Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym.
Nagrania kazań na niedzielę:
Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia,
a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy na wieki i na zawsze
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Przecieranie oczu
Adam Szustak OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 24-32
Tak. Żyjemy w czasach ostatecznych, które rozciągają się w historii świata od wniebowstąpienia Jezusa aż do Jego powtórnego przyjścia. O nich opowiada także dzisiejsza Ewangelia, w której Chrystus opisuje swoim uczniom zjawiska zapowiadające Jego powrót. Słońce się zaćmi, księżyc straci swój blask, a gwiazdy zaczną spadać. Za tymi przyrodniczymi obrazami oprócz ich dosłownego znaczenia może się kryć coś więcej. Słowa Jezusa są również obrazem wydarzeń mających miejsce w świecie ludzi. Gwiazdy i słońce to bowiem nic innego jak współczesne autorytety, które na naszych oczach zaczynają się chwiać i spadać. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy się przyjrzeć aktualnej pozycji Kościoła w Polsce i na świecie. Do tej pory dość silny, wyznaczający granice i wartości, dziś traci na autentyczności przez wszelkiego rodzaju afery i skandale. Spada zaufanie do duchowieństwa, ludzie przestają się modlić i uczestniczyć w niedzielnych mszach, co z pewnością jest w dużym stopniu związane z tym, że Kościół stracił swą jasność i blask w oczach świata.
Czy jednak ta dość pesymistyczna perspektywa jest tym, z czym Pan Bóg chce nas dziś zostawić? Z pewnością nie. Jezus tuż po opisie zjawisk na niebie mówi do swoich uczniów: Wówczas ujrzą Syna Człowieczego – to zdanie zmienia absolutnie wszystko. Chrystus pokazuje bowiem, że czas spadania gwiazd, idoli, autorytetów to także czas, w którym można zobaczyć Syna Człowieczego. Zaćmienia współczesnych słońc i księżyców powodują w nas to, że przestajemy się opierać na innych ludziach, na naszych autorytetach, bo ich już nie ma. Jedyną ostoją i oparciem staje się Bóg. Kiedy więc przestaniemy pokładać nadzieję w różnych słońcach, księżycach i gwiazdach i zaczniemy prawdziwie ufać Bogu, będziemy widzieć wyraźniej, będziemy Go oglądać.
Niech zatem to słowo z dzisiejszej Ewangelii będzie dla nas inspiracją, by na dziejące się wokół nas znaki czasów ostatecznych spojrzeć nie przez pryzmat strachu czy zgorszenia, ale by zobaczyć w nich szansę na jeszcze głębsze i bliższe poznanie Boga, zobaczenie Go wyraźniej.
Chrystus jedną ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani
Dzień końca świata
Michał Pac OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 24-32
W naszych czasach nie spodziewamy się końca świata. Raczej patrzymy na świat racjonalnie: wiemy, że istnieje od milionów lub miliardów lat, nie widzimy, aby się nazbyt szybko zmieniał, nie przypuszczamy więc (pomijając kolejne zapowiedzi Świadków Jehowy oraz Kalendarz Majów), by miał tak nagle nastąpić jego koniec.
Niestety z nieuznawaniem kruchości tego świata idzie najczęściej w parze nieuznawanie kruchości własnego życia – czyli nieprzyjmowanie do wiadomości, że któregoś dnia umrę. Nie jest istotne, czy doczekamy, że „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku, gwiazdy będą padać z nieba”. Istotne jest, że któregoś dnia moje życie doczesne się skończy, a ponieważ – jak napisała św. siostra Faustyna – „każda dusza to inny świat”, będzie to dla mnie koniec świata.
Próbujemy zrobić wszystko, aby nie dostrzegać czekającej nas śmierci: troszczymy się przesadnie o zdrowie i fizyczne piękno, unikamy obcowania z chorobą i śmiercią (przez co tylu ludzi umiera samotnie w szpitalach). O ile lepsza była postawa wyrażana formułą „memento mori”. Nie polegała ona na ciągłym myśleniu o śmierci, zamiast troszczenia się o sprawy doczesne, lecz raczej na spokojnym przechodzeniu przez życie ze świadomością, że w dniu i godzinie, których nikt nie zna, tylko Ojciec, zostanę wezwany na sąd. Dlatego mam żyć tak, aby być gotowym, jeżeli ten dzień nastąpi dzisiaj.
Dzień końca mojego świata, czyli dzień mojej śmierci, będzie zapewne podobny do każdego innego dnia, co pięknie oddaje Czesław Miłosz w wierszu Piosenka o końcu świata, który warto zacytować, nawet jeśli ostatnie dwie linijki nie są całkiem zgodne z nauczaniem Kościoła.
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą
Oczekuję ufności!
Stanisław Przepierski OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 24-32
W życiu każdego z nas toczy się duchowa walka. Chodzi w niej o stopień naszego zaufania do Jezusa, do Jego Prawdy. Święta Faustyna zapisała w Dzienniczku: „domem moim jest niebo; ale nim pójdziemy do ojczyzny, musimy spełnić wolę Bożą na ziemi, to jest muszą się w nas dokonać próby i walki” (Dz 897). Przyjście dnia Pańskiego poprzedzi szczególna walka – w życiu osobistym i społecznym. Prorok Daniel nazywa ją wielkim uciskiem. Okres ten będzie czasem intensywnej opieki Michała Archanioła nad ludem Boga. W tym czasie zbawieni będą ci, którzy zapisani są w księdze życia. Perspektywa wiecznych losów ludzi jest jednak szersza. Jedni zmartwychwstaną do wiecznego życia, drudzy ku wiecznej odrazie. Tertium non datur. Tej eschatologicznej zasady wyłączonego środka Daniel bliżej nie precyzuje. Zauważa tylko, że „mądrzy i ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, będą świecić jak gwiazdy, na zawsze”. Ten sam dychotomiczny podział występuje w opisie przyjścia Jezusa na sąd nad światem (Mt 25, 31-46). Obaj, Daniel i Jezus, jako pierwszych wymieniają błogosławionych mających wejść do domu Ojca, dopiero w drugiej kolejności tych, którzy mają udział w wiecznej hańbie. To nie dziwi.
Chrystus pragnie zbawienia ludzi. List do Hebrajczyków mówi o tym w słowach: „jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani”. Uświęcanie nie dokonuje się jednak zaocznie. Człowiek, mając wolną wolę, może odrzucić dar odkupienia. Inaczej jednak radzi Psalmista: „Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza. Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy”. Wyraża także nadzieję: „Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię Twojej radości i wieczną rozkosz po Twojej prawicy”. Sam Jezus wskazuje drogę do osiągnięcia tego celu. Wzywa do mądrości i wytrwałej czujności. Jest to zaproszenie do pielęgnacji dobrego sumienia. Oczekuje ufności, a nie strachu! Przychodzą mi na myśl słowa Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny: „Prędzej niebo i ziemia obróciłyby się w nicość, aniżeliby duszę ufającą nie ogarnęło miłosierdzie moje” (Dz 1777). Jezus jest niebem dla tych, którzy Mu ufają, życiem ich dusz.