W październiku nasz dominikański miesięcznik „W drodze” świętuje swoje 50. urodziny

Kiedy ukazał się pierwszy numer miesięcznika „W drodze”? Kiedy wydaliśmy pierwszą książkę Wydawnictwa W drodze? Dlaczego redakcja jest w Poznaniu? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w wywiadzie ze śp. Marcinem Babrajem OP – pomysłodawcą, pierwszym redaktorem naczelnym miesięcznika – w którym wieloletni redaktor miesięcznika Jan Grzegorczyk wypytał o historię W drodze.

– Miałem doświadczenie redakcyjne, gdyż jeszcze przed wstąpieniem do zakonu pracowałem w „Przewodniku Katolickim”. Pod wpływem tych inspiracji ówczesny prowincjał, ojciec Krzysztof Kasznica, podjął starania u władz o pozwolenie na wydawanie czasopisma, co po pewnym czasie spotkało się z negatywną odpowiedzią. Po święceniach kapłańskich na prośbę redakcji prowincjał skierował mnie w 1969 roku do Poznania, gdzie wznowiłem pracę w „Przewodniku”.

(…)

– Kiedy ponownie spróbowaliście zdobyć pozwolenie na pismo?

– Starania wznowiliśmy w 1971 roku na fali zmian Gierkowych w porozumieniu z ówczesnym prowincjałem ojcem Rajmundem Koperskim. Wszystkim zajął się ojciec Konrad Hejmo. Nie wnikałem w jego działania i darzyłem go pełnym zaufaniem. Wobec władz państwowych nasze starania wspieraliśmy argumentem, że na tak zwanych ziemiach zachodnich i północnych nie ma pisma o pewnym ciężarze gatunkowym, jak „Znak” czy „Więź”.

Mimo dobrych chęci prowincjała okazało się, że Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk nie ma naszego podania o zgodę na wydawanie pisma, a czas naglił. Wówczas sami na początku roku 1973 napisaliśmy podanie, nadając mu urzędową wagę łacińską pieczęcią poznańskiego klasztoru. Podpisali je: ówczesny przeor Aleksander Hauke–Ligowski, Konrad Hejmo i ja. I, o dziwo, poskutkowało. 12 marca 1973 roku do poznańskiego klasztoru przyszło pozwolenie. Z pewnych względów pomijam towarzyszące temu przykre okoliczności, nie mają jednak nic wspólnego z komunistycznymi decydentami. Jednym słowem: habent sua fata libelli. Pozwolenie było, ale bez przydziału papieru. Jednak dzięki przyjaciołom niemal fortelem udało się uzyskać ministerialny przydział państwowego papieru V klasy. Ten gatunek papieru otrzymywaliśmy bardzo długo. „Brak papieru” to był podstawowy argument władz na wszelkie podania o podwyższenie nakładu czy wydanie choćby jednej książki. Dopiero po upadku PRL–u okazało się, że papieru jest dużo, i to różnej jakości (w co nigdy nie wątpiliśmy). Pamiątką po ustroju powszechnej szczęśliwości są m.in. pożółkłe zeszyty „W drodze” i ingerencje cenzury dmuchającej na zimne.

(…)

– W stanie wojennym „W drodze” zostało odwieszone prawie na samym końcu. Uratowało nas wtedy wydawanie książek, które zdołaliśmy zarejestrować w 1980 roku, w czasie Solidarności. Od kilku lat składaliśmy podania o możliwość wydania dwóch książek, zawsze odmawiano z powodu braku papieru. I dopiero w 1981 roku życzliwa nam w Ministerstwie Kultury i Sztuki pani Barbara Zaleska powiedziała, żebyśmy złożyli podanie o założenie wydawnictwa książkowego. Sprawa miesięcznika ciągnęła się latami, natomiast na wydawnictwo dano nam pozwolenie w ciągu miesiąca i dzięki temu mogliśmy pracować, gdy zawieszono miesięcznik. Poświęcił się temu ojciec Antoni Staszewski, który zajął się głównie edycją książek.

(…)

– Ojcze, a kto wymyślił tytuł?

– Chodziły mi po głowie różne pomysły. Długo myślałem o tytule związanym z prawdą, ale był on niewygodny ze względu na skojarzenia z moskiewską „Prawdą”. Łacińska wersja wersja „Veritas” kojarzyła się z PAX–em i jego wytwórnią świec i past do butów. Pewnego dnia wpadła mi w ręce powieść Jorisa Karla Huysmansa „W drodze”. Pomyślałem od razu, że to dobry biblijny tytuł oddający prawdę o kondycji człowieka, homo viator, będącego w drodze do domu Ojca. I na drugi czy trzeci dzień dostałem list od Jacka Salija z propozycją takiego samego tytułu. Tak więc opatrznościowo wpadliśmy na tę samą nazwę dla pisma.

Kiedy tytuł został zaakceptowany, Brandstaetter powiedział mi: „Ojcze, ja już nic nie chciałem mówić, ale w czasie wojny było w Jerozolimie wydawnictwo żydowskie, które się właśnie tak nazywało”.

Cała rozmowa o Wydawnictwie Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze pt. Żeby nas nie zatłukły kanarki jest dostępna na wdrodze.pl.