Czy miłosierdzie Boże jest ograniczone?

Czy miłosierdzie Boże zostanie na końcu okazane wszystkim? Czy w spotkaniu z ludzką złością i zamknięciem okaże się, że bezgraniczne miłosierdzie Boże jest jednak ograniczone? Czy miłosierdzie Boże, mimo iż rozciąga się na wszystkich, to jednak do wszystkich nie dotrze? Sąd Ostateczny będzie zwycięstwem sprawiedliwości. Czy będzie również zwycięstwem miłosierdzia Bożego? Jeśli sprawiedliwość Boga znaczy, że my, ludzie, mamy możność zamknąć się przed Nim na wieki – a to właśnie znaczy „piekło” – czy oznacza to porażkę miłosierdzia Bożego?

Jak wyglądałoby niebo, które musiałoby swą szczęśliwość łączyć z piekłem innych? 

Co wtedy pozostaje z miłosierdzia? Czy matka mogłaby „cieszyć się” niebem, gdyby jej dziecko było w piekle?

A gdyby nawet matka mogła do tego stopnia zapomnieć o swym dziecku, to ciągle pozostają i dają do myślenia słowa proroka Izajasza: Bóg nie mógłby zapomnieć o swym dziecku, o swoim stworzeniu. Czy Ten, który nie zawahał się własnego Syna dać dla naszego zbawienia, mógłby pozwolić, żeby jedno z Jego dzieci zginęło na wieki (zob. Iz 49,15; Rz 8,32)?

Może nasze pojęcia są tutaj zbyt „ludzkie”, zbyt „ziemskie”? Cóż my właściwie wiemy o wiecznej szczęśliwości? Co wiemy o ostatecznych, najgłębszych tajemnicach? Czy w obliczu „rzeczy ostatecznych” i niepojętej tajemnicy Boga nie musimy – tak jak to uczynił na koniec Hiob – położyć ręki na ustach i zamilknąć (zob. Hi 40,5)?

Drogę wskazuje nam pewien fragment Ewangelii Mateusza (zob. Mt 9,9-13). Jezus powołuje celnika Mateusza, zwanego także Lewim, i udaje się do niego w gościnę. Ucztowanie z celnikami i grzesznikami prowokuje reakcję pobożnych. Odpowiedź Jezusa na ich pytania brzmi:

nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby po­ wołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

Jasne i jednoznaczne przesłanie wiary i nauka Kościoła mówi, że Bóg chce zbawić wszystkich. Wyraźnie stwierdza to Paweł: „Bóg pragnie, żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”. I dla uzasadnienia tego dodaje: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,4 i nast.). To samo mówi Piotr: „[Bóg] nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich [chce] doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3,9).

C.S. Lewis (+ 1963) tak pisze o swym „duchowym ojcu”, szkockim poecie, George’ u MacDonaldzie (+ 1905):

Naprawdę spodziewał się, że wszyscy ludzie zostaną kiedyś zbawieni, jednak dlatego tylko, ponieważ spodziewał się, że wszyscy się nawrócą. Wie on (nikt tego nie wie lepiej niż on), że nawet wszechmoc nie może zbawić nienawróconego.

A więc miłosierdzie to ma jednak granice? Czy jest to sytuacja podobna do sytuacji rodziców, którzy mówią swym dzieciom: „Jeśli będziesz grzeczne, pójdziesz do kina lub (odpowiednio do wieku) na Prater”? Miłosierdzie byłoby więc ograniczone przez naszą ograniczoność i naszą połowiczność? Kto wtedy mógłby liczyć na miłosierdzie, jeśli ono tak bardzo jest uzależnione od naszego nawrócenia?

Czy także nawrócenie nie jest łaską, a więc nie moją zasługą? Jeśli jednak nawrócenie stanowi warunek Bożego miłosierdzia, a z drugiej strony jest ono darem łaski i miłosierdziem Bożym, to mogłoby to się wydawać swoistym circulus vitiosus, jakimś fatalnym kołem. Kto jednak otrzymuje łaskę nawrócenia? Jeśli odpowiemy: ten, kto na nią zasłużył, to musimy z kolei zapytać: Czy mogę ją w ogóle sobie wysłużyć? Jeśli jednak łaska jest całkowicie wolnym darem Boga, wtedy nasuwa się pytanie: Dlaczego jednemu daje On łaskę nawrócenia, a drugiemu nie? Miłosierdzie Boże można by wtedy rozumieć jako arbitralną decyzję. Okazuje miłosierdzie, komu chce okazać, odmawia go, komu nie chce go udzielić.

Wydaje się, że Apostoł Paweł mówi o pewnego rodzaju uprzednim przeznaczeniu (predestynacji):

Wiemy też, że <Bóg> z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamysłu. Albowiem tych, których przedtem poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą (Rz 8,29- 30).

A co z pozostałymi? Czy jest to, jak twierdziło wielu teologów i kaznodziejów, massa damnata, znacznie większa liczba dusz, które zostają na wieki potępione? Niemało było takich, którzy myśleli, że mnóstwo ludzi pozostaje w piekle, a tylko wybrani idą do nieba. Tak na przykład w jasnym, ale nastręczającym trudności tekście świętego Augustyna (+ 430) czytamy:

Cała masa [ludzkości] zasługuje na potępienie, a jeśli im wszystkim zostałaby wymierzona zasłużona kara męki potępienia, z pewnością nie byłoby w tym żadnej niesprawiedliwości. Ci, którzy z łaski Bożej zostaną od niego uwolnieni, nie nazywają się naczyniami ich własnych zasług, lecz „naczyniami miłosierdzia” (Rz 9,23). Czyjego miłosierdzia? Tego, który Chrystusa Jezusa posłał na ten świat, ażeby usprawiedliwił grzeszników (1 Tm 1,15); który ich uprzednio poznał i przeznaczył [praedestinavit], powołał, usprawiedliwił i obdarzył chwałą (Rz 8,29 i nast.). Któż więc dopuściłby się takiego szaleństwa, żeby nie składał nieskończonych podziękowań miłosierdziu Tego, który wyzwolił tych, których sam chciał, oraz żeby uskarżał się na sprawiedliwość Tego, który wszystkich bez wyjątku potępił?

Tekst ten jest oparty na podstawowej, dzisiaj jednak często nierozumianej, idei: Wszyscy potrzebujemy odkupienia. „[… ] nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,22-23). „Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie” (Rz 11,32). Paweł tylko powtarza tutaj to, co sam Jezus mówi wystraszonym uczniom. Na Jego słowa o małżeństwie i jego nierozerwalności, o bezżeństwie ze względu na królestwo niebieskie i o trudności wejścia bogacza do nieba, uczniowie reagują szokiem: „Któż więc może być zbawiony?” – pytają. Jezus odpowiada: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (zob. Mt 19,3-26). Wszystko bez wyjątku niemożliwe i wszystko bez wyjątku możliwe – to punkt chrześcijańskiej doktryny, który stał się całkowicie obcy dzisiejszemu myśleniu. Odkupienie jest mi absolutnie potrzebne. Jak nikt sam nie może dać sobie życia, tak też nikt nie może dać sobie życia wiecznego. Na niebo nie możemy sobie zasłużyć ani naszymi sukcesami, ani wysiłkami . Znaczy to jednak: bez Jego zmiłowania jestem absolutnie zgubiony.

Czy nie jest to jednak stara „sztuczka księżowska”? Najpierw porządnie straszy się ludzi piekłem, grozi się im wszelkimi możliwymi męczarniami, wieczną karą piekła, ażeby ich następnie nakłonić do nawrócenia i strwożone serca pocieszyć myślą o darze miłosierdzia Bożego? – Nie, tak nie może być.

Kazania o piekle wyrządziły z pewnością wiele złego. Dzisiaj grozi nam inne niebezpieczeństwo: nie uświadamiamy już sobie zagrożeń, nie czujemy już, jak bardzo zagrożone jest nasze wieczne zbawienie. Dawniej docierało to do naszej świadomości na skutek drastycznie ukazywanej groźby piekła i powagi grzechu śmiertelnego. W Fundacji Vorau (Steiermark) znajduje się w zakrystii budzący grozę obraz Sądu Ostatecznego. Każdy kapłan idący do kościoła w celu odprawienia mszy świętej musiał przejść koło tego obrazu i przypomnieć sobie przestrogę Pawła: „Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11,29). W kaplicy sykstyńskiej na Watykanie kardynałowie dokonują wyboru papieża, patrząc na Sąd Ostateczny Michała Anioła i w formule przysięgi wyznają, że swą decyzję podejmą wobec Boga qui me iudicaturus est (który będzie mnie sądził).

Tekst z książki „Miłosierdzie. Niemożliwe staje się możliwe”. Tytuł i lead pochodzą do redakcji Dominikanie.pl.