O tym, dlaczego warto słuchać.
W jaki sposób modlitwa żydowska uczy nas się modlić? Przede wszystkim stawia nas wobec transcendencji Boga, nieco przesłoniętej dla nas, chrześcijan, przez obecność Jezusa. W związku z tym zauważyliście może, że zwracając się do Boga, Izraelita łatwo przechodzi – jak w psalmach – od trzeciej osoby do drugiej i odwrotnie. Jest to dyskretne przypomnienie, że Bóg pozostaje Najwyższym, choć zechciał uczynić się zupełnie bliskim, naszym rozmówcą. Warto zanotować również przejście od „ja” do „my”, a więc od modlitwy indywidualnej do modlitwy wspólnotowej.
Następnie, Bóg Izraela, Wiekuisty, jest Bogiem, który interweniuje w Stworzenie i w historię ludzi (zob. Ps 105). Ograniczona relacja: Bóg i ja natychmiast się poszerza. Kształcąc się, choćby przez tydzień, „w szkole” porannej i wieczornej modlitwy żydowskiej, zauważymy, że zaczynamy częściej dostrzegać skutki obecności Boga w otaczającym nas świecie i w naszym życiu. Czy w dzisiejszych czasach wzmocnienie wiary w możliwość Bożej interwencji w bieg historii nie jest bardzo „na czasie”? Uodporni nas ono na zagrożenia ze strony wszechmocnej nauki, a niekiedy pomoże pokonać pewien rodzaj pesymizmu. Z drugiej strony, codzienne powtarzanie Szema nadaje naszym zwykłym zajęciom właściwy kierunek: mamy szukać Boga ponad wszystko. Podkreślmy także, że Szema codziennie przypomina o obowiązku przekazywania słów Boga pokoleniom wchodzącym w życie.
Wreszcie, pomimo całej wielkości tej modlitwy, jej forma, ten potok słów, w których przekazuje swoje przesłanie, może nieco zbijać z tropu. Przyjmijmy go jak dobroczynny deszcz, który spada na nas w obfitości, obmywając twarz ze wszystkich nagromadzonych miazmatów i pozwalając odnaleźć świeżość zdumienia i wdzięczności wobec niezliczonych darów otrzymanych od Boga w ciągu dnia. Nadmierna obfitość błogosławieństw jest wyraźnym przypomnieniem, że wszystko jest Bożym darem. Żyd, powiadają, błogosławi sto razy dziennie. Czy nie taki jest sens samego słowa „żyd”, pochodzącego od ju-da (Yehoudah utworzonego z Jahwe i hodah – podziękowanie)?
Jeżeli taka jest charakterystyka modlitwy naszych przodków w wierze, powinna ona spełniać funkcje pedagogiczne. Popatrzcie na małe dziecko. Instynktownie chwyta to, co przyciąga jego uwagę. Ileż to razy jesteśmy zmuszeni powtarzać mu: „Powiedz »proszę«! Powiedz »dziękuję«!”. Czy to tylko kwestia dobrych manier? O wiele więcej. Człowiek instynktownie nie lubi być obdarowywany, bo to oznacza, że coś komuś zawdzięcza. Chodzi o to, aby mały człowieczek uświadomił sobie, że rzecz, którą chce się cieszyć, pochodzi od darczyńcy, a więc od kogoś, kto go kocha i chce jego dobra. Celem jest wykształcenie (rozwinięcie) odruchu wychodzenia poza aspekt materialny daru, aby wejść w relację osobistą z donatorem. W sumie oznacza to opuszczenie świata materii, aby wejść w świat komunii. Taka postawa wymaga pewnej formy pokory ze strony tego, kto zgadza się otrzymać od innego dar. Wykształcenie odruchu błogosławienia, dziękowania za wszystkie anonimowe dary, których Bóg nie szczędzi nam każdego dnia, ma, jak widzimy, wielką wagę. Jest to pierwszy warunek, aby wejść w prawdziwą relację z Innym, a nie tylko z naszymi własnymi pragnieniami. Łaska, o której tak często mówimy, „nie jest »czymś«, ale pewnym aktem, gestem Boga, którego rezultat tracę i który czynię niemożliwym, jeżeli oddzielam go od Boga. Czy wdzięczność i wychwalanie nie byłyby naprawdę nowymi sposobami spojrzenia na każdą rzecz, na siebie samego i nainnych, w świetle Boga?”.
Tekst z książki „Szema Israel. Modlitwa ze Świętą Rodziną” wydanej przez Wydawnictwo W drodze. Tytuł i lead pochodzą od redakcji Dominiknie.pl.