Próbując odpowiedzieć na powyższe pytanie, pragnę najpierw odrzucić dwie, równie skrajne i błędne postawy, to znaczy zarówno religijny totalitaryzm, jak i powszechny dziś subiektywizm.
Jednym z najczęstszych oskarżeń kierowanych pod adresem Kościoła przez intelektualistów jest zarzut, że nie pozwala on katolikom myśleć w sposób samodzielny. Sugerują oni, że sumienie katolika jest zniewolone, a jego poglądy są kształtowane w sposób arbitralny przez kościelną hierarchię. Zgodnie z tym poglądem Kościół jest jedynie nieco lżejszą wersją reżimu totalitarnego, takiego, jaki znamy z czasów Lenina.
Według autorów tych zarzutów, które musimy potraktować z należytą powagą, sumienie i jego prawa stają się w Kościele główną ofiarą. Jest to pogląd leżący u podstaw pooświeceniowej liberalnej demokracji, którą katolicyzm rzekomo ogranicza, podważa i neguje.
Drugi pogląd, któremu pragnę się równie mocno przeciwstawić, wychodzi od całkiem sensownego założenia, że ludzkie sumienie, zarówno w sferze przekonań, jak i zachowań, jest instancją najwyższą. Nikomu nie wolno zmuszać mnie do tego, bym uwierzył w coś wbrew sobie ani bym czynił to, czego nie chcę. Nie dotyczy to oczywiście tych sytuacji, w których określone zachowania są wymagane przez obowiązujące prawo.
Jak dotąd, wszystko to brzmi bardzo przekonująco. Nikt rozsądny nie będzie kwestionował tych podstawowych ludzkich praw. Szczęśliwie przyszło nam żyć w państwie, które nam je gwarantuje. Pogląd, o którym mowa, idzie jednak o krok dalej, co sprawia, że to całkiem rozsądne stanowisko staje się czymś sprzecznym i niekonsekwentnym. Dzieje się tak wówczas, gdy wołanie o wolność sumienia zamienia się w subiektywizm, to znaczy w pogląd, który głosi, że wszystko, w co zaczynasz wierzyć, staje się automatycznie prawdą, prawdą-dla-ciebie. Podobnie, wszystko to, co sam uważasz za dobre, staje się takim na mocy twojej opinii. Nieuchronnym następstwem tego poglądu jest niewiara w istnienie absolutnej prawdy lub w cokolwiek, co jest obiektywnie dobre bądź złe. Wszystko staje się kwestią osobistego temperamentu, wychowania, usposobienia, preferencji i gustu. A o gustach się nie dyskutuje.
W reakcji na to, co w katolickiej praktyce całkiem zasadnie traktowane jest jako przejaw autorytaryzmu i legalizmu, wielu katolików traktuje obecnie sumienie w sposób subiektywistyczny. Ludzie ci dochodzą do wniosku, że sumienie to coś w rodzaju „cichego głosu”, który rozbrzmiewa w naszych wnętrzach niczym nieomylna wyrocznia. Takie sumienie, pojmowane jako instancja niezależna od rozumu i stojąca ponad nim, zostaje zredukowane do funkcji przewodnika prowadzącego nas bezbłędnie do tego, co dobre i prawdziwe dla nas samych.
Chciałbym w tym miejscu z całą mocą stwierdzić, że obydwa te skrajne i przeciwstawne poglądy są czymś nonsensownym i niebezpiecznym. Zachowując pełną intelektualną uczciwość, zacznijmy od pierwszego z nich. Prawdą jest, że katoliccy dostojnicy, nie inaczej niż rozmaici władcy spoza Kościoła, bywali w przeszłości odpowiedzialni za tłumienie religijnych sporów, brutalne piętnowanie herezji oraz przemoc stosowaną wobec innowierców, na których siłą wymuszano podporządkowanie się ortodoksji.
W historii katolickiego nauczania znane są próby zawoalowania tych faktów. Dotyczy to szczególnie XIX wieku, kiedy to sytuacja polityczna wywoływała autentyczne obawy o stabilność społecznego ładu i miejsce Kościoła w świecie. Opublikowana w 1864 roku encyklika Piusa IX Quanta cura zdaje się piętnować wszelkie przejawy obywatelskich swobód, podczas gdy w istocie sprzeciwia się ona tylko anarchii, propagowanej intensywnie w hasłach ówczesnej rewolucji .
Błędów z przeszłości nie należy jednak nigdy zamiatać pod dywan ani usprawiedliwiać. Nie wolno również dokonywać reinterpretacji oczywistych historycznych faktów dla potrzeb bieżącej sytuacji. Prawdą jest jednak i to, że określonych wydarzeń i zachowań nie powinno się wyrywać z ich historycznego i psychologicznego kontekstu. Niezależnie jednak od wszelkich historycznych ekscesów, zarówno tych indywidualnych, jak i zbiorowych, nic nie powinno nam przesłaniać istoty kościelnego nauczania na temat sumienia.
Prawda zaś jest taka, że żadna inna religijna instytucja nie sformułowała w sposób równie dobitny wiary w niezawisłość sumienia. Kamieniem milowym ortodoksyjnego nauczania na ten temat stała się deklaracja Soboru Watykańskiego II o wolności religijnej Dignitatis humanae ogłoszona w 1965 roku. Jej autorzy stwierdzają, że nikogo nie można przymuszać do przyjęcia wiary, której on nie podziela. Przywodzi to na myśl słynny toast kardynała Newmana: „Najpierw za sumienie, a potem za papieża”.
Nie można oczywiście zmusić się do wiary w coś, w co się nie wierzy. Autentyczna wiara może być przyjęta tylko dobrowolnie. Tak nakazuje logika. Wspomniany dokument piętnuje jednak wszelkie formy przymusu, zarówno ze strony jednostek, jak i instytucji, czy to religijnych, czy świeckich.
Nie kto inny jak sam św. Tomasz z Akwinu stwierdził w sposób aż nadto jasny, że chociaż sumienie może błądzić, to jednak zawsze jest czymś wiążącym. Oznacza to, że człowiek musi zawsze czynić to, co uważa za obiektywnie słuszne. Mówiąc inaczej, jeśli dany pogląd uważam za prawdziwy, to muszę żyć w zgodzie z nim. W przeciwnym wypadku żyłbym w kłamstwie. Święty Tomasz stwierdza dobitnie, że człowiek, na którego władze kościelne, ignorując prawdę, nakładają obowiązki sprzeczne z jego sumieniem, winien raczej poddać się ekskomunice, aniżeli to sumienie pogwałcić.
Prawdą jest jednak również to, że chociaż sumienie dąży do obiektywnej prawdy, to jej nie gwarantuje. Twierdzenie to skłania niektórych ku drugiej skrajności, a mianowicie ku subiektywizmowi; wówczas to człowiek decyduje o tym, co jest dobre lub prawdziwe dla niego samego. Faktem jest, że sami ponosimy odpowiedzialność za nasze wierzenia i zachowania. Nikt i nic nie może nas w tym zastąpić. Nie oznacza to jednak, że coś takiego jak obiektywne dobro i zło, prawda i fałsz w ogóle nie istnieją. Nie jest też prawdą, że różnicę między dobrem i złem oraz prawdą i fałszem poznajemy w sposób automatyczny, w formie odpowiedzi zadanej sumieniu niczym wyroczni. By poznać, co jest dobre i prawdziwe, muszę się mocno natrudzić. Sam muszę starać się znaleźć i osiągnąć to, co jest obiektywnie dobre. Nie inaczej jest z prawdą, ją również muszę poznać po to, by według niej żyć. W moich poszukiwaniach mogę oczywiście pobłądzić. Ryzyko pomyłki będzie mniejsze, jeśli skorzystam z pomocy i mądrej rady innych.
Broniąc subiektywizmu, często mówi się, że tylko on może nam zagwarantować istnienie dwóch głównych filarów liberalnej demokracji, którymi są tolerancja i wolność. Wobec tego argumentu musimy poczynić dwie uwagi, jedną natury logicznej i drugą praktyczną. Tolerancja nigdy nie może być celem samym dla siebie i nie należy jej traktować jako wartości absolutnej. Ma ona zawsze jakieś ograniczenia. W przeciwnym wypadku należałoby tolerować również nietolerancję , co jest sprzecznością logiczną.
Podobnie nie ma czegoś takiego jak absolutna wolność. Niezależnie od tego, z jakim zaangażowaniem będę głosił, że składanie ofiar z ludzi i kanibalizm to pobożny obowiązek każdego szlachetnego człowieka, państwo, dzięki Bogu, nie uzna mojego prawa do podobnych praktyk. Na gruncie subiektywizmu Hitler nie może być sądzony za antysemityzm. Jego poglądy w tym zakresie nie są tu bowiem ani prawdziwe, ani fałszywe. Podobnie rzecz ma się z Ostatecznym Rozwiązaniem. Nie można powiedzieć, czy twórca Trzeciej Rzeszy miał rację, czy nie. Istotne jest tylko to, czy działał zgodnie ze swoimi przekonaniami. Święty Tomasz mówi, że sumienie obowiązuje zawsze, ale przyznaje również, że może ono błądzić. Sumienie nakazuje nam często czyny moralnie naganne. To ono podpowiedziało wielu ludziom, by stawać do pojedynków, wszczynać krwawe waśnie, składać swe dzieci w ofierze, prześladować „heretyków” i wyrzynać wrogów. Sumienie samo w sobie najwyraźniej nie daje gwarancji poprawnego zachowania. Potrzeba tu czegoś znacznie więcej.
Mitologizowanie roli sumienia jest czymś niebezpiecznym. Mechanizm jego działania polega na dokonywanej w oparciu o rozum i zdrowy rozsądek ocenie danej rzeczy jako obiektywnie dobrej lub złej. Ocena ta może w znacznym stopniu podlegać wpływom jakiegoś autorytetu. Sumienie stanowi warunek naszej osobowej integralności. Dzięki niemu podejmowane przez nas decyzje zyskują absolutną perspektywę. Pozwala nam ono wznieść się ponad samych siebie i otworzyć się na wartości i prawdę. Sumienie nakazuje nam wzięcie odpowiedzialności za nasze życie i postępowanie. Stanowi wezwanie do tego, byśmy działali w zgodzie z naszą najlepszą wiedzą.
Obok subiektywizmu, innym zagrożeniem dla naszego sumienia jest skrupulanctwo. Sumienie powinno powstrzymywać od bigoterii, lekkomyślności i oszukiwania samych siebie. Bywa jednak, że zawodzi nas ono podobnie jak nasze własne zmysły. Stąd bierze się potrzeba ćwiczeń, edukacji, doświadczenia i refleksji. Sumienie jest czymś świętym o tyle, o ile święty jest każdy człowiek. Każdy z nas musi sam dążyć do tego, by w danych okolicznościach uzyskać najlepsze rozeznanie i według niego postępować. Bóg dokona reszty dzieła.