Pustka budzi niepokój. Wypełnianie pustki będzie musiało wyrosnąć z głębi człowieka, gdyż od czasu, gdy Bóg stał się człowiekiem, na nim wszystko spoczywa. 

W czasach Starego Przymierza duchowe „niepójście” za Bogiem prowadzącym osobiście naród wybrany przez pustynię – pomimo pójścia w sensie materialnym – miało widzialne skutki zewnętrzne: nonsens wyjścia z Egiptu, śmierć na pustyni, niedojście do celu, do Ziemi Obiecanej.

W Nowym Przymierzu ludzkość ma iść pozornie sama. Chrystus-Droga jest dla niej bliski bliskością wcielenia. Ludzkość widzimy w świetle objawienia Nowego Przymierza jako dojrzałą wewnętrznie, zapaloną nowością ducha i serca. Winna ona dobrowolnie wyjść z Nowym Przymierzem na ogrom pustyni świata. Postawa otwarcia i wyjścia – rozwija się jak gdyby sama z siebie jakimś immanentnym działaniem. Warto podkreślić samowychowawcze możliwości tych postaw, mających poprowadzić człowieka do szukania Życia, Drogi i Prawdy osobiście, wewnętrznie, z pełną decyzją pójścia za Nim. Pobudka, źródło decyzji, będzie płynęło z postawy, lub raczej postawa będzie skłaniać do podjęcia decyzji. Moment decyzji byłby stosunkowo rzadko wyłącznie suchym rozumowaniem, naciskiem jakiejś logicznej oczywistości. Boskie kształtowanie postawy dzisiejszego świata będzie dokonywać się raczej w dziedzinie ludzkiej woli, egzystencjalnie – pobudzeniem bliżej nieokreślonym, nie będzie wynikiem jakichś świadomych, z góry zakładanych struktur myślowych. Można je sobie uświadomić, tylko przyjmując postawę ciągłego otwarcia duchowego, jakiegoś nasłuchu dalekiego, a czasem bliskiego głosu czy pogłosu świata. Nasłuchu gotowego do uchwycenia, ogromnej gotowości odebrania wszelkich sygnałów.

Można zaryzykować twierdzenie, że każda prawdziwie otwarta postawa nasłuchu daje dziś większe niż kiedykolwiek możliwości odbioru ze względu na rosnącą świadomość nieskończonych możliwości przekraczania tego, co znane i doświadczalne. Biblijne „Słuchaj, Izraelu” rozlega się dziś na otwartych przestrzeniach innych niż pustynia Księgi Wyjścia. Echo wołania rozchodzi się w skali ogromu Wielkości i Miłości. Odbiór głosu Boga jest nieraz przyrównywany w Biblii do głosu wielu wód, grzmotu i innych zjawisk przyrody. Przyroda dla ogółu była „mówiąca” o Bogu. Święty Paweł uważa mowę tę za bardzo czytelną i słyszalną (por. Rz 1,20). Teofanie Starego Przymierza wraz z rozwojem ludzkości przyjęły inny sposób wyrażania się – są opisywane językiem rozwiniętym, rozbudowanym, uczącym człowieka czytać coraz to trudniejsze dzieła Boga. Zasięg teofanii rośnie, rośnie i głębokość otwierających się tajemnic. Pawłowa Pełnia – Pleroma – z Listu do Efezjan jest pełnią Kogoś, emanuje z niej czyjś urok.

Znany nam dziś ogrom świata wydaje się większości ludzi pusty. Jednak tak wierzący, jak i niewierzący ulegają tajemniczemu w dużym stopniu, choć pozornie bezosobowemu, urokowi jego nieskończoności. Wskazuje na to powodzenie całej literatury science fiction. Przyjmując wiarę w troistą osobowość Stwórcy, szukamy uroku osobistego w Jego dziełach. Przyczynę pierwszą można poznać za pomocą rozumowania – osobowość twórczą poprzez urok dzieła. Postawa szukania otwiera na świat lub raczej może i powinna otworzyć człowieka na nieznany, ale wyczuwalny urok Boga.

Pustka budzi niepokój. Wypełnianie pustki będzie musiało wyrosnąć z głębi człowieka, gdyż od czasu, gdy Bóg stał się człowiekiem, na nim wszystko spoczywa. Między pustką świata i człowieka istnieje wzajemna zależność: czy człowiek będzie napełniać siebie i sobą świat, który jest mu poddany, czy też będzie siebie i świat pustoszyć. 

Między pustką i niepokojem z jednej strony a pełnią i spokojem z drugiej istnieje jakaś pierwotna, głęboka zależność. Rodzaj niepokoju będzie zależał od tego, co jest puste i jak jest puste. Może być spokój pustki – tam, gdzie nie ma już życia, gdzie taki oddech życia musiałby być przywołany z oddali (por. Ez 37,1–14). Może być również spokój zasianego pola, spokój utajonego życia. Na zewnątrz pustka zapełniona jest jednak świadomością kiełkującego życia. Pustka taka nie budzi niepokoju. Pewność istnienia życia, nawet niewidzialnego dla oka, rozprasza niepokój. Jeden z filmów Michelangelo Antonioniego, Czerwona pustynia, przekazuje w sposób plastyczny pustkę człowieka oderwanego od współżycia z przyrodą i jego śmiertelny niepokój. Wypełnianie pustki sentymentalizmem w stosunku do zwierząt – w braku szerszego, codziennego kontaktu z życiem u ludzi bardzo bogatych – widzimy znowuż w innym dziele filmowym, Pieski świat w postaci napisów na psich nagrobkach. Człowiek, aby czuć się żywy, powinien się czuć zanurzony w życie, otoczony istotami żyjącymi. Człowiek czuje się żywy w żywiole życia. Poza nielicznymi przykładami autentycznych powołań pustelniczych – powołań do samotnego kontaktu z Pełnią życia Bożego – sam żywioł życia roślinnego czy też kontakt z najbardziej oswojonym i lubianym zwierzęciem nie wystarczy. Człowiekowi potrzebna jest pomoc podobna jemu. Pismo Święte mówi nam, że człowiekowi brak jest kogoś, kto by go przyciągał podobieństwem: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18). Znowu podobieństwo to wydaje się pozornie wzrastać przez zrównanie płci, wyrównanie poziomu wykształcenia itd. A jednak wiemy, że często człowiek dzisiejszy czuje się osamotniony na „czerwonej pustyni” techniki, pieniądza, postępu. Wybrzydzanie na postęp techniczny jest dość oklepaną częścią wyposażenia niektórych pisarzy Zachodu; postęp, nad którym człowiek już nie panuje, który mu się wymyka, postęp, który nie jest człowiekowi poddany.

Ale wróćmy do źródła, do przyczyny tak częstego osamotnienia człowieka współczesnego. Może zewnętrzne zrównanie ras, narodów, płci nie wystarcza. Może podobieństwo musi ma być jakieś inne – ale jakie? Na czym by ta „inność” podobieństwa miała polegać? Dlaczego tak często dla ludzi trochę głębiej patrzących i myślących całe to „kumplostwo” ogólnoświatowe, globalne, często hałaśliwie humanistyczne i płytkie nie wystarcza? Mędrcy z Na Wschód od Edenu szukali jednego słowa, klucza dla rozwiązania zagadki dobra i zła. Może by pójść śladami Johna Steinbecka, szukając słowa klucza – dla zrozumienia niewystarczalności podobieństwa tylko biologicznego, fizycznego. Może życiodajnego źródła podobieństwa należałoby szukać w jakimś najpierwotniejszym źródle – ponadczasowym punkcie odniesienia wszelkich ludzkich podobieństw? Może podobieństwo to nie struktura, ale żywiołowe odniesienie do Kogoś?

Nawet przelotna świadomość takiego podobieństwa – intuicyjne uchwycenie tych nieograniczonych możliwości – mogłoby dać całkowity spokój pełni. Spokój zakorzeniony w odnalezieniu istnienia, które byłoby żywiołem nieogarniętym i pierwotnym, a zarazem osobą z całą możliwością wykorzystania i pogłębienia osobistego, intymnego, upodobniającego odniesienia. Tego rodzaju intymność z osobową pełnią daje nam objawienie – siła pociągająca człowieka w tę osobistą intymność. Może to być nieskończenie żywe podobieństwo, którego źródła człowiek, nie wiedząc o tym, ciągle pragnie i szuka. Nieobecność tego pierwotnego wzoru, w którym człowiek mógłby odnaleźć siebie, swoje najgłębsze istnienie, jest pierwotnym brakiem, rozdarciem. Dwoistością niepokoju i pustki – świadomej czy też nie.

Posoborowa odnowa Kościoła ma umożliwić człowiekowi odnalezienie źródła, dostrzeżenie blasku podobieństwa do Ojca na obliczu Chrystusa i Kościoła. Reformy instytucjonalne na pewno nie wystarczą – potrzebne będzie szukające spojrzenie człowieka patrzącego w głąb Kościoła. Człowieka szukającego swego prawdziwego oblicza, a ma nim być dostrzeżone i odkryte podobieństwo Kościoła do Chrystusa.

Poczucie niewyrażalności. Wykończone i zamknięte struktury myśli ludzkiej były do niedawna – zdaniem ogółu – cechą właściwą nauki jako takiej. Uczony wiedział, tzn. miał na przykład uporządkowany system wiedzy o jasnych strukturach. Ten uporządkowany świat, stopniowo poznawany, rozjaśniany postępem myśli ludzkiej, miał się rozwijać w jakieś stałe, coraz jaśniejsze pole widzenia, które stopniowo objęłoby całą rzeczywistość. Ciemności przesądów i zabobonów cofnęłyby się w popłochu przed zwycięskim naporem wieku oświecenia. Coraz więcej znajdowano brakujących wyrazów do rozwiązania krzyżówek świata. Zdawałoby się, że znalezienie reszty jest kwestią czasu i wysiłku ludzkiego. Im więcej odkryje się brakujących części i słów, tym jaśniejsze będzie widzenie świata, prawdziwsza, stopniowo rosnąca w rozmiarach i strukturalnej jasności synteza człowieka i świata. Wszystko da się z czasem wyjaśnić, zrozumieć. Może ogół nie będzie miał do tego odpowiedniego przygotowania fachowego, ale zrozumieją przynajmniej uczeni. Dla nich, specjalistów od różnych niesłychanie trudnych i zawiłych struktur, rosnąć będzie światło wszechwiedzy. Przez nich będzie przechodzić stała kierunkowa postępu.

Tekst z książki „Mistyka codzienności” wydanej przez Wydawnictwo W drodze.