Błogosławiony, którzy przybywa w imię Pańskie, Pan jest Bogiem i daje nam światło.
Nagrania kazań na dziś:
W ręce Twoje powierzam ducha mego: Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Kamień obrazy
Dominik Jarczewski OP
Dz 6, 8-10; 7, 54-60 • Ps 31 • Mt 10, 17-22
A może to było jedno wielkie nieporozumienie? Przecież Szczepan nie miał nikogo nauczać. Powierzono mu zupełnie inną misję w Kościele. Apostołowie ustanowili siedmiu, aby obsługiwali stoły – rozdzielali jałmużnę wdowom i opiekowali się ubogimi we wspólnocie. Dzięki temu dwunastu mogło bez reszty poświęcić się głoszeniu dobrej nowiny. Szczepan miał się zająć wszystkim, tylko nie kaznodziejstwem, zdejmując z apostołów każdy obowiązek, który by ich odciągał od nauczania. Dziś ktoś mógłby westchnąć: Nie miał odpowiedniego przygotowania, pchał się do czegoś, o co go nie proszono, no i zabrakło mu zręczności wypowiedzi. Popełnił kilka błędów nowicjusza i spotkało go to, co go spotkało.
Historia Szczepana jest nie tylko kamieniem obrazy dla kościelnej planistyki. Bóg przyjmuje ofiarę życia świętego i pokazuje, że Jego ścieżki niekoniecznie pokrywają się z naszymi kalkulacjami. Jest jednak coś o wiele istotniejszego w tej historii. Czy to przypadek, że pierwszym męczennikiem nie jest „zawodowy” kaznodzieja, ale człowiek odpowiedzialny za dzieła miłosierdzia, i to te najbardziej ziemskie: względem ciała? To pokazuje, że nie ma w naszych wspólnotach funkcji mniej i bardziej znaczących. Szukanie w Kościele równości i demokracji nie polega zatem na „uduchowieniu” wszystkich powołań, ale na docenieniu każdego w jego niepowtarzalności. Pierwszy męczennik oddawał się dziełom miłosierdzia. Stał na straży miłości we wspólnocie. Nic dziwnego, że wysunął się na prowadzenie wśród męczenników – istotą męczeństwa nie jest bowiem ani cierpienie, ani poglądy, ze względu na które jest się prześladowanym, ale miłość, która rzuca wyzwanie śmierci.
Wyrzucili go poza miasto i kamienowali
Chwila prawdy
Jarosław Głodek OP
Dz 6, 8-10; 7, 54-60 • Ps 31 • Mt 10, 17-22
W obliczu śmierci czy prześladowania nie ma czasu na błahe sprawy. Na układanie zdań i argumentów. Na przekonywanie. Jest czas na powiedzenie tego, co najważniejsze. Bo może już nigdy nie będzie okazji, żeby to powiedzieć. Kocham, przepraszam, wierzę. We wspomnienie męczeńskiej śmierci świętego Szczepana otrzymujemy od Boga obietnicę, że w chwili sądu będzie z nami, że doda nam odwagi, że pomoże wypowiedzieć to, co najważniejsze. Nie musimy się martwić o dobór słów, ale o prawdę życia. I o tę prawdę wypowiedzianą w trudnych chwilach modlimy się dzisiaj. Żeby Duch Święty był z nami i dopomógł wypowiedzieć ważne słowa wtedy, gdy zaistnieje taka potrzeba.
W naszych wewnętrznych dyskusjach, z prawdziwym czy wyimaginowanym przeciwnikiem, toczymy niekończące się dysputy i rozważania: a jeśli ja mu powiem tak, to on mi odpowie, albo i tak nie zrozumie, a czemu miałby mnie zrozumieć, przecież mnie skrzywdził… i tak w nieskończoność. Tymczasem Duch Święty działa nie tylko w moim sercu, ale i w sercu mojego adwersarza. W nim także dzieje się jakaś historia. Losy świętego Szczepana i jego męczeńskiej śmierci zostały związane na zawsze z losami świętego Pawła, pod którego nogami kamienujący złożyli swoje szaty. Paweł był wtedy za młody, by wykonywać wyrok kamienowania, dlatego stał i patrzył, pilnując rzeczy prześladowców. Słyszał słowa Szczepana, które w jego uszach brzmiały jak bluźnierstwo. A jednak to, co usłyszał, i zbrodnia, której się przyglądał, coś w nim zmieniły. Po latach Szaweł – prześladowca chrześcijan, zmienił się w Pawła, przyjaciela Jezusa. Myślę, że ta historia przypomina nam, że nie musimy nieustannie panować nad słowem i nad drugim człowiekiem. Troszczyć się ciągle o skuteczność przekonywania i o to, by moja racja okazała się zwycięska. Te najważniejsze słowa i ich skutki nie są naszą własnością. Słowem jest Jezus Chrystus, który sam się troszczy o to, by nie wracało ono bezowocne. Naszą sprawą jest żyć. Żyć w prawdzie, a w chwili ostatecznej mieć odwagę tę prawdę wypowiedzieć. Kiedy już nic nie będziemy mieli do zyskania z doraźnych zwycięstw.
Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia,
lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony
Narodziny i śmierć
Jakub Bluj OP
Dz 6, 8-10; 7, 54-60 • Ps 31 • Mt 10, 17-22
Co roku się dziwię, dlaczego Kościół dzień po Narodzeniu Chrystusa świętuje męczeństwo Szczepana. Przecież to zupełnie nie pasuje do charakteru tych świąt. Ich atmosfera zostaje od razu zniszczona: zamiast dłużej cieszyć się przyjściem Jezusa na świat, słuchamy słów o podziałach i „śmierć podziwiamy” (Herbert).
Jednak śmierć Szczepana nie jest przeciwstawiona narodzinom Zbawiciela. Święty Łukasz, autor Dziejów Apostolskich, celowo pisze w taki sposób, żeby w męczeństwie Szczepana pokazać kontynuację, prawie że doskonałe powtórzenie śmierci Jezusa, począwszy od oskarżenia o bluźnierstwo (Mt 26, 65; Dz 6, 11), przez przebaczenie prześladowcom (Łk 23, 34; Dz 7, 60), aż po powierzenie swojego ducha Bogu (Łk 23, 46; Dz 7, 59). Tak jakby męczeństwo Szczepana miało być wypełnieniem słów Jezusa: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela (…). Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak nauczyciel” (Mt 10, 24n).
Można by jednak powiedzieć: nikt nie przeczy temu, że śmierć Szczepana była naśladowaniem śmierci Chrystusa, dlaczego jednak świętujemy ją dziś? Odpowiedź podpowiada nam czytanie z Ewangelii. To fragment tzw. mowy misyjnej, czyli posłania apostołów do głoszenia królestwa niebieskiego (Mt 10, 5–16). Są to słowa skierowane do nas wszystkich, gdyż każdy z nas jest apostołem, czyli posłanym: aby świadczyć, aby być chodzącym dowodem, gotowym do obrony nadziei, która jest w nas (1 P 3, 15). Świadectwo (męczeństwo) nie jest bowiem dla nas, tylko „dla nich”, dla tych, którzy są „na zewnątrz”.
Warto też zwrócić uwagę na słowa: „Kto wytrwa do końca…”. Nie chodzi tu wyłącznie o czas. Greckie słowo telos oznacza także cel. Rzecz więc nie w tym, aby zacisnąć zęby i wytrzymać prześladowanie, ale żeby podprowadzić w kierunku wiary tych, dla których jesteśmy (mamy być?) świadkami. I dlatego, jak mówi ewangelista, nie trzeba sobie przygotowywać wcześniej żadnej mowy, bo grozi to powtarzaniem zawsze tego samego – bez względu na okoliczności.
A może nauka dla nas, zawarta w dzisiejszych czytaniach, jest zupełnie innego rodzaju. Może to nie na Szczepana mamy patrzeć, tylko na jego prześladowców. Ich reakcja na słowa męczennika jest znamienna: zatkane uszy, krzyk, chwytanie za kamienie. Nietrudno kogoś zabić: oskarżyć, uznać, że ma złe zamiary, zakrzyczeć zamiast słuchać. A co jeśli ten, kto mówi, mówi na świadectwo dla mnie?