Homilia Ojca Prowincjała Łukasza Wiśniewskiego OP wygłoszona 11 sierpnia w kościele pw. Św. Dominika w Warszawie przed złożeniem pierwszej profesji przez ośmiu braci nowicjuszy
Wczoraj dokładnie o tej porze pięciu naszych najmłodszych braci przyjęło habit świętego Dominika. Są to ci bracia – te nowe twarze – którzy są tutaj obecni wokół ołtarza. Ten obrzęd przywołał oczywiście to, co się wydarzyło rok temu, gdy bracia, którzy dziś kończą nowicjat, przyjęli habit naszego Zakonu. To ci bracia, których widzicie tutaj na środku, którzy są elegancko ubrani. Przez ten rok, nie składając jeszcze ślubów Zakonnych, żyli życiem dominikańskim.
Przez ten rok, nie składając jeszcze ślubów Zakonnych, żyli życiem dominikańskim. Doświadczali tego, czym jest Zakon, tego, kim my jesteśmy. Żyli blisko Słowa Bożego, poznawali historię Zakonu. Przyglądali się również temu, jak wygląda Zakon dziś. I to nie tylko w Polsce, bo byli m. in. w Caleruedze spędzili tam tydzień razem z Generałem i innymi nowicjuszami z całej Europy. Caleruega to miejsce, gdzie urodził się święty Dominik. Podejmowali też pierwsze próby kaznodziejskie.
I przez ten rok nie chcieliśmy przed nimi nic ukryć. Widzieli nasze dobre strony i widzieli nasze słabości. Kilka dni temu ci bracia podzielili się ze mną treścią jednej z ostatnich konferencji, które im głosił ich magister, brat Krzysztof. Było już to po przeprowadzeniu ostatnich rozmów indywidualnych podsumowujących nowicjat i brat Krzysztof powiedział tym naszym braciom, że przeżywają oni trojakie rozczarowanie. Jest to rozczarowanie Zakonem, gdyż dostrzegając nie tylko jego blaski i cienie, został urealniony ich pierwszy początkowy idealizm. Przeżywają rozczarowanie wspólnotą nowicjatu, gdyż uświadamiają sobie trud budowania zdrowego braterstwa. I przeżywają rozczarowanie samymi sobą, gdyż przychodziło im się mierzyć z osobistym rozczarowaniem, własną kruchością, ale jednocześnie pośród tych rozczarowań – tak mówił wciąż magister – bracia doświadczają oczarowania, które jest oczarowaniem Panem Bogiem, który ich powołał, który ich pociąga. Jest to oczarowanie tak silne, że nie są w stanie Jemu się oprzeć. I dziś ci bracia składają pierwszą profesję.
Dziś ci bracia biorą za swoje to życie, którym żyli przez miniony rok. I myślę, że te rozczarowania i próby, których doświadczają i przez które przechodzili, są koniecznym krokiem, by dojrzewać w miłości. Są one konieczne. By na nowo przyjąć i pokochać Zakon oraz jego charyzmat. Ten charyzmat, który jest zrodzony ze współczucia – z comapassio św. Dominika, z jego wylewanych na modlitwie łez, gdy modlił się do Boga: Panie, co się stanie z grzesznikami? Jest to ten charyzmat, który poprzez indywidualny wysiłek każdego brata kontemplacji Bożej prawdy przybiera formę projektu na szeroką skalę. Takiego projektu, gdzie głoszeniu Ewangelii nie można postawić limitów: ani limitów miejsca – wszędzie – ani limitów celu – wszystkim – ani limitów środków – na wszelkie sposoby.
Rozczarowanie i próby są potrzebne, aby przyjąć na nowo i pokochać wspólnotę braci. Tych braci, których już dobrze znają, którzy stali się bardzo konkretni. Którzy przestali być anonimowi, a poprzez to przestali być idealni. Przyjąć tych braci, których sami sobie nie wybieramy na zasadzie naszego upodobania, ale którzy zostali do tej wspólnoty: wspólnoty nowicjatu, studentatu klasztoru i Prowincji zaproszeni przez Boga, tak jak każdy z nas jest zaproszony przez Boga. I ci bracia uczą nas, że miłość braterska w Zakonie nie może być partykularna i zawłaszczająca.
Rozczarowanie i próby są potrzebne, są konieczne, aby przyjąć na nowo i pokochać samych siebie. W swoich ograniczeniach i w swoich zmaganiach, pośród których, mimo których i z których Pan Bóg zdecydował się ukształtować kaznodzieję swojej Ewangelii. Dojrzewając do takiej formy miłości Bracia ci będą kochać bardziej dojrzale, bo będzie to miłość w prawdzie – caritas in veritate.
Drodzy bracia, za chwilę złożycie pierwsze śluby Zakonne. W oczach świata te śluby mogą wydawać się marnotrawstwem. W oczach świata. Te śluby mogą być przede wszystkim wyrzeczeniem. I tak – nie można tego ukryć – one są wyrzeczeniem, ale są czymś daleko więcej niż tylko wyrzeczeniem. Przez ślub ubóstwa rezygnujecie z osobistego posiadania, ale otwieracie się na przyjęcie innego motywu poczucia własnej wartości niż ten, który jest oparty o saldo waszego konta. Otwieracie się na wzięcie odpowiedzialności za wspólnotę, łącznie z jej aspektem materialnym. Przez skromność życia staracie się uwiarygodnić waszą kaznodziejską misję. Przez ślub czystości, wyrzekacie się miłości wyłącznej, wyrzekacie się małżeństwa, posiadania dzieci, ale jednocześnie otwieracie wasze serce, by kochało ono szerzej, tak jak kochał św. Dominik, który miłował wszystkich i przez wszystkich był kochany, o czym daje świadectwo Błogosławiony Jordan. Przez posłuszeństwo rezygnujecie z postępowania tylko według waszej woli, podporządkowując się woli drugiego. Ale przez ten ślub otwieracie się na całkowite posłuszeństwo Duchowi Świętemu, który dziś mówi do Kościoła. Już pierwszym aktem tego posłuszeństwa Duchowi Świętemu była wasza decyzja wstąpienia do Zakonu. A zatem żaden z trzech ślubów Zakonnych nie prowadzi was do oschłości serca, ale wprowadza was w nowy sposób kochania dzięki łasce Chrystusa, którą otrzymujecie.
Zewnętrzne przejawy Bożej łaski mogą wydawać się bardzo niepozorne. Dziś w pierwszym czytaniu Eliasz otrzymał tylko podpłomyki i tylko dzban z wodą. Natomiast owoce łaski mogą zaskakiwać Bożą hojnością. To dzięki tej skromnej strawie Eliasz miał siłę iść 40 dni i 40 nocy aż do Bożej góry Horeb. Przyjmując łaskę ślubów Zakonnych, na zewnątrz wasze życie nie ulegnie od razu spektakularnej zmianie, ale żyjąc nimi szczerze – tymi ślubami – będą one zwiększać temperaturę waszego serca. Nie będziecie mieli już serc wysuszonych, ale serca gorące, żyjące nową formą miłości – tej miłości, która jest możliwa, bo przyjmujecie Chrystusa, który was ukochał bez granic i który bez granic się wam oddał.
Cenisz naszą pracę?