Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię.
Nagrania kazań na niedzielę:
Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Ze względu na Jezusa
Rafał Wędzicki OP
Jr 31, 7-9 • Ps 126 • Hbr 5, 1-6 • Mk 10, 46b-52
Podróż Jezusa i Jego uczniów do Jerozolimy odbywa się w dużym napięciu. Jezus bardzo się spieszy, co dziwi i napawa lękiem tych, którzy Mu towarzyszą (Mk 10, 32). Coraz wyraźniej też próbuje oswoić uczniów z myślą o swoim odejściu. Uczniowie sprzeczają się między sobą o to, który jest ważniejszy. Ta droga nie należy do najłatwiejszych. I oto na ostatnim etapie podróży, między Jerychem a Jerozolimą, pojawia się natrętny niewidomy żebrak. Dlaczego uczniowie próbują uciszyć jego krzyk? Może myślą, że chce po prostu pieniędzy i nie powinien zawracać głowy Jezusowi? Może przeczuwają, że to ostatnie godziny przed wiszącą w powietrzu katastrofą i chcą mieć Mistrza tylko dla siebie? Może wreszcie chcą respektować ten Jego niezrozumiały pośpiech?
Bartymeusz nie był pewnie jedynym natrętem, który próbował dopchać się do Jezusa. I nie był pewnie jedyną osobą, której nie chciano do Niego dopuścić. W tym samym rozdziale Ewangelii Marka czytamy, że uczniom nie podobało się, iż rodzice przyprowadzają do Jezusa swoje dzieci (Mk 10, 13). Jednak Bartymeusz jest w pewnym sensie wyjątkiem – znamy jego imię. Pewien setnik, pewna wdowa, pewien młodzieniec, pewna Samarytanka – jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że postacie z Ewangelii są bezimienne. Bartymeusz musiał być znaną i ważną postacią dla pierwszej wspólnoty chrześcijan, skoro jego imię zostało zapisane w Ewangelii. Jego świadectwo musiało być wyjątkowo istotne, nie tylko ze względu na uzdrowienie, którego doświadczył. To świadectwo kogoś, komu w pewnym momencie ludzie próbowali zagrodzić drogę do Jezusa, a on mimo to zdecydował się zostać członkiem Jego wspólnoty. Nie tylko nie zabrakło mu uporu, żeby krzyczeć, ale postanowił związać się na dobre i na złe z uczniami, z którymi pierwszy kontakt nie był najłatwiejszy. Bartymeusz jest cichym patronem wszystkich, którzy trwają we wspólnocie założonej przez Jezusa ze względu na Niego samego. Nawet wtedy, kiedy wspólnota zawodzi.
Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka
Przejrzeć i pójść za Jezusem
Michał Pac OP
Jr 31, 7-9 • Ps 126 • Hbr 5, 1-6 • Mk 10, 46b-52
„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” – tymi słowami niewidomy Bartymeusz z dzisiejszej Ewangelii prosi o uzdrowienie. Słowa te są u źródeł Modlitwy Jezusowej w tradycji wschodniej. A święty Piotr, świadek uzdrowienia Bartymeusza, powie: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12).
Gdy Bartymeusz woła Jezusa, wielu nastaje na niego, aby zamilkł. Podobnie jest i dziś – z wielu stron zachęcani jesteśmy do tego, aby milczeć. Nadal są miejsca, w których wyznawanie imienia Jezus grozi śmiercią. Czasem trzeba się liczyć z tym, że przyznając się do Jezusa, doświadczymy szyderstwa, pogardy, nawet agresji.
Oprócz zewnętrznych uciszaczy są także – być może jeszcze groźniejsi – wewnętrzni: pycha i rozpacz. Pycha, która będzie nam szeptać, że nie potrzebujemy Jezusa, że sami sobie poradzimy, że odzyskamy wzrok. I rozpacz, która będzie mówić, że jesteśmy tak beznadziejni, a nasze grzechy tak wielkie, iż Jezus nie spojrzy na nas z miłością i miłosierdziem. Jednakże niewidomy żebrak jeszcze głośniej krzyczy: „Synu Dawida, ulituj się nade mną”.
Jezus woła Bartymeusza, a ten zostawia swój płaszcz i biegnie do Niego. Całkowicie Mu ufa, dlatego wszystko inne przestaje być ważne. Tylko w taki sposób prawdziwie otwieramy się na spotkanie z Chrystusem.
Jezus pyta: „Co chcesz, abym ci uczynił?”. Bartymeusz wypowiada swoje największe marzenie: „Rabbuni, żebym przejrzał”. W odpowiedzi słyszy: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Z jednej strony to wiara przyprowadziła niewidomego do Jezusa, aby On dokonał cudu. Z drugiej strony to spotkanie z Jezusem uczyniło wiarę Bartymeusza głęboką, sprawiło, że stała się ona więzią, relacją. „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą” – oznacza coś więcej niż tylko fizyczne pójście za Panem Jezusem. To wędrowanie razem z Chrystusem dokądkolwiek idzie, czyli stawanie się Jego uczniem, budowanie z Nim relacji miłości. Do tego zaprasza nas bohater dzisiejszej Ewangelii – wpatrzony w Jezusa Bartymeusz.
Rabbuni, żebym przejrzał
Akceptacja krzyża
Grzegorz Mazur OP
Jr 31, 7-9 • Ps 126 • Hbr 5, 1-6 • Mk 10, 46b-52
Walka z grzechem bywa żmudna. Spowiadamy się, postanawiamy poprawę, próbujemy nawrócenia i… nierzadko nasze wysiłki nie przynoszą rezultatu. Czasami u podstaw niepowodzeń leży brak wiary w możliwość realnej zmiany. Niekiedy nie widzimy dobra, które tracimy przez przywiązanie do grzechu; jesteśmy ślepi na wartości, których realizację uniemożliwia nam słabość.
Bartymeusz pragnie uzdrowienia: głośno i zdecydowanie woła o nie, nie zważając na ludzi chcących go uciszyć. Tytułując Jezusa Synem Dawida, wyznaje wiarę w Jego mesjańskie posłannictwo. A Jezus? Uzależnia swą moc od wiary tych, którzy pragną z niej skorzystać: „Twoja wiara Cię uzdrowiła”. Przejrzałeś, bo uwierzyłeś, że to możliwe, uznałeś swoją ślepotę i zapragnąłeś czegoś więcej. Czy wystarcza mi wiary, by prosić Pana o łaskę przejrzenia? Może boję się tłumu; ludzi, którym zależy na tym, bym milczał i pozostał ślepy?
Grzech zawsze jest skutkiem głębszego nieuporządkowania, niewiary, braku dojrzałości, dlatego nie warto walczyć z nim wprost. Zamiast koncentrować się na skutku, lepiej poznać przyczynę. I właśnie tu często pozostajemy ślepi. Nie widzimy mechanizmów popychających nas ku złu. Nie rozpoznajemy korzenia grzechu, któremu ulegamy. Potrzebujemy uzdrowienia, by umieć zdiagnozować swą słabość.
Eksploracja głębszych rejonów osobowości wymaga ofiary. List do Hebrajczyków mówi o Jezusie Arcykapłanie, który współczuje naszym słabościom. Jezus nie składał ofiar z cielców – ofiarował za nas siebie samego. Liturgia słowa zaprasza nas dzisiaj do takiej całościowej ofiary z siebie. Łaskę uzdalniającą do jej składania otrzymujemy w sakramentach, zwłaszcza w Eucharystii, w której Jezus cały daje się człowiekowi. Kiedy ofiarę swego życia łączę z ofiarą eucharystyczną, Jezus uzdrawia mnie z duchowej ślepoty. Kiedy umieram dla tego, co we mnie grzeszne, On umiera ze mną. Składanie Bogu duchowych ofiar sprawia, że staję się lepszy i wrażliwszy, uzdrawia mój wzrok, pozwala widzieć rzeczywistość Bożymi oczyma.
Bartymeusz po tym, jak przejrzał, „poszedł za Jezusem drogą”. Stał się uczniem. Święty Marek wyraźnie pokazuje w swej Ewangelii cel Jezusowej drogi: jest nim krzyż. Kiedy Pan uzdrawia z duchowej ślepoty, zaprasza do pójścia za Nim, do wejścia na drogę krzyża. „Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł skłonić” (Łk 9,58). Wiemy, że Jezus skłonił głowę dopiero na krzyżu. Akceptacja krzyża, uczynienie zeń miejsca odpocznienia i zawierzenia czynią naszą walkę z grzechem skuteczną i płodną.