Zaakceptowanie siebie – a być może prawdziwa miłość samego siebie – to zaakceptowanie tego, czym się jest, z własną niedoskonałością, bez obawy, że nie będziemy kochani.

Troska ze strony innych pomaga nam lepiej spojrzeć na siebie i „zgodzić się” na samego siebie, nawet jeśli nie odczuwamy jeszcze dumy. Poczucie bycia kochanym bezwarunkowo otwiera serce na łzy radości powrotu – jak możemy to zobaczyć w przypowieści o synu marnotrawnym. Uraza wprowadza jedynie napięcie i smutek. To dzięki miłości, jaką jesteśmy obdarowani, pozbywamy się ograniczającego samouwielbienia. Wiele terapii zwróconych ku rozwojowi osobistemu, zachęcając pacjentów do wejrzenia w siebie, sprawia, że zapominamy o najważniejszym – rozkosz miłości polega na byciu kochanym przez kogoś drugiego. Narcyz, zbyt piękny, zbyt zapatrzony w siebie, zapomniał. I jego historia miłosna utonęła w wodzie. 

W życiu miłosnym nierzadko doświadczamy następującej rzeczy: dostrzegamy pewną osobę; podoba nam się; próbujemy spojrzeć na nią znowu i spostrzegamy, że ona też już na nas patrzyła. Odkrywamy wtedy, że istniejemy dla kogoś, dzięki komu wychodzimy z szarego tła. Jesteśmy poważani. Ilu „niekochanych”, słusznie lub niesłusznie, dzieci lub dorosłych, zostało uzdrowionych przez kochające spojrzenie wychowawcy, przyjaciela, współmałżonka? Święty Jan mówi nam w swym pierwszym liście, że poznajemy miłość (Bożą), po tym, że „pierwsza nas umiłowała”.

W naszym rozumieniu, zdanie to mówi nam, że nie odkrywamy natury miłości poprzez miłość nas samych lub miłość, jaką dajemy innym. Gdy zakochujemy się, odkrywamy jedynie uczucie kochania. Rozumiemy, czym jest miłość, odkrywając, że jesteśmy kochani. Wszyscy pragniemy być dziećmi poczętymi z miłości. Cierpimy, gdy wydaje się, że tak nie było. Gdy nikt od nas niczego nie oczekuje, gdy nikt na nas nigdzie nie czeka, życie nie ma smaku. Jest to doświadczenie dobrze znane porzuconym małżonkom.

Obojętność jest niebytem relacji. Biblia występuje przeciwko grzechowi cudzołóstwa, lecz milczy w sprawie powodów, dla jakich można wpaść w ramiona kogoś trzeciego. Często spotykamy osoby, które same przygotowują sobie teren dla własnego nieszczęścia, nie spoglądając dłużej na współmałżonka jak na swojego „jedynego”. Trzeba spojrzeć na problem cudzołóstwa, uwzględniając ugór, w jakim zdradzona strona pozostawiła współmałżonka. Jest to równoznaczne z „grzechem obojętności”. W wielu przypadkach słyszymy usprawiedliwienia, że brak uwagi względem współmałżonka jest spowodowany tym, że ten ostatni przyniósł rozczarowanie. Lecz przecież ktoś spojrzał na niego z zainteresowaniem! Druga skrajność może okazać się równie wyniszczająca: mężczyzna lub kobieta może posłużyć się drugą osobą jak lustrem. Zbyt kochający współmałżonek może wejść w tę grę. Również i on przygotowuje teren do zabicia relacji. 

Wpatrywanie się w swój pępek w poszukiwaniu siebie jest odmową przyjęcia do wiadomości, że zostaliśmy zrodzeni z kogoś innego. Zaakceptowanie siebie – a być może prawdziwa miłość samego siebie – to zaakceptowanie tego, czym się jest, z własną niedoskonałością, bez obawy, że nie będziemy kochani. Dobra terapia jest spotkaniem twarzą w twarz z drugą osobą jak z przyjacielem.

Można przeżyć oderwanie od swojej małej osoby i zaakceptowanie siebie w atmosferze humoru i autoironii. O ile potrafię śmiać się z siebie samego, mogę postrzegać siebie samego jako byt zewnętrzny, unieść się ponad to, co mnie rani. Nawet osoba dotknięta poważnymi zaburzeniami psychicznymi może zachować zdolność humoru. Psychotyk pozostaje całkowicie osobą, nawet ograniczony przez chorobę. Oderwanie się od siebie, przekroczenie siebie samego, by wyjść z błędnego kręgu hiperintencji i hiperrefl eksji, są częścią technik logoterapii Frankla, którą stosujemy.

Tekst z książki „Sztuka wiernej miłości” wydanej przez Wydawnictwo W drodze. Lead pochodzi od redakcji Dominikanie.pl.