Mimo 628 dni wojennego dramatu wciąż nie dostrzegam jednak postawy rezygnacji, gotowości na opuszczenie rąk i złożenie broni – pisze o. Jarosław

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
kiedy na początku sierpnia pisałem mój poprzedni List z Ukrainy, mało kto spodziewał się, że niebawem świat z zaskoczeniem i bólem śledzić będzie wydarzenia innej wojny. Tym razem rozgrywającej się na terenie Państwa Izrael i w Strefie Gazy. Media informują o tysiącach zabitych i rannych cywili, w tym kobiet i dzieci, o dramacie uprowadzonych zakładników. Horror zbrojnego konfliktu znowu powtarza się na naszych oczach w tak krótkim czasie. Toczona przez kolejne miesiące wojna w Ukrainie dla wielu ludzi na świecie przestała być już interesującym tematem, a doniesienia znad Dniepru coraz rzadziej trafiają na czołówki polskich i światowych mediów. Także w samej Ukrainie zauważyć można pewne zmęczenie, a czasem irytację i złość. Mimo 628 dni wojennego dramatu wciąż nie dostrzegam jednak postawy rezygnacji, gotowości na opuszczenie rąk i złożenie broni. Może dlatego, że wszyscy tutaj zdajemy sobie sprawę, że stawka w tej wojnie jest bardzo wysoka i w dużej mierze od jej rozstrzygnięcia zależy przyszłość ukraińskiego narodu.

Kolejny rok akademicki w dominikańskim Instytucie św. Tomasza z Akwinu rozpoczął się świetnym wykładem inauguracyjnym poświęconym ideologii ‘rosyjskiego świata’. Do podjęcia tematu ‘ruskiego miru’, jako przedmiotu scholastycznej analizy, o. Petro, dyrektor Instytutu, zaprosił znanego ukraińskiego prawosławnego teologa archimandrytę prof. Cyrila Hovoruna, wykładowcę kilku zachodnich uniwersytetów. Nasz gość fachowo tłumaczył ideologiczno-religijne podstawy rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, przedstawiając także konkretne przykłady uwikłania w nią rosyjskiego prawosławia.

Ojciec Misza i wolontariusze Domu św. Marcina de Porres z Fastowa regularnie organizują kolejne misje humanitarne do Chersonia i na Charkowszczyznę. Niedawno wyruszyli z transportem żywności, artykułów higienicznych i ciepłych ubrań w nowe miejsce. Jadąc do Konstantynówki na Donbasie mija się po drodze wiele zniszczonych budynków i uszkodzonego sprzętu wojskowego. W jednej ze wsi, na granicy obwodów donieckiego i charkowskiego, znajduje się niewielka cerkiew prawosławna. Budynek został na zewnątrz uszkodzony odłamkami, ale wnętrze, wspaniale rozmalowanie ikonami, pozostało niemal nienaruszone. „Kiedy wchodzisz do środka, widzisz Niebo!” – opowiada o. Misza. I dodaje: „Ta cerkiew-kaplica przypomina każdego z nas. W czasie tej wojny możemy być poranieni na zewnątrz, ale w sercu będziemy mieli Boga, wewnątrz należymy do Niego”.

11 listopada, to rocznica odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości i narodowe święto. Tego dnia jest jeszcze jedna ważna okazja do świętowania. Dokładnie rok temu, 11 listopada 2022 roku, mieszkańcy Chersonia wyszli z ukraińskimi flagami na ulice miasta wyzwolonego spod trwającej ponad osiem miesięcy rosyjskiej okupacji. Doskonale pamiętam radość sprzed roku i wzruszenie, kiedy w pogrążonym w ciemnościach mieście tydzień później cieszyliśmy się razem z jego mieszkańcami. Z wdzięcznością modlę się za tych, którzy za naszą wolność płacą najwyższą cenę.

Tych, co zginęli podczas wojny jest coraz więcej. Kilka dni temu, korzystając z łaski odpustu, który można uzyskać i ofiarować za dusze zmarłych, odwiedzając cmentarz w pierwszych dniach listopada, poszedłem na znajdującą się nieopodal klasztoru nekropolię. Na cmentarzu Łukianowskim, jednym z najstarszych w Kijowie, powstała aleja, gdzie pochowani są współcześni bohaterowie. Kiedy tam zaszedłem odbywał się właśnie pogrzeb dwóch żołnierzy. Widziałem tak wiele bólu wypisanego na twarzach ludzi, którzy przyszli ich pożegnać. Nieco dalej starsza kobieta porządkowała kwiaty. Delikatnie zapytałem, czy to jest grób jej syna. „Zginął pod Bachmutem” – odpowiada i natychmiast prowadzi mnie do sąsiednich mogił, wymieniając imiona pochowanych tam żołnierzy. „To jego towarzysze. Zginęli razem, kiedy pocisk wpadł do okopu”.  Mówi to w taki sposób, jakby cała trójka, to byli teraz jej synowie. Znalazłem kilka grobów żołnierzy walczących w Międzynarodowym Legionie. Na mogile 27-letniego Christophera Campbella, weterana z Iraku i Kuwejtu, powiewają razem ukraińska i amerykańska flaga. „Ostatnią wolą Chrisa było być pochowanym w Ukrainie, w kraju, który kochał i za który oddał życie. Tu znalazł także swoją miłość” – napisał ukraiński reżyser Oles Sanin, ojciec Ivanny, narzeczonej Amerykanina. Podobno Christopher uczył się języka ukraińskiego, aby móc poprosić rodziców ukochanej o jej rękę w ich ojczystym języku.

Zastępując w jeden z październikowych weekendów braci we Lwowie, wybrałem się na wieczorny spacer. W końcu to miasto słynie nie tylko z kawy i czekolady, ale także dobrego piwa. W pewnym momencie przystanąłem nieco zdezorientowany słysząc przebijające się przez gwar Lwowa dźwięki znanego utworu Leonarda Cohena „Hallelujah”. Wychodząc po chwili ze sklepu,  przyłączyłem się do ulicznych muzykantów, by odśpiewać z nimi duchowy hymn Ukrainy „Boże welykyj jedynyj”. Podszedłem podziękować i uścisnąć dłoń 9-letniego Jurija. W towarzystwie i przy muzycznym akompaniamencie swojego taty Nazara od ponad roku śpiewa na ulicach Gródka, skąd pochodzi, Lwowa i regionu, zbierając pieniądze dla ukraińskiej armii. Udało mu się w ten sposób przekazać na ten cel blisko 3,5 mln. hrywien, czyli ponad 90 000 USD. Za swoją wolonterską działalność chłopiec otrzymał podziękowanie od naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Załużnego.

Otrzymaliśmy relikwie św. Katarzyny ze Sieny. Przekazał je parafii w Fastowie postulator generalny Zakonu o. Massimo Mancini. Nasza święta siostra jest jedną z patronek Europy. O jej wstawiennictwo proszą także świeccy dominikanie. Bardzo się cieszę, że po długiej przerwie, spowodowanej pandemią COVID, a następnie wybuchem wojny, w październiku nasi tercjarze zorganizowali rekolekcje Rodziny Dominikańskiej na Zakarpaciu. Towarzyszyli im bp. Mikołaj z Mukaczewa oraz ojcowie Wojciech i Ireneusz. Wiem, że dla wielu sióstr i braci było to długo oczekiwane i  duchowo inspirujące wydarzenie.

Od 25 lat obchodzony jest Dzień Języka Ukraińskiego. 27 października, zgodnie z tradycją, o godz. 11:00 rozpoczęło się ogólnonarodowe dyktando, do którego każdy mógł się przyłączyć korzystając z radia lub mediów społecznościowych. Przechodząc „na skróty” do stacji metra przez pobliską restaurację McDonald’s minąłem stolik, gdzie siedziały mama z córką z otwartymi notatnikami i słuchawkami w uszach.

Te dwie sytuacje są potwierdzeniem tego, że miłości do własnego kraju i szacunku do ojczystego języka zaczynamy uczyć się od naszych najbliższych, w domach i rodzinach. Facebookowa znajoma, ukraińska śpiewaczka i autorka książek dla dzieci, wyraziła to jeszcze dobitniej: „Kwestia języka zaczyna się od mamy”.

Jadąc ze Lwowa dostrzegłem idącego poboczem mężczyznę ubranego w białą tunikę. Niósł krzyż. To Jimmy, 33-letni Amerykanin ze stanu Virginia, który szedł pieszo do Kijowa. Po chwili namysłu zawracam. Rozmawiamy na stacji benzynowej ponad pół godziny. „Nie jestem Jezusem. Nie jestem doskonały. Idę z Warszawy na wschód i spotykam ludzi. Dzielę się przyjaźnią, miłością i nadzieją” – mówi o sobie popijając kawę podarowaną mu przez grupę kobiet. Zatrzymały się, tak jak ja, na widok Jezusa, by zrobić selfie i zamienić kilka serdecznych słów. „Nie tylko w Ukrainie i w Polsce, ale na całym świecie ludzie potrzebują więcej miłości a mniej ocen i osądów. Przyjmuję każdego, kto przychodzi do mnie, choć nie jest to łatwe, zwłaszcza kiedy jestem bardzo zmęczony i obolały”.

W sobotę, kilkanaście dni po naszym pierwszym spotkaniu w okolicach Żytomierza i po siedemdziesięciu dniach wędrówki, Jimmy dotarł wreszcie do Kijowa. Trafił na wyjątkowo kiepską pogodę. Sam przyznał, że to był jeden z najgorszych dni całej jego wędrówki. Nie tylko dlatego, że od rana do wieczora lał deszcz. Zmartwiło go, że wyjątkowo mało ludzi w stolicy Ukrainy zwracało uwagę na człowieka wyglądającego jak Jezus. Zaprosiłem Jimmy’ego, by zatrzymał się na kilka dni w naszym klasztorze. Przy niedzielnym obiedzie z braćmi rozmawialiśmy o tym co robi. „Większość osób, które spotykałem chciała mi coś dać – jedzenie, picie, pieniądze. Niektórzy nawet próbowali mnie przymusić, by zjadł z nimi posiłek. Ale zaledwie kilka osób było gotowych mi towarzyszyć, przejść ze mną kawałek drogi”. Zastanowiły mnie te słowa. Rzeczywiście, łatwiej  przychodzi nam dawać coś Bogu, w przekonaniu, że będzie to Jemu miłe albo potrzebne. Zdecydowanie trudniej jest iść za Jezusem. Myślę o refleksji Jimmy’ego wracając do słów prawdziwego Jezusa wypowiedzianych do bogatego młodzieńca: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim (…)  Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mk 10, 21). Kiedy rozdam to, czym w moim przekonaniu mogę się targować z Bogiem, wtedy stanę się naprawdę ubogi i wolny, by iść za Nim.

Z wdzięcznością za Waszą pamięć i wszelkie wsparcie okazywane Ukrainie oraz z nieustającą prośbą o modlitwę
Jarosław Krawiec OP


Dane banku do przelewów:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O.Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.
Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003
Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
Z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy

Zbiórka na organizację pobytu dzieci w naszym ośrodku w Fastowie:
Sekretariat Misyjny OO Dominikanów
ul. Freta 10, 00-227 Warszawa
PL 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728 (PLN)
PL 03 1090 2851 0000 0001 0591 8140 (EUR)
PL 98 1090 2851 0000 0001 5122 2996 (CHF)
BIC/SWIFT: WBKPPLPP
z dopiskiem: Pomoc mieszkańcom Ukrainy