. Historia cierpienia wielu ludzi opowiada również historię cierpienia narodu.

Pomimo wszystko – historia męczenników z Czortkowa

Dla Ukrainy i jej obywateli doświadczenie bycia atakowanym i okupowanym przez sąsiednie imperia nie jest niestety niczym nowym. Okupacja przez Sowietów i Niemców przyniosła szczególnie dużą liczbę ofiar. Jednymi z nich są dominikańscy męczennicy z Czortkowa, zamordowani przez sowieckich funkcjonariuszy NKWD w nocy z 1 na 2 lipca 1941 roku. Deportacje i aresztowania, które przyniosła okupacja Galicji Wschodniej przez Armię Czerwoną we wrześniu 1939 r., skłoniły do ucieczki mieszkających w Czortkowie braci. W klasztorze pozostało ich sześciu. Komuniści próbowali zmusić dominikanów do poddania się, stosując coraz większe represje, jednak bracia przy wsparciu wiernych i sióstr, nie tylko nie zrezygnowali ze swojej pracy duszpasterskiej, ale ją zintensyfikowali, obejmując posługą także miejscowy sierociniec i szpital.

W miarę zbliżania się wojsk niemieckich, władze sowieckie podjęły decyzję o likwidacji wszystkich oskarżonych o działalność kontrrewolucyjną. Pozostali w Czortkowie dominikanie zostali rozstrzelani w nocy z 1 na 2 lipca 1941 roku – jeszcze przed wycofaniem się okupantów z miasta – starsi w klasztorze, czterej młodsi nad rzeką Seret przepływającą przez miasto, gdzie obecnie znajduje się pomnik upamiętniający miejsce ich dawnego grobu. Klasztor został następnie podpalony, kościół zbezczeszczony, a jego wnętrza zniszczone.

Przez dziesięciolecia, w obawie przed sowieckimi represjami milczano na temat wydarzeń tej nocy, jednak w 2006 roku otworzono proces beatyfikacyjny dominikańskich męczenników z Czortkowa. Po przerwie, w związku z decyzją Polskiej Prowincji, proces beatyfikacyjny został wznowiony, a o. Marek Miławicki OP, kierownik nowo utworzonego Instytutu Historycznego w Kijowie, bada ślady historyczne związane z męczeńską śmiercią naszych braci.

Nadzieja, która pozostaje

Świadoma decyzja braci o pozostaniu mimo zagrożenia życia i zdrowia jest szczególnie imponująca. “Nie możemy opuścić miejsca, które powierzył nam Chrystus, ponieważ musimy pozostać z ludźmi, którzy są pod naszą opieką” – tak na liczne ostrzeżenia i propozycje opuszczenia klasztoru odpowiadał o. Jacek Misiuta, który po raz pierwszy przybył do Czortkowa już pod okupacją sowiecką. Bracia nie tylko nie zdecydowali się na stałe opuścić Czortkowa, ale w trosce o Najświętszy Sakrament i kościół, nie korzystali również z proponowanych noclegów poza klasztorem.

Z pewnością spodziewali się ataku i byli przygotowani na najgorsze. Podjęli jednak świadomą decyzję, aby czuwać i pozostać z wiernymi, a ich śmierć była przyjętą świadomie konsekwencją tej decyzji o pozostaniu na miejscu posługi. Poruszające jest to, że bracia nie byli sami w sobie postaciami heroicznymi czy nadzwyczajnymi; byli raczej po prostu braćmi, którzy wiernie spełniali swój obowiązek w miejscu, w którym postawił ich Bóg. I właśnie poprzez ten brak wyjątkowości świadectwo ich męczeństwa jest tak poruszające – jako obraz dobrego pasterza, który nie ucieka, gdy nadchodzi wilk (J 10,11).

Historia męczenników z Czortkowa przypomina mi zeszłoroczne spotkanie z biskupem Pawłem, którego diecezja obejmuje cały Donbas. Choć w regionie pozostało tylko 3% pierwotnych katolików, wszyscy księża pozostali, aby udzielać duchowego wsparcia żołnierzom, zwłaszcza tym walczącym na froncie – niezależnie od ich wyznania i wiary. Sam biskup Paweł powiedział, że jedyne, co mógł zrobić, to pozostać (por. J 15).

Ostatecznie kluczową decyzją, którą mamy do podjęcia w naszym życiu to wybór między stanięciem pod krzyżem a pozostaniem w strefie komfortu. Każda wizyta na Ukrainie porusza mnie i wzmacnia moją wiarę, właśnie dlatego, że spotykam naszych dominikańskich braci i siostry, którzy poprzez swoją obecność z ludźmi, trwanie wraz z nimi w trakcie nocnych ostrzałów, pracę z żołnierzami na froncie, unaoczniają, że Chrystus nigdy nie zostawia człowieka samego.

Świadectwo miłości, płynące z głębokiej więzi wiary z Ukrzyżowanym, daje nadzieję raz po raz – także dziś na Ukrainie, gdzie najważniejsza walka toczy się właśnie zachowanie nadziei, tlącej się w ludzkich sercach. Poruszający obraz tego napotykam w nowo zbudowanej katedrze grekokatolickiej w Czortkowie: anioł w katedrze niemal błagalnie unosi Ukrainę ku Chrystusowi, prosząc Go, aby ją pobłogosławił i nie zapomniał o niej. Kolejny obraz nadziei.

Nadzieja, która potrafi podźwignąć ciężar zmęczenia

Dwóch chłopców w pierwszym rzędzie podczas mszy świętej. Obaj ledwo trzymający się na nogach, ale jeden z nich, około 13-letni, nieustannie trzyma rękę na ramieniu młodszego, około 8-letniego chłopca. Pomimo zmęczenia nie puszcza tej ręki i nieprzerwanie wspiera malucha. Można odnieść wrażenie, że w ten sposób wspiera również samego siebie…

To tylko migawka, a jednocześnie symbol obecnej sytuacji. Spotkanym przez nas dzieciom z Chersonia (jednego z najbardziej zniszczonych miejsc na Ukrainie, do którego cudzoziemcy właściwie nie mają wstępu) w 10-dniowych wakacjach w Centrum św. Marcina de porres w Fastowie pod Kijowem najbardziej podoba się to, że jest cicho, nie słyszą dronów i rakiet. Dzieci stały się ekspertami wojskowymi, jeśli chodzi o rozpoznawanie różnych pocisków.

Wakacje w Fastowie są częścią ogólnej idei projektu realizowanego przez o. Miszę i jego niezliczonych wolontariuszy: pomagać tu, w Centrum, ale także bezpośrednio na froncie. O. Misza z wolontariuszami regularnie jeździ z pomocą, kilkukrotnie znaleźli się w sytuacjach zagrażających życiu, ale to ich nie powstrzymuje, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej motywuje, ponieważ widzą, jak ważna jest pomoc z zewnątrz dla osób na froncie – choćby jako znak nadziei, że nie są pozostawieni sami sobie. Podczas naszego pobytu wielokrotnie słyszymy, że nasza obecność jest wyjątkowo ważna dla osób żyjących w miejscach, gdzie oprócz konkretnej pomocy liczy się przede wszystkim jedna rzecz: obecność. To ona pomaga odpędzić największe niebezpieczeństwo – utratę nadziei.

Od mojego ostatniego pobytu w Centrum św. Marcina de Porres pod koniec października 2024 roku wiele się wydarzyło. Teraz jest on już pełen ludzi – matek i dzieci, których ojcowie zginęli, osób niepełnosprawnych, którymi nie można już było opiekować się w pobliżu frontu, żołnierzy, którzy tutaj wracają do zdrowia. I wreszcie dzieci z Chersonia, którym chociaż na krótki czas wakacji zostanie przywrócony „kawałek dzieciństwa”. W jednym z domów Centrum w Fastowie na ścianie namalowano drzewo, z dominikańskim św. Marcinem de Porres u jego korzeni. Każdy z niezliczonych liści drzewa nosi imię dziecka, które uzyskało pomoc w Centrum. To znak nadziei i woli, by pomóc nieść pomoc kolejnym osobom.

Ikony na skrzynkach po amunicji

W jednym z pomieszczeń Centrum urządzono pracownię: tu powstały dziesiątki małych ikon z twarzą Chrystusa, Maryi lub anioła, które ustawiono w przedsionku kaplicy. Te ikony są dziełem pracy dzieci z Chersonia i czymś, co zabierają ze sobą do domów wyjeżdżając z Fastowa. Kiedy o. Misza błogosławi ikony na koniec naszego nabożeństwa, mówi dzieciom, że za każdym razem, kiedy spojrzą na swoją ikonę, ma im ona przypomnieć, że Jezus i Maryja są z nimi we wszystkich ich lękach i potrzebach.

Za ikonami dzieci znajdują się ikony Aleksandra Klemenki, który przyjechał tu z żoną i synem. Jedna z jego ikon została podarowana papieżowi. Wyjątkowe w tych ikonach jest to, że są one namalowane drewnie ze skrzynek po amunicji. Na niektórych ikonach wciąż widać pieczątki i na ich podstawie można zidentyfikować, gdzie kiedyś użyto amunicji, którą zawierały. Artysta wyjaśnia, że jego celem jest przekształcenie śmierci. To, co kiedyś służyło śmierci, teraz ma dawać nadzieję i służyć życiu. Ikony na skrzynkach po amunicji są nie tylko ambasadorami wojny, ale też ambasadorami nadziei na pokój w Chrystusie.

Piękno zbawi świat

W nabożeństwie, które celebruje wikariusz Ukrainy, o. Jarosław, biorą udział wszystkie obecne w Centrum dziećmi i dorośli, w tym członkowie innych organizacji pomocowych, z którymi współpracuje dom dla uchodźców. Dzięki śpiewom najmłodszych jest bardzo radośnie, a jednocześnie nabożeństwo niesie w sobie niezwykły smutek – doświadczenia i zmęczenie trwającej od lat sytuacji są odmalowane na twarzach zarówno dorosłych, jak i dzieci.

Dzień kończy się małym świętowaniem i przygotowanymi specjalnie dla dzieci przysmakami, burgerami, frytkami, popcornem. Mogłoby się wydawać, że nie są to artykuły pierwszej potrzeby, a jednak to właśnie dbałość także o to, co wykracza poza pierwszą potrzebę, sprawia, że ten dom jest tak wyjątkowy. Na myśl przychodzi mi zdanie Dostojewskiego „Piękno zbawi świat” – zdanie Rosjanina rozbrzmiewa w środku tej brutalnej wojny. Centrum w Fastowie swoimi działaniami przywraca piękno i godność, a tym samym radość i nadzieję osobom, które doświadczyły czegoś wręcz nieludzkiego – na tym polega niepowtarzalność tego miejsca.

O. Misza napisał kiedyś o pewnym kościele, który był zniszczony na zewnątrz, ale wciąż wspaniale zachowany w środku: „Ten kościół przypomina mi każdego z nas. Ta wojna może spowodować zewnętrzne rany, ale jeśli mamy Boga w sercach, należymy do Niego”.

o. Thomas G. Brogl OP
Socjusz Generała ds. Europy

Więcej o działalności Centrum Marcina de Porres możesz przeczytać na stronie Centrum [link]

Dane banku do przelewów:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O.Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.
Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003
Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
Z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy

Zbiórka na organizację pobytu dzieci w naszym ośrodku w Fastowie:
Sekretariat Misyjny OO Dominikanów
ul. Freta 10, 00-227 Warszawa
PL 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728 (PLN)
PL 03 1090 2851 0000 0001 0591 8140 (EUR)
PL 98 1090 2851 0000 0001 5122 2996 (CHF)
BIC/SWIFT: WBKPPLPP
z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy