Lista nadużyć, które powinny być nią karane.

Wobec kaznodziejów, którzy odmawiają posługi ludziom nie tylko chcącym ich słuchać, ale wręcz proszącym i spragnionym pouczenia, nasz dominikanin zaproponował dość oryginalne rozwiązanie – karę śmierci. Kaznodzieja bowiem, który nie chce głosić kazań, świadomie i perfidnie pozbawia ludzi rzeczy niezbędnych do życia.

 W stallach gotyckiej katedry w angielskim Ripon znajduje się piętnastowieczna drewniana płaskorzeźba przedstawiająca dominikańskiego kaznodzieję w trakcie spełniania officium praedicationis. Dzieło to jednak nie jest laudacją na cześć Zakonu Kaznodziejskiego, lecz jednoznaczną i raczej agresywną jego karykaturą. Kaznodzieja został przedstawiony jako lis, który stoi dumnie na ambonie i poucza swoje oryginalne audytorium: kury, kaczki i barany. Oczywiście, zaistnienie tego typu karykaturalnego wyobrażenia należy interpretować przede wszystkim w kontekście znanych także w Polsce licznych i głośnych sporów między dominikanami a klerem diecezjalnym. Krytyka dominikanów nie pojawiała się jednak wyłącznie poza zakonem. 

Sami bracia widzieli i otwarcie piętnowali niechlubne strony życia i działalności konfratrów. To właśnie czternastowieczni dominikańscy przełożeni i reformatorzy przyrównywali swoją pracę i wysiłki do „tresowania kłębowiska żmij”. Ta krytyczna ocena nie była celem samym w sobie czy szukaniem dziury w całym, lecz pełniła funkcję środka i narzędzia pozwalającego utrzymać wysokie standardy życia zakonnego. Dotyczyło to zarówno każdego dominikanina, jak i całych wspólnot klasztornych. 

W formacji dominikańskiej, ukierunkowanej w pierwszej kolejności na kaznodziejstwo, równie ważne było przywoływanie postaci wzorcowych (na przykład świętych Kościoła czy zasłużonych dominikanów), jak i różnych zachowań negatywnych, co miało pouczyć i przestrzec przyszłych kaznodziejów przed niebezpieczeństwami związanymi z ich posługą. W świetle tych uwag nie dziwi obecność tych motywów w powstałym około 1270 roku najważniejszym podręcznikukaznodziejstwa dominikańskiego De eruditione praedicatorum autorstwa dominikanina Humberta z Romans. 

Humbert już na początku swojego dzieła szczerze i nie bez smutku wyznał: „Mało jest dobrych kaznodziejów. W pierwotnym Kościele kaznodzieje, choć nieliczni, byli do tego stopnia dobrzy, że nawrócili cały świat. Dziś zaś są liczni i niewiele dokonują. Czyż nie jest tak dlatego, że tamci byli dobrymi kaznodziejami, ci zaś przeciwnie? Oznaką zatem trudności w jakiejkolwiek sztuce jest to, że liczni są ci, którzy się nią zajmują, lecz nieliczni robią to dobrze”. Humbert nie poprzestał na tym dość ogólnym stwierdzeniu. Swoją obserwację odpowiednio uargumentował i zilustrował długą listą nadużyć. A zatem niestety zdarza się, że kaznodzieje:

• mówią po prostu kłamstwa;

• przedkładają własny zysk nad dobro duchowe słuchaczy;

• zajmują się kaznodziejstwem dla rozgłosu;

• wywołują zgorszenie bądź to ostrymi słowami, bądź postawą, co ironicznie spuentował Humbert: „Mówią o Chrystusie głodnym i ubogim, a sami napęczniali są od jedzenia”;

• są zbyt młodzi i niedojrzali;

• podejmują głoszenie tylko po to, by uciec z klasztoru, albo z powodu konfliktu wewnątrz danej wspólnoty, niechęci do przełożonych lub współbraci, albo po prostu pragnąc niezależności i swobody (Humbert porównał ich do dzieci uciekających ze szkoły);

• wbrew rozsądkowi podejmują misję ewidentnie przekraczającą ich umiejętności;

• nadmiernie troszczą się w czasie podróży o utrzymanie, a niektórzy wprost omijają pewne miejsca ze względu na brak komfortu lub niegościnność mieszkańców.

De eruditione nie mogło zabraknąć również rozważań na temat kaznodziejów, którzy nie tyle są nieprzygotowani do swoich zadań, co pomimo posiadanych kompetencji stronią od głoszenia kazań. Humbert – co podkreślił z nieukrywaną goryczą – spotkał braci, którzy odmawiają posługi ludziom nie tylko chcącym ich słuchać, ale wręcz proszącym i spragnionym pouczenia. Wobec takich kaznodziejów nasz dominikanin nie ograniczył się tylko do słów krytyki i nagany, ale zaproponował dość oryginalne i raczej wstrząsające rozwiązanie – karę śmierci. Kaznodzieja bowiem, który nie chce głosić kazań, świadomie i perfidnie pozbawia ludzi rzeczy niezbędnych do życia. Kaznodziejstwo było nie tylko uczeniem i przepowiadaniem, ale działaniem ratującym życie.Humbert stanął przed swymi braćmi i zapytał: „Będziesz spokojnie patrzył, jak twój brat umiera? Jeżeli tak, wstąp, bestio, w otchłań, bo Boży świat nie jest twoim domem, ale pustynia!”.

Przyznam, że obraz antykaznodziei w relacji mojego współbrata wywołał we mnie konsternację. Bez wątpienia zaskakuje szczerość i otwartość Humberta, który jako praktykujący kaznodzieja i uważny obserwator nie wahał się wprost i bez patetycznej eklezjalnej frazeologii przedstawić precyzyjnego i wyczerpującego opisu nadużyć, które zauważał. Jednak tym, co wciąż mnie niepokoi, jest fakt, że pomimo upływu tylu wieków przestrogi Humberta nic a nic nie straciły na aktualności.