Grzech jest zdradą. Nieprzyjaciele zasadniczo nie zdradzają, jedynie przyjaciel może zdradzić.

Na ogół wcale nam się nie wydaje, że popełniamy grzechy. Mamy tylko jakieś nieprzyjemne uczucie, coś w rodzaju skrupułów, wiemy jednak doskonale, że jest to właściwie nieuniknione. Rozwińmy tę trudność, zanim na nią odpowiemy.

Tak, wydaje się nam, że inni ludzie, wielu innych ludzi żyje sobie spokojnie i wcale nie przeszkadzają im te błędy, które w nas wywołują jakieś skrupuły. W ten sposób coraz bardziej dochodzimy do przekonania, że grzechu nie można uniknąć – bądź z przyczyn natury psychologicznej, bądź ze względów materialnych. Moglibyśmy sobie wyrzucać na przykład, że opuściliśmy mszę św. w niedzielę, ale nie udało się na nią pójść, ponieważ musieliśmy zająć się dziećmi albo zostać w domu przy chorym. Tak jak dawniej oskarżano się za zjedzenie mięsa w piątek – podczas gdy okoliczności były takie, że nie można było zachować postu. W tym wszystkim zaciera się znaczenie grzechu, ponieważ nie bardzo wiadomo właściwie, jak go określić.

Czasami niektórzy myślą, że skoro Sobór zmodyfikował pewne prawa, skoro Kościół wkroczył na drogę reform i zniósł pewne obowiązujące dawniej przepisy (na przykład zachowanie wstrzemięźliwości od mięsa w piątek w wielu krajach, noszenie sutanny przez księży itp.), to wiele jeszcze innych rzeczy ulegnie zmianie. Tak więc pozwalamy sobie po cichu żywić przekonanie, że to, co dzisiaj jeszcze jest zakazane, jutro może będzie już dozwolone.

Jako przykład może posłużyć chociażby fakt, że podjęliśmy poważny dialog i współpracę z naszymi braćmi protestantami, podczas gdy jeszcze tak niedawno panował między nami klimat nieufności i podejrzliwości, a w czasie wojen religijnych zabijano się wzajemnie i torturowano.

W zamku w Amboise pokazuje się dzisiaj zwiedzającym salę, gdzie podczas wojny religijnej król, królowa i cały dwór przyglądali się torturom zawieszonego na haku protestanta, który był tam więziony, a robiono to wszystko w imię tego, co uważano za prawdziwą wiarę.

Co robić więc, ażeby w aktualnej sytuacji przemian i reform nie zagubić się w tym, co dozwolone i zakazane, co dobre dzisiaj, chociaż było złe wczoraj? W jaki sposób uniknąć tego zaniepokojenia, które rodzi się w nas razem z poczuciem, że właściwie nie bardzo wiemy, co jest grzechem? W tej sytuacji, chcąc uniknąć niepokoju, odsuwamy od siebie tego rodzaju pytania.

Przekroczenie prawa czy zdrada?

Spróbujmy na to odpowiedzieć. Wbrew temu, co nam się wydaje, świadomość grzechu nie jest wcale naturalnym zjawiskiem. Podobnie jest z przyjaźnią, którą uważamy nieraz za coś łatwego. A co zostało w wieku dojrzałym z naszych szkolnych przyjaźni, które wydawały się nam takie proste i jak się to nieraz mówiło – dozgonne? Mniej więcej tak samo jest ze świadomością grzechu. Można by pomyśleć, że doświadczany kiedyś niepokój sumienia w związku z „grzechem” powoli się stępił, spowszechniał i wreszcie człowiek się go pozbył. Czy jednak naprawdę mieliśmy świadomość grzechu, czy może raczej rozwinięto w nas jedynie świadomość prawa, obowiązującego przepisu? Wówczas grzech sprowadza się tylko do przekroczenia prawa, do nieposłuszeństwa wobec prawa, a skoro prawo traci sens, znika tym samym świadomość grzechu.

Tymczasem (…) nie prawo i nie tylko jakiś przepis określa grzech, ale coś o wiele głębszego, jakieś specjalne światło. Dopiero w kręgu tego światła mogę uznać, że jestem grzesznikiem, ponieważ pozwala mi ono odkryć to, co najlepsze i prawdziwe, to, co mogę i powinienem zrobić. Jest ono pożądane, ponieważ wiąże się z moim szczęściem, z osiągnięciem celu mego życia. Staje się „zasadą” mojego postępowania, ale w zupełnie innym znaczeniu, niż się to normalnie rozumie, pozwala mi bowiem uchwycić, na czym polega prawdziwa jedność mego życia, pozwala mi ustalić jakąś hierarchię dążeń.

Tak więc grzech nie polega przede wszystkim na „odejściu” od zasady, ale raczej na tym, że nie chcemy przyjąć tego „prawa”, że nie chcemy szukać tego światła, ponieważ pozwalamy się prowadzić innym blaskom. Posiadam straszliwy przywilej ludzkiej wolności i mogę powiedzieć „nie” temu co lepsze, a więc i prawdziwe.

Dodajmy jeszcze, że tego światła nie mamy w naturalny sposób w swoim zasięgu, jeżeli ktoś, to znaczy Chrystus, nie będzie go przed nami zapalał każdego dnia. Sprowadzając znaczenie grzechu jedynie do przekroczenia prawa, oczywiście możemy zatracić jego świadomość. Grzech natomiast jest zdradą, a to zupełnie co innego. Nieprzyjaciele zasadniczo nie zdradzają, jedynie przyjaciel może zdradzić.

Wyobraźmy sobie kobietę cudzołożną z Ewangelii w obliczu Chrystusa, który jej wszystko przebaczył, przywrócił jej nadzieję, który chroni ją przed nią samą i przed innymi. Przypuśćmy, że ta kobieta odwraca się ze śmiechem od Chrystusa i wraca do swoich grzechów. Właśnie na tym polega zdrada, grzech.

Chociaż winnych śmierci … dałeś im czas i miejsce, by się od zła odwrócili.

KSIĘGA MĄDROŚCI 12,19 – 20

 

Żałujmy za swoje grzechy, dopóki jest jeszcze czas.

Kiedy naczynie, które lepi garncarz, skrzywi się lub rozpadnie, jego ręce mogą je na nowo uformować.

Ale kiedy naczynie to jest już w piecu, nie można nic w nim poprawić.

Kształtujmy glinę, którą jesteśmy, dopóki jeszcze daje się kształtować.

II LIST KLEMENSA