Syn Człowieczy przyszedł, żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu.
Nagrania kazań na niedzielę:
Spodobało się Panu zmiażdżyć swojego Sługę cierpieniem
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Zmień perspektywę
Adam Szustak OP
Iz 53, 10-11 • Ps 33 • Hbr 4, 14-16 • Mk 10, 35-45
Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie”. To zdanie chyba od zawsze budzi spore emocje. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam Jezusa i Jego uczniów, spośród których nagle wyrywają się Jakub i Jan, by poprosić o miejsca po dwóch stronach tronu Chrystusa i o udział w Jego królowaniu. Odpowiedź Chrystusa jest dość szorstka. Można w niej niemalże dostrzec naganę udzieloną uczniom zbyt natarczywie pchającym się na stołki w Jezusowym królestwie. Ale czy rzeczywiście to jedyny sposób interpretacji tej dziwnej sceny z Ewangelii Marka? Nie. W zachowaniu synów Zebedeusza jest także coś pozytywnego. Żeby to jednak zobaczyć, trzeba koniecznie sięgnąć do biblijnego kontekstu tego fragmentu.
Opowieść o rozmowie Jezusa z Jakubem i Janem zaczyna się w Ewangelii św. Marka pewnym bardzo ważnym słowem, które, niestety, zostało wycięte przez liturgistę przygotowującego teksty mszalne. Chodzi o słowo „wtedy”. Synowie Zebedeusza podchodzą do Jezusa po tym, jak Ten w drodze do Jerozolimy zapowiada apostołom swoją mękę i zmartwychwstanie, mówi, że będzie wydany w ręce arcykapłanów i uczonych w Piśmie, że zostanie oskarżony, wyśmiany, poniżony, skazany na śmierć, zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. Właśnie po tych słowach podchodzą do Jezusa Jakub i Jan. Może więc w ich zachowaniu i w tej dość dziwnej prośbie kryje się coś zupełnie innego. Synowie Zebedeusza, usłyszawszy, że ich Mistrz po swojej śmierci chce zrobić coś, co nie udało się jeszcze nigdy żadnemu człowiekowi, coś absolutnie niesamowitego i pociągającego, bo tak z pewnością patrzyli na zmartwychwstanie, zapragnęli zrobić to razem z Nim. Zapalili się, by mieć udział w zwycięstwie Jezusa nad śmiercią, i być może właśnie dlatego zapytali o miejsce po lewej i po prawej Jego stronie.
Może i my powinniśmy się tak zapalić jak Jakub i Jan? Może i nam potrzeba tej zawrotnej perspektywy zmartwychwstania, by w końcu patrzeć szerzej i widzieć nie tylko nagany czy wady, ale dostrzegać też rzeczy, których inni nie dostrzegają?
Przybliżmy się z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia
Człowiek na majestacie
Marek Pieńkowski OP
Iz 53, 10-11 • Ps 33 • Hbr 4, 14-16 • Mk 10, 35-45
„Człowiek na majestacie”, tak niegdyś podsumował czytany dziś fragment Ewangelii bodajże Tadeusz Żychiewicz. Nie bez racji zauważył, że najgłębszym, a jednocześnie najbardziej skrytym pragnieniem wielu ludzi jest dostąpienie wywyższenia ponad wszystkich innych. Właśnie tak: „Zasiąść w chwale Jezusa, po prawej i po lewej”. Dobrze, jeśli chociaż pośrodku zostawimy miejsce dla samego Jezusa – „naszego Najwyższego Kapłana”.
Tęsknimy za majestatem, ale jest to majestat wyimaginowany, czasami prymitywny – bo na inny nas nie stać. A przecież obiecano człowiekowi majestat prawdziwy. Majestat, który zostanie dany darmo… No może nie tak zupełnie darmo, ale na pewno nie po znajomości, jak wyobrażali to sobie uczniowie Jezusa.
W takim razie, jak? W Ewangelii Mateusza i Łukasza Jezus wypowiada znamienne słowa: „Starajcie się wejść przez ciasną bramę, (…) będziecie kołatać do bramy, wołając: »Panie, otwórz nam, (…) jedliśmy i piliśmy z tobą, a ty nauczałeś na naszych ulicach«. Odpowie wam: »Nie znam was! (…) Odejdźcie ode mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości«”.
W dzisiejszych czytaniach wskazano nam konkretne drogi, które mogą nas zaprowadzić do pełni Bożego daru, przekraczającego najśmielsze wyobrażenia.
Najpierw droga zaufania wobec Boga: „Przybliżmy się z ufnością do tronu łaski, aby otrzymać miłosierdzie”. Bez zaufania z naszej strony Bóg nie będzie mógł nas prowadzić po drogach, których nie znamy.
Następnie droga służby: „Kto by chciał stać się wielki między wami, niech będzie waszym sługą”. To w pokornej służbie wobec potrzebujących człowiek wewnętrznie dorasta i rozwija się w miłości.
I wreszcie ta najbardziej tajemnicza: droga cierpienia. Pisał prorok: „Po swojej udręce zobaczy światłość, (…) wielu uczyni sprawiedliwymi”. W naturalny sposób boimy się cierpienia, wolimy trzymać się od niego z daleka. A przecież sam Jezus wskazał nam tę drogę, idąc nią do końca – aż po śmierć. W książce O naśladowaniu Chrystusa Tomasz à Kempis nie pozostawia wątpliwości: „Gdyby dla zbawienia ludzkiego było coś lepszego i pożyteczniejszego niż cierpienie, to Chrystus niechybnie nam by to pokazał”.
Zazwyczaj cierpienie niszczy, degraduje. Ale przeżyte w Chrystusie może się stać drogą do prawdziwej wielkości. Pomogą w tym dwie pozostałe drogi: zaufania Bogu i służby innym.
Kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich
Cierpienie i przyszłe szczęście
Michał Pac OP
Iz 53, 10-11 • Ps 33 • Hbr 4, 14-16 • Mk 10, 35-45
Pragnąc lepiej zrozumieć dzisiejszą Ewangelię, warto zwrócić uwagę na słowa Jezusa poprzedzające czytany dzisiaj fragment: „Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie”.
Jakub i Jan dostrzegają tylko ostatnią część wypowiedzi Chrystusa – tę o zmartwychwstaniu. Myślą już o królestwie Bożym i uprzywilejowanych miejscach, które chcieliby tam zajmować. Zapominają jednak, że ich również najpierw czekać musi szyderstwo, oplucie, biczowanie i śmierć. Nie ma bowiem nagrody bez uprzedniego cierpienia. Cierpienie tu i teraz jest elementem przyszłego szczęścia.
Często o tym zapominamy i chcemy doznawać jedynie radości. Nie tylko nagrody w niebie, ale i szczęścia tu, na ziemi, bez wysiłku, bólu i cierpienia. Nie potrafimy spojrzeć poza horyzont naszego doczesnego życia i gdy przychodzi cierpienie, pogrążamy się w rozpaczy.
Pan Jezus przypomina Jakubowi i Janowi prawdę o bólu, który jest elementem przyszłego szczęścia: „Czy możecie pić kielich?”. Ich beztroskie „Możemy” pokazuje, że nigdy jeszcze nie doświadczyli prawdziwego cierpienia. My też, dopóki nas samych ono nie dotknie, potrafimy tworzyć najrozmaitsze teorie na temat jego sensu i pouczać innych, jak mają sobie z nim radzić, budujemy teodyceę na własny użytek. Ja również w tym momencie to robię.
Gdy jednak cierpienie naprawdę przyjdzie i dotknie właśnie mnie, okazuje się, że jest ono znacznie trudniejsze, niż się spodziewałem. I wtedy wszystkie teorie – tak przemądrzałe i tak prostackie zarazem – nadają się jedynie do wyrzucenia. Staję sam wobec ogromu bólu, który mnie przerasta. Pytam: „Dlaczego?”, i nie znajduję odpowiedzi. Cierpienie jest bowiem tajemnicą. Samo w sobie absolutnie pozbawione jest sensu. Jedynie świadomość, że Bóg patrzy na moje cierpienie nie z wysokości niebiańskiego tronu, lecz z wysokości krzyża, może mu nadać sens.
„Czy możecie pić kielich?”. Sami nie damy rady, z Tobą, Panie, Jezu Chryste – możemy. Trzeba nam wpatrywać się w Twój krzyż i starać się dostrzec w nim nadzieję przyszłego zmartwychwstania.